Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To lekarze są winni temu, że dziecko ciężko choruje

Danuta Kuleszyńska 68 324 88 43 [email protected]
- Mamy w sobie dużo wiary i siły, żeby walczyć o zdrowie kochanego synka - mówią zgodnie Karolina i Michał Kępińscy, rodzice Mateuszka.
- Mamy w sobie dużo wiary i siły, żeby walczyć o zdrowie kochanego synka - mówią zgodnie Karolina i Michał Kępińscy, rodzice Mateuszka. Fot. Mariusz Kapała
- Mąż zapłakany przyszedł na septyk i mówi, że mały umiera... - Karolina znów wyciera łzy. Ma żal do ginekologa, że go przy operacji nie było. - A być powinien! - przekonuje drugi ginekolog. I oskarża tego pierwszego o zaniedbanie. Sprawą zajęła się prokuratura.

Michał Kępiński całuje synka w czółko. Maluszek nie reaguje. Patrzy przed siebie jakby rodziców nie widział. - Jest bardzo chory, ale cieszę się, że w ogóle żyje, a co będzie dalej to czas pokaże żyje - wzdycha Karolina Kępińska, mama chłopczyka. - Na razie kursujemy z nim po szpitalach: Poznań, Wrocław, Warszawa... Neurolodzy nie dają mu wielkich szans. Ale jest w nas dużo wiary i nadziei, że Mateuszek wyzdrowieje.

Cofnijmy się do końca stycznia. Karolina jest w 24 tygodniu ciąży, bardzo dba o siebie, cieszy się, że maluszek dobrze rozwija się w brzuchu. Co tydzień biega do ginekologa. Prywatnie. Wybrała młodego lekarza Jacka P. bo ma dobrze wyposażony gabinet. Z jego usług jest zadowolona. Do czasu. - Na początku lutego zaczął boleć mnie brzuch. Kilka razy prosiłam doktora P. o skierowanie do szpitala, ale odmawiał. Badał mnie i powtarzał, że nic się nie dzieje, że ciąża nie jest zagrożona - wspomina.

Z bólem brzucha Karolina przechodziła ponad miesiąc. 3 marca w nocy, w 28 tygodniu ciąży, chwycił ją atak. - Nie mogła ani wstać ani siedzieć tak ją bolało. Ciągle wymiotowała, słabła... Zawieźliśmy ją do szpitala - opowiada Renata Kruszyńska, teściowa Karoliny.
Dyżur na położnictwie miał wtedy Sławomir Gąsior. To był drugi dzień pracy ginekologa w zielonogórskim szpitalu. Wcześniej przez dziesięć lat był zastępcą ordynatora ginekologii i położnictwa w Nowej Soli. - Propozycję przejścia złożył mi dyrektor szpitala w Zielonej Górze. Długo się wahałem, bo w Nowej Soli wybudowałem dom i swoją zawodową przyszłość wiązałem raczej z tym miejscem. Ale pomyślałem, że może jednak warto spróbować. To było dla mnie wyzwanie. Zgodziłem się - mówi.
- Prosiliśmy doktora, by nie odchodził, bo w Zielonej Górze ktoś mu na pewno podłoży świnię. I podłożył - dodaje pani Małgorzata (nazwisko do wiadomości redakcji) pracownica nowosolskiego szpitala.

Gąsior nie ukrywa. Został ściągnięty, żeby zrobić porządek na ginekologii i położnictwie. Od kiedy oddziały rozłączono, sytuacja stała się nie do zniesienia. - Zastałem bałagan, marną dyscyplinę i skłócony personel. Każdy kłócił się z każdym. Upadł też cały proces kształcenia lekarzy specjalistów, oddziały wyglądały fatalnie, były zacofane technicznie. Nie wykonywano tu żadnych operacji ginekologicznych metodą laparoskopii i endoskopii, a jedynie zabiegi brzuszne - wylicza.

Adrianna Wilczyńska, rzeczniczka szpitala: - Doktor Gąsior jest cenionym fachowcem, dobrym organizatorem i człowiekiem spokojnym o dużej kulturze osobistej. Te zalety docenił zarząd szpitala powierzając mu uporządkowanie i poprowadzenie oddziału ginekologiczno-położniczego. Jego praca już zaczyna przynosić rezultaty.

Wróćmy do Karoliny. Z bólami trafiła na położnictwo. Po badaniach S. Gąsior odesłał pacjentkę na chirurgię z podejrzeniem zapalenia wyrostka. Tam diagnozę potwierdzono. Chirurdzy Andrzej Donabidowicz i Jacek Bywalec szykowali ją do zabiegu.
Renata Kruszyńska, teściowa: - Pojechałam odwiedzić synową około godz. 19.00. Leżała półprzytomna z bólu, ciągle nie była operowana. Prosiłam pielęgniarki o pomoc, chciałam za operację zapłacić, żeby ten wyrostek wycięli jak najszybciej. Odpowiedź była taka, że wszystko jest pod kontrolą, że trzeba czekać.

Na stół operacyjny Karolinę położono około godz. 23.00. Dlaczego tak późno? Bo, jak tłumaczą chirurdzy, w międzyczasie operowali mężczyznę, którego życie było zagrożone.
- Mam wielki żal do doktora Gąsiora i nigdy mu nie wybaczę, że nie przyszedł, gdy byłam operowana. Słyszałam od lekarzy, że odmówił, bo za daleko... A przecież moja ciąża była zagrożona! Gdyby wtedy zrobił cesarkę, Mateuszek urodziłby się zdrowy! - rozpacza Karolina.

Sławomir Gąsior: - Moja obecność nie była konieczna przy operacji. Chirurdzy skontaktowali się ze mną telefonicznie przed i po zabiegu, nie prosili, bym przyszedł. Operacja przebiegała bez zakłóceń i ukończenie ciąży w jej trakcie nie było konieczne.
Kilka dni po wycięciu wyrostka stwierdzono zapalenie otrzewnej. Doszło do zakażenia płodu. Wtedy była już pod opieką innego ginekologa, który wrócił z urlopu. Natychmiast wykonano cesarskie cięcie. Mateuszek przyszedł na świat z wodogłowiem, zakażoną krwią i obecną w płucach oraz mózgu. Trafił na neonatologię.

- Mąż przyszedł do mnie zapłakany na septyk i mówi, że mały umiera, że trzeba wezwać księdza. Proszę nie pytać, co czułam... - Karolina znów wyciera łzy.
Ksiądz ochrzcił Mateuszka, chłopczyk przeżył. - Nie umarł, bo lekarze na neonatologii zrobili wszystko, by go uratować. Będziemy im wdzięczni do końca życia - dodaje Michał.
Kto zawinił, że zdrowe w brzuchu dziecko urodziło się umierające? Kępińscy nie mają wątpliwości: winę ponoszą lekarze. - Po pierwsze młody ginekolog, który mnie prowadził. Bo gdyby skierował mnie do szpitala, gdy o to prosiłam, do zapalenia otrzewnej by nie doszło. A po drugie doktor Gąsior. Bo odmówił przyjścia gdy byłam operowana. Wtedy mógłby zrobić cesarkę.

Sławomir Gąsior: - Dziecko urodzone w 28 tygodniu ciąży jest mocno niedojrzałe i ma niewielkie szanse na przeżycie. Ukończenie ciąży w tym okresie może nastąpić wyłącznie w sytuacji bezwzględnych wskazań. A takich nie było.
Postawą położnika oburzony jest inny ginekolog z oddziału. Ten, który po operacji przejął opiekę nad Karoliną. I którego miejsce w zawodowej hierarchii zajął właśnie Gąsior. Z ginekologiem spotkałam się w redakcji, bo na oddziale nie chciał rozmawiać. Od razu zastrzegł, że nie życzy sobie ujawniania nazwiska w gazecie. Dlaczego? - Bo odchodzę ze szpitala, ale nie odchodzę ze środowiska. Mam swoje pacjentki, będę pracował w innym miejscu i nie chcę, by kojarzono mnie z tą sprawą - przekonywał.

Mówił o sobie, że jest świetnym fachowcem. W szpitalu to potwierdzają. Ale zaraz dodają, że jest kiepskim menadżerem. Niepochlebnie wyrażał się o umiejętnościach chirurgicznych ginekologa Gąsiora. Powiedział wprost: - Jego nieobecność podczas wycinania wyrostka u kobiety ciężarnej jest poważnym błędem i zaniedbaniem. Jestem tym zbulwersowany. Ginekolog postąpił nieetycznie, powinien dokonać położniczej inspekcji jamy brzusznej, a nie udzielać chirurgom porad przez telefon, bo to niedopuszczalne!

- A pan jakby postąpił?
- Wiedząc, że kobieta w ciąży ma zapalenie wyrostka, byłbym obecny przy operacji. I podjąłbym decyzję o cesarskim cięciu. Nie doszłoby wtedy do zapalenia otrzewnej, gdyby dziecko wyjęto.
Sławomir Gąsior: - Jest mi przykro, bo w rozmowie w cztery oczy doktor nigdy niczego mi nie powiedział, nie podważał moich umiejętności. Cenię go jako fachowca, ale nie rozumiem jego postępowania. Myślę, że przemawia przez niego urażona duma, bo zająłem jego miejsce.
Młodzi Kępińscy przyznają, że to jeden z ginekologów namówił ich, by sprawą zainteresować "GL". Dawał im do zrozumienia, że winę za chorobę ich synka ponosi właśnie S. Gąsior. Nie chcą powiedzieć o kogo chodzi, ale można się domyśleć.

Przypadek Karoliny przedstawiłam prof. Jerzemu Stelmachowi z Kliniki Położnictwa i Ginekologii w Warszawie, który jest krajowym konsultantem w tej dziedzinie.
- Nie ma potrzeby kończyć ciąży, gdy operowany jest wyrostek, więc obecność położnika nie była konieczna. Tym bardziej, że dziecko w 28 tygodniu ma nikłą szansę na przeżycie. Być może infekcja wdarła się do jaja płodowego bezobjawowo, już po wycięciu wyrostka. Nie wiemy czy spadła podwiązka, czy była perforacja... Bardzo tej pani współczuję, bo być może zawinił jakiś zbieg okoliczności, może nie zadziałały antybiotyki... Pytań jest mnóstwo. A sprawa na pewno mętna. Na ten temat powinni wypowiedzieć się biegli, w oparciu o dokumentację - uważa profesor.

W kwietniu prokuratura rejonowa w Zielonej Górze wszczęła śledztwo. Doniesienie na postępowanie lekarzy złożyła Renata Kruszyńska, teściowa Karoliny. Prokuratura przesłuchała już wszystkie strony, zebrała dokumentację. - Jesteśmy na etapie poszukiwań Zakładu Medycyny Sądowej, który mógłby jak najszybciej zająć się sprawą. Biegli będą analizowali dokumentację i wydadzą opinię. Będzie ona miała kluczowe znaczenie dla dalszego postępowania. Jeśli okaże się, że popełniono błąd, wówczas przedstawimy zarzuty konkretnej osobie lub osobom - informuje prokurator Jacek Buśko.

Michał Kępiński spogląda na synka. I czule całuje w czółko. - Taki maluszek, a tak cierpi... - łamie mu się głos. - Jutro znów jedziemy do neurologa. Tym razem do Wrocławia.
Mateuszek na czułości ojca nie reaguje. Patrzy przed siebie, jakby rodziców nie widział.

P.S.
Kontakt z lekarzem Jackiem P. nie jest możliwy. Przebywa poza granicami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska