MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W Gorzowie bez układu ani rusz

Zbigniew Borek 95 722 57 72 [email protected]
56-letni dziś Jędrzejczak rządzi Gorzowem od 1998 r. W pierwszej turze wygrał wybory w 2002, 2006 i 2010 r.
56-letni dziś Jędrzejczak rządzi Gorzowem od 1998 r. W pierwszej turze wygrał wybory w 2002, 2006 i 2010 r. Jakub Pikulik
Jakim cudem prawie 130-tysięcznym miastem w europejskim kraju rządzi człowiek, którego sąd uznał winnym działania na szkodę tego miasta i jego firm? Odpowiedź: afera budowlana nie jest przyczyną, ale skutkiem zepsucia życia publicznego.

Kto? Prezydent. Co? Skazany na sześć lat więzienia. Gdzie? W Sądzie Okręgowym. Kiedy? W zeszłym tygodniu. Znamy już odpowiedzi na cztery z pięciu pytań, na jakie każdy dziennikarz w artykule odpowiedzieć powinien. Spróbujmy odpowiedzieć na piąte, zwykle najważniejsze: dlaczego? Za aferę budowlaną - to oczywiste. Ale dlaczego do niej doszło?

Od rzemyczka do koniczka

Pamiętam to z lekcji religii: od rzemyczka do scyzoryczka, od scyzoryczka do koniczka, od koniczka szubieniczka. Nie mam zielonego pojęcia, czy Jędrzejczak ostatecznie "zawiśnie" (wyrok jest nieprawomocny). Pewien jestem jednak, że nic by mu nie groziło, gdyby pamiętał o zasadzie: "od rzemyczka...".

Nie groziłoby mu to, gdyby jego samorządowe i polityczne otoczenie w porę reagowało wcześniej na mniejsze przewinienia prezydenta. Gdyby opozycja potrafiła przedłożyć interes Gorzowa nad własny i odsunąć go od władzy. Gdyby organa ścigania były bardziej dociekliwe. Gdybyśmy my, dziennikarze, potrafili przedstawić nadużycia w mieście bardziej wnikliwie.

I powiedzmy sobie jasno: tu nie chodzi o Tadeusza Jędrzejczaka, choć można mu współczuć siedmioletniej już udręki od aresztowania do wyroku. Tu chodzi - wybaczcie patos - o Gorzów. Miasto skompromitowane wyrokiem na prezydenta. Ośmieszone niemocą jego konkurencji. Teraz dobite rozwiązaniem PO.

Zaczęło się w Sydney

56-letni dziś Jędrzejczak rządzi Gorzowem od 1998 r. Pierwszą wpadkę zaliczył już w 2000 r.: był na igrzyskach w Sydney na koszt sponsora. Ówczesny szef żużlowej Stali Les Gondor zafundował urzędującemu prezydentowi wypad do Australii i ani jednemu, ani drugiemu włos przez to z głosy nie spadł. Kolejne dwa lata później prezydent - wtedy w SLD - i radni tej partii przeforsowali plan zagospodarowania dawnego poligonu przy ul. Myśliborskiej, który umożliwiał budowę hipermarketu.

Dziwnym trafem już trzy lata wcześniej firma powiązana ze Stanisławem P., znanym z największej w kraju afery o wyłudzenie VAT, kupiła tam od Agencji Mienia Wojskowego działkę z przeznaczeniem tylko militarnym. Ziemię kupioną za 7 mln zł ta sama firma odsprzedała Tesco - za 14 mln zł. Skąd wiedziała, że na wojskowym terenie będzie można postawić hipermarket, do dziś nie wiadomo. Nie wiadomo też, dlaczego radni nie uchwalili planu pod market na działkach miejskich, tuż obok.

- Władze miasta z niewiadomych powodów robią prezent prywatnej spółce - mówił radny Arkadiusz Marcinkiewicz. Za korupcję i ustawianie przetargów sąd skazał byłego prezesa AMW Andrzeja J. i szefa jej gorzowskiego oddziału. Wątek miejski pod sąd nie trafił. Nie uporała się z tym prokuratura. Nie uporała opozycja. Nie wyjaśniliśmy sprawy my, dziennikarze.

Tesco działa w Gorzowie od 2002 r. Przekazało miastu 4,5 mln zł na budowę trasy średnicowej. Od niej zaczęła się afera budowlana. Jędrzejczak został skazany m.in. za to, że kazał dwóm firmom zapłacić biznesmenowi z Żywca po 400 tys. zł za 89 tys. krzewów. Miały rosnąć na trasie średnicowej, ale nigdy tam nie dotarły. Pośrednikiem w tym przekręcie był szef AMW Andrzej J. Tak, ten, który został skazany w sprawie z Tesco.

W 2004 r. wczesnym rankiem agenci ABW zabrali prezydenta z domu i przewieźli na 84 dni do aresztu w Szczecinie. Rządził miastem zza krat, ale opozycja potrafiła się pokłócić nawet o palmę pierwszeństwa w organizacji referendum. Nie zaproponowała wyborcom alternatywy dla Jędrzejczaka.

Ci usłuchali więc jego wezwania i zagłosowali nogami. Przez niską frekwencję referendum upadło, choć jego wynik był dla prezydenta druzgocący: aż 92 proc. za odwołaniem. Ten sam błąd skonfliktowane PO i PiS popełniały przy wyborach.

Oblężona twierdza

Wystawiały swoich kandydatów, zamiast postawić na jednego niepartyjnego, który byłby sygnałem dla wyborców: "Patrzcie, nie chcemy władzy dla siebie". Pewni swego działacze dostawali szoku, gdy ten zły, skompromitowany Jędrzejczak wygrywał w pierwszej turze wybory w 2006 i 2010 r. (wcześniej w 2002 r.).

Z tego czerpał siłę. Z czasem zamienił ją w arogancję, uznając, że przed nikim i niczym - za wyjątkiem prokuratury i sądu - nie musi się już tłumaczyć. Nie tłumaczył się z odwoływania najważniejszych urzędników, nie wyjaśniał, dlaczego zostawia na urzędzie sekretarza miasta Ryszarda Knecia skazanego za jazdę po alkoholu. Z drugiej strony: dlaczego prezydent miałby zwolnić Knecia, skoro na nim samym ciążyły już wtedy o niebo poważniejsze zarzuty? Głos PO i PiS stawał się niesłyszalny.

Krok po kroku obie partie odebrały sobie siłę, a po części i wiarygodność. Za rządów PiS głodnej Elżbiecie Rafalskiej, wiecznej rywalce Jędrzejczaka, policjanci donieśli do pociągu hamburgery. Zrobili to na polecenie wiceministra Marka Surmacza. Ani on, ani Rafalska nie potrafili przeprosić za wpadkę. To drobiazg, ale PiS nie uporał się też z nieetyczną postawą radnego Marcinkiewicza, który sprzątnął miastu sprzed nosa ziemię, żeby zarobić 3 mln zł.

Brak umiejętności samooczyszczenia doprowadził w zeszłym tygodniu gorzowską PO do katastrofy: wskutek afery z martwymi duszami została rozwiązana. Wymusiła to dopiero partyjna góra, choć dziennikarze w mieście pisali o tym od kilku miesięcy.

Być może kulisy sprawy odsłoni prokuratura, ale ręki sobie za to uciąć nie dam. Kilka lat temu nie potrafiła przecież wyjaśnić afery podsłuchowej. Do dziś nie wiemy, kto nagrał rozmowę Marcinkiewicza z Jędrzejczakiem w - podkreślmy - urzędowym gabinecie prezydenta miasta. A radny Marcinkiewicz - tak, ten sam, który atakował prezydenta za Tesco - rozmawiał z nim wtedy o interesach.

W tak mętnej atmosferze władza w Gorzowie pozwalała sobie na coraz więcej. Sieć interesów stawała się coraz silniejsza, społeczne przyzwolenie coraz większe. - Gorzowem rządzi układ towarzysko - biznesowy, którego członkowie świetnie się znają, robią wspólnie interesy i chodzą na te same imprezy - mówił mi niedawno Piotr Dębicki.

- Formalnie może i lewica nie rządzi, ale jak pili ze sobą wódkę 20 lat temu, tak piją i teraz - stwierdził przedsiębiorca Andrzej Szyjkowski. - Jak jesteś spoza układu towarzyskiego, nic w Gorzowie nie zrobisz - wtórował społecznik Krzysztof Pijarowski. A to już prokurator Ewa Cybulska: - Między władzami miasta i przedsiębiorcami budowlanymi istniał układ. Bez przyzwolenia prezydenta i urzędników korupcja nie byłaby możliwa na tak wielką skalę.

Siła Jędrzejczaka to inwestycje: Słowianka, bulwar, drogi, filharmonia. Ale niemal przy każdej coś nie gra: albo są poślizgi, albo kłopoty z rozliczeniem. Podmianę materiałów w filharmonii sprawdzają: prokuratura, CBA i ABW.

Jakby nigdy nic sporo inwestycji w mieście nadal nadzorują Janusz K. i Ryszard S., skazani w aferze budowlanej. Kolejni ludzie z otoczenia prezydenta zamieniają nazwisko na inicjał, ale niemal każdy spada na cztery łapy: wiceprezydent Mariusz G. z urzędu przeszedł na prezesa miejskiej spółki, a szef inwestycji Władysław Ż. z emerytury prosto do filharmonii.

I znów społecznik Pijarowski o układzie towarzyskim: - Niespecjalnie są zainteresowani tym, żeby przychodził ktoś nowy, dla nich całkiem obcy. Zastanawiają się, jaki ma cel. Czego on tak naprawdę chce? Kto za nim stoi?

Skutek, a nie przyczyna

Podkreślam: nie chodzi mi o to, żeby zrównać grzechy Jędrzejczaka z przewinami jego oponentów. Bo czym są wieśmaki Rafalskiej i Surmacza przy 6 mln zł strat, jakie miasto poniosło wskutek afery budowlanej? Nie chodzi też o to, by jego winę rozmydlić, obdzielić nią urzędników, polityków, dziennikarzy, mieszkańców, PO, PiS.

Jak pisał Fredro: znaj proporcję, mocium panie. To Jędrzejczak dostał sześć lat więzienia, osiem lat zakazu pełnienia funkcji publicznych i 1 mln zł kary, a sąd podkreślił, że jego wina nie podlega żadnej wątpliwości.

Chodzi mi tylko o drobne, ale ważne stwierdzenie: afera budowlana nie jest przyczyną, ale skutkiem zepsucia życia publicznego w Gorzowie. Mogło jej nie być, gdyby Jędrzejczak usłyszał kategoryczne "stop" już na etapie rzemyczka lub scyzoryczka.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska