Według scenariusza zaproponowanego przez resort taka lekcja powinna trwać 90 minut. Najwięcej kontrowersji budzi jej skromna część: 20 minut pod hasłem ,,doświadczenia własne rodziców''.
Zobacz też: Tajfun - zobacz, jak działa najgroźniejszy z dopalaczy (wideo)
W dużym skrócie rodzice mają w tym czasie opowiedzieć, co brało się, gdy byli nastolatkami i w jakich okolicznościach się odurzano (np. imprezy młodzieżowe - podpowiada ministerstwo). Czytelnik z os. Staszica, który ma syna w podstawówce, jest oburzony. - Święty nie byłem. Każdy jakieś głupoty robił. Ale mam przy obcych ludziach, publicznie wstać i powiedzieć młodemu, któremu wpajam od lat, że narkotyki to zło: Synu, tatuś w młodości popalał sobie trawkę?! Kto to wymyślił?!
Wymyśliło ministerstwo w ramach akcji walki z dopalaczami. Takie spotkanie z rodzicami to jedna z propozycji z apelu minister Katarzyny Hall do dyrektorów szkół w całym kraju. Pismo już dotarło do placówek. - No, na pewno niektóre propozycje są trudne... - ocenia delikatnie dyrektor Zespołu Szkół nr 20 z Górczyna Jerzy Koziura.
Zobacz też: Sklepy z dopalaczami znikną raz na zawsze. Premier idzie na wojnę z handlarzami
Przyznaje, że dziś ciężko ściągnąć rodziców choćby na wywiadówkę, by porozmawiać o problemach w nauce, a co dopiero namówić na takie zwierzenia. - Ale wychowawcy już się zastanawiają, jak wprowadzić propozycje minister do swoich programów profilaktycznych - dodaje.
Nauczyciele (nie z tej szkoły) kpią, że pomysł ze spotkaniem jest nierealny. - Pod co te dwie godziny ciurkiem podciągnąć? Ile rodziców przyjdzie w ciągu dnia? Rzucono pomysł bez zastanowienia, jak go wykonać - kwituje nauczycielka z gimnazjum (nie chce nazwiska w ,,GL'') i nauczyciel z liceum. Dyr. Koziura zastanawia się na głos: - To może ściągniemy uczniów na wywiadówkę? Jeszcze nad tym pomyślimy. Pierwsze spotkania to kwestia tygodni.
Zobacz też: Gorzów to królestwo dopalaczy!
Tymczasem Apolonia Górniak, ekspert terapii uzależnień, pomysł na podobne rozmowy ocenia krótko: - Nie pomogą, a mogą zaszkodzić.
Jej zdaniem klasa z setką obcych sobie osób to kiepska arena do przyznawania się do tak intymnych spraw. - Owszem, można z dzieckiem w taki sposób porozmawiać, ale na osobności, w spokojnej atmosferze, oswojonym miejscu. Klasa i widownia to kiepski pomysł - zapewnia.
Jej zdaniem zwołane w taki sposób spotkanie będzie torturą i dla uczniów, i dla rodziców. Wszyscy, czerwieniąc się, będą zażenowani czekać na koniec. - Chyba ktoś koniecznie chce pokazać, że coś robi w sprawie dopalaczy. Ale to bicie piany - ocenia surowo A. Górniak.
Sami uczniowie pukają się w głowę. Nie wyobrażają sobie podobnej rozmowy w gronie koleżanek, kolegów i swoich rodziców. - To tak, jakby na wychowaniu seksualnym ojciec opowiadał o swoich podbojach, a mama o wakacyjnych przygodach - odpisał nam poproszony o opinię 15-latek.
Kurator Roman Sondej zapewnia, że obawy rodziców, dzieci i wszystkich innych są niepotrzebne. - Ten scenariusz spotkania to luźna propozycja, żadna wytyczna czy nakaz. Nikt nie ma zamiaru, bo nie ma też prawa, zmuszać rodziców do takich publicznych wystąpień. Chodzi tylko o to, by szkoły pomyślały nad zmianą swoich programów profilaktyczych. A może już mają w nich sprawę dopalaczy? - mówi kurator.
- Dopalacze to poważny problem. Ale takie sprawy rozwiązuje się z głową, a nie spektakularnymi akcjami - przypomina A. Górniak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?