Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żarska porcelana jest znana na całym świecie

Redakcja
W sobotę o godz. 12.00 otwarta zostanie w żarskiej galerii wystawa poświęcona żarskiej porcelanie. Naprawdę warto przyjść.
W sobotę o godz. 12.00 otwarta zostanie w żarskiej galerii wystawa poświęcona żarskiej porcelanie. Naprawdę warto przyjść.
To nie Miśnia, ani nawet Rosenthal, ale... Żary. Pasjonaci porcelany z tego miasta nie oddaliby jednak swoich talerzyków i filiżanek za żadne skarby. No chyba, że za "schwana".

Porcelana, białe złoto, od wieków fascynowała. Nad wydarciem jej tajemnic Chińczykom pracowali europejscy alchemicy. Udało się to dopiero Boettgerowi, którego przypadkowe odkrycie - szukał kamienia filozoficznego - umożliwiło powstanie w 1710 r. najstarszej europejskiej manufaktury porcelany w Miśni. W pierwszej połowie XVIII w. założono kolejne wytwórnie w Wiedniu, Wenecji, Petersburgu, Berlinie czy Sevres. W XIX wieku powstały wytwórnie w Żarach i Gozdnicy.

Rozgorączkowana mieszkanka Brodów zatelefonowała do redakcji.
- Mam fragmenty serwisu łabędziego - wysapała w słuchawkę. - Czy to prawda, że mogę za to kupić samochód? Córka mówi, że warte są majątek...

W XVIII wieku, na zlecenie królewskiego ministra Brühla i jego żony, w miśnieńskiej manufakturze porcelany powstał największy na świecie porcelanowy serwis tzw. Schwanenservice, czyli łabędzi. Był przeznaczony dla stu osób i składał się z 2.200 naczyń. Przechowywano go w pałacu w Brodach Żarskich. Jego wykonanie zajęło mistrzowi Johannowi Kaendlerowi ponad pięć lat. Głównym elementem dekoracyjnym były łabędzie, których reliefy lub plastyczne figury zdobiły każde naczynie, stąd nazwa "łabędzi serwis".

Może na dnie jeziora

Czy to możliwe, aby mieszkanka Brodów miała należące do serwisu naczynia? Hrabia Brühl wyraził w testamencie życzenie, by porcelanowe dzieło sztuki było dziedziczone przez kolejnych spadkobierców w całości. Długie lata serwis służył właścicielom majątku w Brodach. W czasie II wojny światowej, a zwłaszcza po wkroczeniu Armii Czerwonej, uległ częściowo zniszczeniu, część zaś została rozszabrowana. Krąży też legenda, że pewne elementy zatopiono w Jeziorze Brodzkim. Dziś pojedyncze naczynia zdobione motywem łabędzia można obejrzeć w muzeach w Poznaniu, Krakowie, Gdańsku, Wrocławiu; sporą kolekcję "schwanów" posiada muzeum w Dreźnie. Porcelanowe arcydzieła zdobią również prywatne kolekcje, a na aukcjach osiągają zawrotne ceny. Bo to podobno najwybitniejsze osiągnięcie miśnieńskich mistrzów porcelany...

Józef Leńczuk, emerytowany nauczyciel z Brodów i pasjonat lokalnej historii przyjechał jako kilkuletni chłopiec do Brodów w grudniu 1945 roku. Opowiada, że rzeczywiście wiele cennych przedmiotów z pałacu, brodzkich domów i pobliskich Zasiek znajdowało się w domostwach tej wsi. W tym wiele egzemplarzy porcelany.
- Nie wierzę jednak, aby "schwany" u nas przetrwały - mówi. - Przede wszystkim dlatego, że wszystko co cenne mieszkańcy już oddali lub sprzedali. W latach 70. i później jeździli tutaj handlarze, przede wszystkim Cyganie i ludzie oddawali meble, sztućce, ceramikę za garnki lub kilka groszy...
To tylko Żary

Docieramy wreszcie do mieszkanki Brodów. Wyciąga z zawiniątka, jakby wyjmowała nie lada skarb, wyszczerbiony talerzyk i filiżankę bez ucha.
- I co, ile to może być warte?
Na żadnym z naczynek nie ma łabędzia. Są za to kwiaty. Delikatne, różowe. Talerzyk ma tylko znak. To nie jest miśnieńska porcelana. Na filiżance znak kotwice i litery SP. Żary.
- To jest tylko z Żar... - wzdycha zawiedziona kobieta. I prosi żeby broń Boże nie podawać nazwiska. Jeszcze będą ją ścigać za to, że jako dziecko grzebała w pałacowych ruinach. Dużo rzeczy znaleźli, bo gruzy sięgały pierwszego piętra. Inne rzeczy rodzice - cytując brodziankę - wydali.

Gdy Franciszek Łuckiewicz słyszy zdanie "tylko z Żar" aż nim trzęsie.
- Żarska porcelana na międzynarodowych konkursach wygrywała i z Miśnią i z Rosenthalem, a sprzedawano ją na słynnej nowojorskiej 5. Alei - tłumaczy i oprowadza nas po swoim mieszkaniu. Pełne jest porcelanowych cacek, a to jeszcze nic. Znaczna część znajduje się w Gabinecie Historii Miasta. A tam... Kilka osób z Stowarzyszenia Miłośników Żarskiej Porcelany, które czeka na zarejestrowanie.

To po prostu obrzydliwe

Gabriela Pawlicka-Żelazko pierwszy raz zobaczyła żarską porcelanę u swojej cioci i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Jerzy Tomasz Nowiński, historyk, opiekun izby, zajął się nią za sprawą zainteresowania dziejami miasta. I żony, której zamarzył się unikatowy serwis. Na razie skompletował dwie sztuki i jak śmieją się inni podjął się niewykonalnej misji. Adrian Jaworski nie rozumie pytania "dlaczego żarska".

- To... obrzydliwe, że w tym mieście nikt nie interesuje się żarska porcelaną - dodaje Sławomir Falkowski. - Gdy patrzę na żałosną prezentację miasta na targach turystycznych w Berlinie to szlag mnie trafia. Idziemy w banał, gdy tymczasem mamy u siebie prawdziwe skarby, oryginalny szlagier.
W 1888 r. pochodzący ze Zgorzelca i mający fabrykę w Gozdnicy Gustaw Otremba zakłada żarską fabrykę porcelany, w 1892 r. przejmuje ją Fritz Boehme. Od 1900 r. zakład wchodzi w skład Zjednoczenia Niemieckich Fabryk Porcelany Philippa Rosenthala. Prawdziwa kariera rozpoczyna się jednak w 1918 r., gdy fabrykę przejmuje koncern ceramiczny należący do rodziny Carstensów.
- Patrząc na poszczególne egzemplarze można opowiadać o historii fabryki - mówi Łuckiewicz. Pierwsze egzemplarze są toporne, ciężkie, wzorowane na porcelanie śląskiej. Późniejsze już oryginalne, lekkie, świeże... A te pozbawione złoceń powstały w czasie wojny. Cały kruszec szedł na potrzeby wojenne. Szacuje się, że w Żarach powstało ponad 20 tys. wzorów wyrobów.
Sami sobie winni

Wiedzą o żarskiej porcelanie wszystko. Kotwica z literami PS (Porzellanfabrik Sorau) to znak, że to wyrób z pierwszego okresu. Tutaj widać wzory secesyjne, a to art deco, a to specjalny kubek dla... wąsatych. Oto serwis "Floryda", którym Żary "wykosiły" na rynku amerykańskim Miśnię i Rosenthala. O niektórych kompletach mówią niemal z czcią: "Ingrid", "Mimoza"...
- Na giełdach i aukcjach żarska porcelana jest nawet przeszacowana i to jest nasza wina - nieco gorzko przyznaje pani Gabriela. - Kilka osób z Żar zaczęło szukać naszej porcelany i natychmiast dało się to odczuć. Już wiemy też, że wiele razy na aukcjach biliśmy się między sobą, podbijając ceny. Teraz już tego błędu nie popełniamy.

Nawet na słynnym festiwalu porcelany, który co roku odbywa się za naszą zachodnią granicą, dostrzeżono już zainteresowanie produktami z Żar. W tym miejscu nieco rumieni się Łuckiewicz. Od niego wszystko się zaczęło. Skupował lokalną porcelanę wyszukując ją na targach staroci w Polsce i Niemczech, rozsyłając wici między znajomymi. Trafiały do niego porcelanowe klejnoty ze Stanów Zjednoczonych i Szwecji, a także te odkopywane na miejscowym cmentarzu. Pani Gabriela pokazuje maselnicę, którą kupiła na giełdzie w Weisswasser. Sprzedająca ją Niemka przyznaje, że nigdy nie była używana, stała zawsze jako ozdoba kredensu.

- Bo Niemcy traktowali przedmioty z porcelany jak skarby, chowali przed wojną, zabierali z sobą z nielicznym dobytkiem - dodaje Falkowski. - Niestety, w 1945 skończyła się w Żarach produkcja i ta porcelana poszła w zapomnienie, a my odkrywamy ją ponownie. Zresztą ten błąd popełniono w całej Polsce. Gdy ostatnio sprawdzałem to, co dzieje się z tradycją porcelany tułowickiej... Tragedia. A Gozdnica?

Zachwyt, a nie martyrologia

- Ludzi już nie ma, a porcelana przetrwała, mimo że tak krucha - dodaje Jaworski - Bo ludzie kochają piękno i traktowali ją zawsze jako coś wyjątkowo cennego. I jak fajnie przez jej pryzmat mówi się o historii, bo to nie jest martyrologia. To zachwyca.
Marzy im się muzeum żarskiej porcelany. Eksponaty skompletują bez trudu z tego, co mają w szafach i posiadają ich znajomi. Zresztą powstanie takiego muzeum uruchomiłoby lawinę zainteresowania, ludzie zapewne przynosiliby to, co niszczeje na strychach.

Po nalocie dywanowym i ciężkich walkach w lutym 1945 roku fabryka przestała istnieć. Po zajęciu miasta przez Armię Radziecką żołnierze rosyjscy tłukli burżujskie naczynia. Potem wymieniali wyroby za samogon. I to był koniec. Może nie?
A co ze "schwanami"? Żarscy kolekcjonerzy podziwiają je, widzieli. W muzeach w Miśni i Poczdamie. Oczywiście to marzenie każdego zakochanego w porcelanie.
- Kiedyś od mieszkańca Brodów kupiłem porcelanę - dodaje Łuckiewicz. - Była piękna, wiedeńska. I wymieniłem. Za jedną filiżankę dostałem dziesięć żarskich. Dziś byłoby to już trudne.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska