W mieszkaniu zielonogórzanina Romana Szmajsa telefon stacjonarny zadzwonił przed kilkoma dniami. – Słychać było młody głos kobiety, która zaczęła rozmowę, „dziadku, ratuj” – relacjonuje R. Szmajs. 68-latek natychmiast odpowiedział, „co się stało, Karolinko”. Imię wymyślił. Tego dokładnie chciała oszustka, która była przekonana, że ma już ofiarę na haczyku.
Oszustka, podająca się już za Karolinkę, opowiedziała historię o spowodowaniu wypadku samochodowego. – Mówiła, że nie ma ubezpieczenia auta i mnie, dziadka, prosiła o 64 tys. zł, które wpłaci poszkodowanej osobie na policji i nie będzie miała żadnych problemów – opowiada R. Szmajs. W dalszej części rozmowy z „wnuczką” zaczął mówić, że nie ma takich pieniędzy, ale żeby przyszła do niego po tyle, ile ma gotówki w domu. Oszustka powiedziała wtedy, że jest w komendzie policji i pisze protokół z wypadku. – Powiedziałem, że mam tylko 11 tys. zł. Dodałem, że mogę pomóc, ale muszę pieniądze wybrać z banku – opowiada R. Szmajs. Usłyszał, że pieniądze musi dostarczyć natychmiast, co potwierdziła „policjantka”. Tutaj pan Roman już nie wytrzymał. Powiedział, że wie, co się dzieje. Rozmowę natychmiast przerwano.
Przytomność R. Szmajsa uratowała go przed stratą dużych pieniędzy. – Bardzo dobrze się stało. Jeżeli ktoś z rodziny chce od nas pożyczyć pieniądze i podaje się np. za wnuczka, to rozłączmy się i najlepiej zadzwońmy do rodziny, pytając się, czy faktycznie potrzebują pieniędzy – mówi podinsp. Małgorzata Barska, rzeczniczka policji. I przypomina, że ani policjant, ani prokurator nigdy nie bierze gotówki. – Nie ma takiej możliwości, żeby dzwonili do czyjegoś domu i żądali gotówki. To niemożliwe – przypomina podinsp. Barska.
Przed sprytnymi oszustami ratuje tylko ostrożność i przytomność umysłu. Tak było niedawno w Zielonej Górze. Do domu zielonogórzanki zadzwoniła kobieta. Podała się za policjantkę. Powiedziała, że córka starszej kobiety spowodowała wypadek, w którym ranna została inna kobieta. Opowiedziała, że córka jest aresztowana i żeby wyszła z aresztu trzeba szybko wpłacić „kaucję” w wysokości 150 tys. zł. Zdenerwowana kobieta pojawiła się w jednym z banków, by pilnie wziąć 150 tys. zł kredytu. Na szczęście pracownik banku zorientował się, że starsza pani padła ofiarą oszustów. Poprosił o napisanie na kartce, co się dzieje. Ze swojego telefonu zadzwonił do córki starszej pani i policjantów.
Przeczytaj też: Oszustwo "na wnuczka". Kobieta straciła 35 tys. zł. W taki sposób została okradziona... po raz drugi
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?