MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pani Rozalia z Marcinowa ma 97 lat, ale ciągle chce być na swoim

Dariusz Chajewski
fot. Mariusz Kapała
Sto lat życia nie jest granicą, której warto poświęcać czas. Ooo, grabienie siano to co innego. Bo to ma sens. Wnuki trzymają zwierzęta to i trochę im pomoże.

Powolutku, ruch za ruchem Rozalia Radzka grabi siano. Tak jak robi to od lat. A było już ich sporo, bo liczy sobie 97 wiosen i od zawsze na gospodarce. Chwila przerwy, oprze się na kiju. Wciągnie zapach skoszonej właśnie trawy. Dobry rok.

- Radzę sobie i póki się da nie chcę iść mieszkać do kogoś kątem - opowiada. - Póki sobie ugotuję, potrafię wokół siebie wszystko zrobić, nie pójdę. Chociaż jeden z wnuków mi proponuje mieszkanie u niego. Ale jak tak sobie rano wstanę i spojrzę przez okno...

Bo ludzie nie są źli

Uśmiecha się. Ale o swoim życiu mówi niechętnie. I to nie tylko dlatego, że jak zastrzega więcej zapomniała niż pamięta. Uważa, że nie ma o czym opowiadać. Życie, jak życie. Nic w nim nadzwyczajnego.

Pochodzi z Pomorza, tam wyszła za mąż... Ale małżeństwem się nie nacieszyła. Po pięciu latach mąż poszedł na wojnę i zginął. Został syn, który stal się dla niej centrum wszechświata. Przez lata byli sami na świecie. Później syn założył rodzinę i mijały lata... Niestety w ubiegłym roku jej jedynak zmarł...

- Jak trafiłam do Marcinowa? - pani Rozalia mocniej oparła się na trzonku grabi. - Przyjechałam do siostry. Później sołtys dał mi mieszkanie tam, w krzakach. To był dom kryty jeszcze strzechą. A ten, w którym mieszkam kupiłam. Od takiej samotnej kobiety jak ja. Zawsze chciałam coś swojego.

Jak opowiada nie wadziła nikomu. I pewnie dlatego nikt nie dokuczał jej wypominając, że przyjechała z Pomorza. A przecież tutaj wszyscy, no może prawie wszyscy, przyjechali zza Buga. Bo i ludzie są życzliwi, a że zawsze się trafi ktoś zły... Wystarczy popatrzeć na rodzinę.

Syna miała jednego, ale wnuków już jedenaścioro. A prawnuków... Dobrze ponad dwadzieścioro. I jedne są bardzo dobrymi ludźmi, a inne... Cóż, trochę mniej dobrymi.

Żeby mnie tam zabrali

(fot. fot. Mariusz Kapała)

Sekret długowieczności? Ruszać się. Żyć, a nie ciągle umierać. Pani Rozalia opowiada, że jak tylko dłużej nic nie robi natychmiast nogi jej puchną. To i stara się wokół gospodarstwa chodzić. Coś zrobi, odpocznie, znów się pokręci. Dom niedawno wyremontowała w środku. Żeby porządnie było.

- Nigdy alkoholu nie tykałam, nawet podczas toastów - dodaje. - Bo wódka zmienia ludzi, na gorsze.

Teraz to i na urodziny nie wypada jej życzyć sakramentalnej "setki", bo to raptem trzy lata. Ale pani Rozalia natychmiast urywa dyskusję. Jej zdaniem ludzie nie powinni kurczowo, łapczywie chwytać się życia. Raczej pogodzić się z powolnym odchodzeniem. Tak ten świat jest urządzony.

- Nie chcę dożyć do setki - dodaje. - Mam dość tego, że ciągle sama. czuje się dobrze, a jeśli cos mnie boli to taka... pustka. Wszyscy, którzy byli mi najbliżsi są już tam... Modlę się teraz o to, aby syn tam na górze znalazł mojego męża. I żeby mnie razem zabrali... Tam.

Uśmiecha się na pożegnanie, bo teraz jest tutaj. Chwyta grabie i zamaszystym ruchem przerzuca siano. Bo to ma przecież sens.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska