Od kilku lat winobraniowy jarmark wywoływał wiele emocji. Mieszkańcom nie podobało się to, że obok obrazów z zielonogórskimi pejzażami leżą majtki. - Przecież to nie targ - mówili. - Święto ma swój charakter! I to powinno widać na jarmarku. Stąd pomysł na wydzielenie stref. W zeszłym roku stoiska z odzieżą umieszczono na parkingu przy filharmonii. W pierwszej części deptaka przy al. Niepodległości znaleźli się rękodzielnicy i budki z winami. Dalej stoiska gastronomiczne.
- Ale znów docierały do nas negatywne opinie. Ludzie nie potrafili znaleźć miejsc, gdzie sprzedawano dany asortyment. Nie pomogły drogowskazy - mówi prezydent Janusz Kubicki. - Część handlarzy zrezygnowała z wystawienia się.
Zobacz też: ** Policja, Winobranie, bójki i izba wytrzeźwień (relacja wideo)**
W tym roku postanowiono wrócić do starego układu. Co mówią dziś handlujący i kupujący?
- W zeszłym roku stałam w gorszym miejscu, na ul. Kupieckiej. Mniej ludzi tam chodziło, a jednak sprzedałam dużo towaru. Teraz jestem w samym centrum, niedaleko teatru. Przechodzą tędy tłumy, ale nic nie kupują - mówi Iwona Karska z Nałęczowa, która oferuje biżuterię z kamieni szlachetnych. - Kompletnie nie rozumiem, dlaczego zrobił się taki zastój?
Innego zdania jest Regina Banaszewska z Bydgoszczy. Na Winobranie przyjeżdża z synem Dariuszem, który jest właścicielem firmy, od trzech lat.
- Za pierwszym razem staliśmy przy fontannie, rok temu - przy filharmonii. Fatalnie było. Mało ludzi, mały utarg - przyznaje R. Banaszewska. - Teraz jest dużo lepiej.
Zobacz też: ** Winobranie 2010: Wielki koncert zakończony. Niby fajnie, ale...**
Marcin Nowakowski z Gdańska handluje oryginalnymi wieszakami. Porównuje nas z jarmarkiem dominikańskim. - Podoba mi się, że jest jeden ciąg i nie trzeba szukać sprzedawców po mieście - zauważa. - Choć widzę, że pewne podziały są według asortymentu. Najlepsze jest maksymalne pomieszanie wszystkiego. W przeciwnym razie, jak ktoś nie chce kupić skóry, to ominie kilka sąsiednich stoisk z kurtkami. A jak między nimi będą pączki i obrazy, to obejrzy wszystko, co jest po drodze.
Pan Marcin jest zaskoczony frekwencją. Myślał, że będzie dużo niższa. I atmosferą. - Zielonogórzanie są wspaniali - podkreśla. Ale ma też zastrzeżenia do organizatorów: - W porównaniu z jarmarkiem dominikańskim trudniej tu znaleźć ochroniarzy czy osoby odpowiedzialne za różne kwestie w mieście.
Wśród kupujących nie spotkaliśmy nikogo, komu układ jarmarku by się nie podobał. Wszyscy podkreślali: - Tak jest dużo lepiej, nie trzeba biegać i szukać. Nawet tłumy przeciskające się pomiędzy stoiskami nie przeszkadzają. Podobają się jednakowe budki w zielonogórskich barwach na ul. Żeromskiego.
Jak mówi wiceprezes Zakładu Usług Miejskich Zdzisław Strach, obecnie na jarmarku jest 315-20 (liczba się zmienia) stoisk i wciąż ich przybywa. W czwartek wystawią się np. miasta partnerskie Zielonej Góry. Co to oznacza? Że do kasy miasta może wpłynąć ok. 350 tys. zł. Część stoisk - dla stowarzyszeń, rękodzielników, winiarzy - wynajmowanych jest bezpłatnie.
A handlujący z wszelkimi uwagami mogą się zgłaszać do biura jarmarku przy al. Niepodległości 16.
Teraz możesz czytać "Gazetę Lubuską" przez internet już od godziny 4.00 rano. Kliknij tutaj, by przejść na stronę e-lubuska.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?