Kilkaset metrów leśnej drogi między dwoma wsiami - Barcikowicami i Czasławiem. Tędy przebiega granica między dwoma gminami i dwoma powiatami. Prawe pobocze to gmina Otyń. W zbiorniku wodnym po dawnym młynie mamy stare opony. Jakieś dwieście metrów dalej okazała sterta opakowań plastikowych. Ładnie zgniecionych, przygotowanych do odbioru. I jeszcze jedno miejsce, to już gmina Zielona Góra, gruz. Tutaj ktoś próbował przekonać samego siebie, że nie wyrzuca odpadów, a utwardza drogę... Wysypiska dzikie, ale o wąskiej specjalizacji. Po segregacji.
Przeczytaj też: Kolejny "wynalazek" ustawy śmieciowej
Wojewódzki inspektor ochrony środowiska zbiera podobne sygnały. Nie brakuje ich.
- Z reguły ich uprzątnięcie to zadanie gminy - mówi wojewódzka inspektor. - Informujemy samorząd i mobilizujemy. Powinniśmy próby omijania przepisów zdusić w zarodku, aby nie tworzyć precedensów, kolejnych dzikich wysypisk. Ten miesiąc traktowaliśmy ulgowo, teraz posypią się kary. Nie wszędzie jest źle. Na przykład w gminie Łagów pokazano, że można mieszkańcom dostarczyć informacje i poradzić sobie z organizacją odbioru odpadów. Więcej problemów mają śmieciowe związki gmin, może trudniej na starcie jest ogarnąć większy teren.
Inspektorzy ochrony środowiska boją się, że jesteśmy świadkami wylewania dziecka z kąpielą. Przez lata udało się przekonać wielu ludzi do segregacji odpadów i szkoda, jeśli tę pracę teraz trafi szlag. Bo ile ludzie mogą biegać na próżno z woreczkami i szukać pojemników? Czy jest problemem oznakować stare pojemniki?
Dusić nielegalne wysypiska w zarodku... Janusz Zawada z zielonogórskiej Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych mówi o roku, jaki leśnicy dają sobie na ocenę nowych przepisów. I dodaje, że są coraz skuteczniejsi w identyfikacji śmieciarzy. Służą już do tego nawet kamery monitoringu. A gra jest warta świeczki - rocznie tylko ta dyrekcja wydaje 600 tys. zł na sprzątanie lasów, w skali kraju leśnicy płacą... 17 mln zł. Porządki ograniczają się jednak do leśnych parkingów, okolic jezior... I często po rodzaju odpadów widać, że wysypisko powstało z... desperacji. Bo jak inaczej nazwać kolekcję lodówki, pralki i telewizora?
- Po uprzątnięciu dawnych dzikich wysypisk było już lepiej - dodaje Zawada. - Oczywiście boimy się, że wraz z nowymi przepisami odżyją.
Przeczytaj też: Śmieci do kontroli. A Lubuszanie narzekają
Łukasz Jasiulaniec, zajmujący się ochroną środowiska w Otyniu, przyznaje, że o ile śmieciami zajmuje się związek gmin, ale uprzątnięcie pól i lasów jest w gestii gminy. Problemy na starcie były, chociażby gminne pojemniki przy cmentarzach, które błyskawicznie zapełniły się śmieciami komunalnymi. Ludzie nie wiedzieli, co będzie dalej.
- Co do wysypisk przy tej leśnej drodze... - zastanawia się Jasiulaniec. - Nasi mieszkańcy od dawna są przyzwyczajeni do segregacji, od lat mają indywidualne worki, a nie tzw. gniazda, czyli pojemniki na segregowane odpady. Przekazujemy teraz na spotkaniach informacyjnych, że zabierzemy nieograniczoną ilość śmieci, że naprawdę, nie ma potrzeby szukania alternatywnych sposobów pozbycia się odpadów...
Wniosek? Otyniowi śmieci ktoś podrzucił? Kto? Ktoś, kto stawiał na gniazda. Słowem w otyńskich lasach leżą śmieciowe kukułcze jaja. Sąsiedzi są zapewne przekonani, że ich dzikie wysypiska także są podrzutkami. Kto śmieci? Inni.
Najlepsze atrakcje Krakowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?