Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pies cierpiał przez ludzi

Dariusz Brożek 95 742 16 83 [email protected]
- Ten pies cierpiał czekając na pomoc - opowiada Anna Kuźmińska-Świder, prezes stowarzyszenia ekologicznego Pakla.
- Ten pies cierpiał czekając na pomoc - opowiada Anna Kuźmińska-Świder, prezes stowarzyszenia ekologicznego Pakla. Dariusz Brożek
Potrącony przez samochód kundelek kilka godzin czekał na pomoc, bo władze Międzyrzecza nie mają umowy z żadnym z weterynarzy na całodobową opiekę nad rannymi czworonogami. Niebawem będzie się nimi zajmować gorzowska klinika weterynaryjna.

Przeczytaj też: Pijak skatował psa. Zwierzak nie przeżył

Prezes stowarzyszenia ekologicznego Pakla z Międzyrzecza Anna Kuźmińska-Świder twierdzi, że w gminie szwankują procedury dotyczące opieki nad bezpańskimi czworonogami. Zwłaszcza w weekendy, kiedy urząd miejskijest nieczynny i mieszkańcy nie wiedzą, kogo należy informować o rannych psach czy kotach. Jako przykład podaje kundelka, którego w minioną sobotę potracił samochód w Bukowcu. Mieszkańcy poinformowali o tym powiatowego lekarza weterynarii Małgorzatę Matysek, która następnie skontaktowała się z A. Kuźmińską-Świder.

- Psem zaopiekowali się policjanci. Ustalili, że nie ma właściciela i nie wiadomo, kto go potrącił. Nie mogli go jednak zabrać do Międzyrzecza, gdyż przepisy zabraniają im przewożenia zwierząt w służbowych samochodach. Nie chciał tam przyjechać żaden z weterynarzy, gdyż gmina nie ma z nimi umowy na opiekę nad rannymi czworonogami - opowiada A. Kuźmińska-Świder.

W międzyczasie M. Matysek poinformowała o sprawie weterynarza z Trzciela Waldemara Nowaczyka, który prowadzi gabinet w Międzyrzeczu. Zgodził się przyjąć kundelka. Problem w tym, że trzeba było go przewieźć z Bukowca. Kto miał to zrobić? - Ratusz był zamknięty i nie było komu podjęć decyzji w tej sprawie. A pies cierpiał. Zadzwoniłam nawet do burmistrza, ale na próżno - mówi szefowa Pakli.

Psa przywiózł swoim samochodem radny Hubert Zeh. Weterynarz go opatrzył, dał mu zastrzyk ze znieczuleniem. Stwierdził, że prawdopodobnie ma złamaną miednicę, lub kość udową. A. Kuźmińska-Świder zabrała go do domu. - W naszej gminie nie ma schroniska. Bezpańskie czworonogi są wyłapywane przez pracowników firmy ze Świebodzina, a następnie wywożone do schroniska koło Trzcianki, z którym władze mają umowę. Szkopuł w tym, że w sobotę nie było komu podjąć decyzji w tej sprawie. To karygodne - opowiada.

W poniedziałek po psa przyjechał Piotr Węcławowicz i zabrał go do schroniska pod Trzcianką. Był zaskoczony, kiedy usłyszał o jego perypetiach. - W wielkopolskich gminach policjanci informują o takich zdarzeniach firmy, które zabierają ranne psy czy koty, a potem wystawiają rachunki lokalnym władzom - opowiada.

Rzeczniczka urzędu miejskiego w Międzyrzeczu Patrycja Klarecka-Haładus wyjaśnia, że mimo starań urzędników żaden z weterynarzy nie chciał podpisać z nimi umowy na opiekę nad zwierzakami. Tłumaczyli, że nie są w stanie pracować przez okrągłą dobę. Wkrótce to się zmieni. - W ciągu kilku najbliższych dni podpisana zostanie umowa z gorzowską kliniką weterynaryjną, która jako jedyna w rejonie Międzyrzecza pełni całodobowe dyżury - zapowiada.

Władze gminy podpiszą też umowę z przewoźnikiem, który ma dowodzić ranne zwierzęta do Gorzowa Wlkp. W weekendy i popołudniami będą się z nim kontaktować policjanci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska