MKTG SR - pasek na kartach artykułów

- Media nazywają Dawida B. królem dopalaczy. W rzeczywistości to pionek - opowiada Mariusz Czapracki z Gorzowa

Jakub Pikulik 95 722 57 72 [email protected]
Mariusz Czapracki prezentuje projekty biur i magazynów głównej siedziby, gdzie handlowano dopalaczami i rozsyłano je do odbiorców w całej Polsce. - To perfekcyjnie zorganizowany system dystrybucji - mówi.
Mariusz Czapracki prezentuje projekty biur i magazynów głównej siedziby, gdzie handlowano dopalaczami i rozsyłano je do odbiorców w całej Polsce. - To perfekcyjnie zorganizowany system dystrybucji - mówi. fot. Kazimierz Ligocki
- Nie on stoi za tym biznesem - mówi Mariusz Czapracki. Poznał ludzi, którzy sprowadzili dopalacze do Polski.

Czytaj też: Dopalacze, czy marihuana mogą pogrzebać nasze życie seksualne

- Uśmiechasz się, gdy media nazywają Dawida B. królem dopalaczy. Dlaczego?
- Bo to pionek, wierzchołek góry lodowej. To nie on rozkręcał w naszym kraju ten biznes. Robili to Maciek i Hubert (nazwiska do wiadomości redakcji - dop. red.). Maciek wrócił z Anglii, tam podpatrzył, na czym polega handel takimi środkami, i ile można na tym zarobić. Chłopaki miały doświadczenie w prowadzeniu sklepów internetowych, założyły spółkę. Mieli najlepszego, jakiego znam, organizatora sieci sprzedaży. Naprawdę zna się na rzeczy, każda firma przyjęłaby go z otwartymi ramionami. Wszyscy byli około trzydziestki, bardzo młodzi, inteligentni i poukładani ludzie.

- Jak ich poznałeś? Skąd znasz szczegóły działalności firmy?
- Wynajęli mnie, żebym urządził im siedzibę. Na początku, w 2007 roku, było to jedno pomieszczenie. Sprzedaliśmy im meble biurowe i na tym się skończyło. Po pół roku był telefon. Firma zmieniała siedzibę, w Poznaniu kupiła willę o powierzchni 1.200 metrów kwadratowych. Poprosili nas o zaadaptowanie budynku do ich potrzeb. Wyburzyliśmy wszystkie ściany, poza nośnymi. Na kilku piętrach powstały biura, sale konferencyjne, stanowiska pracy handlowców i innych zatrudnionych ludzi. W sumie 60 osób, w tym dziesięciu na cały etat. No i magazyn. To, co tam się działo, świadczy o skali handlu dopalaczami w naszym kraju.

Czytaj też: Dopalacze wypalają Twój mózg!

- Dlaczego?
- Mieli zaprojektowany przeze mnie najnowocześniejszy i najsprawniej działający magazyn sklepu internetowego w kraju. Chłopakom zależało, żeby wszystko szło bardzo szybko i bardzo sprawnie. Siedem osób bez przerwy odbierało zamówienia internetowe. Do koszyczka wrzucali karteczkę z adresem i uzupełniali odpowiednimi środkami. Zamawiały firmy i osoby prywatne. Często byli to małolaci. Składali zamówienia grupowe, bo tak wychodzi taniej za przesyłkę. Taki uzupełniony koszyczek stawiano na biurku, przy którym siedziały dwie osoby, a przed nimi kilka drukarek. Pakowali dopalacze, wkładali do koperty kartkę z podziękowaniami, naklejali adres i odstawiali przesyłkę na półkę. I tak bez przerwy. Stamtąd wyjeżdżały całe palety załadowane dopalaczami, które później kurierzy rozwozili po kraju.

- Jak rozwijał się biznes?
- Bardzo szybko. Po niespełna roku nowa siedziba firmy była gotowa. W międzyczasie policja zrobiła tam nalot, aresztowali wszystkich, w tym naszych monterów. Musiałem tłumaczyć na komendzie, że to nie są pracownicy tej spółki, tylko Fajnychmebli.

Czytaj też: Tajfun - zobacz, jak działa najgroźniejszy z dopalaczy (wideo)

- Właściciele przeczuwali, że żyła złota w końcu przestanie przynosić dochody?
- Jasne. Doskonale wiedzieli, że prędzej czy później policja i rząd dobiorą im się do tyłków, to była tylko kwestia czasu. Dlatego nastawiali się głównie na zysk. A bogacili się szybko. Po pół roku pracy jeden kupił sobie mercedesa cls amg, wartego pół miliona złotych. Mieli inne luksusowe auta. I plany na rozwój firmy.

- Jakie?
- Zlecili nam zaprojektowanie wysp, w których dopalacze mogłyby być sprzedawane w super- i hipermarketach. Gdyby to weszło na rynek, kraj zalałaby masa tych środków, a Huberta i Maćka nieprzerwany strumień pieniędzy. Postawienie jednej takiej wyspy miało kosztować około 12 tysięcy złotych. Ale planu nie udało się zrealizować. Na przeszkodzie stanęły przepisy. Projekt jest jednak gotowy, mam go w swojej dokumentacji do dziś.

- Czy twoim zdaniem, handel dopalaczami to dobry biznes?
- Tak, ale tylko pod warunkiem, że ktoś nie ma absolutnie żadnych skrupułów. Jeśli człowiek zacznie się zastanawiać nad konsekwencjami, jakie może mieć wypuszczenie w rynek takich produktów, to prędzej czy później zwątpi, ruszy go sumienie. Handel dopalaczami jest świetnym biznesem dla ludzi takich jak Maciej i Hubert. Oni nie analizowali, oni tylko sprzedawali towar.

- Towar, czyli co?
- Powiem wprost: dopalacze to gówno w papierku. Ich wytworzenie kosztuje grosze, a sprzedawane są za kilkadziesiąt złotych. To wysokomarżowe produkty, cały koszt to jakieś chemikalia i ładne, przyciągające wzrok, kolorowe opakowanie, czyli praktycznie koszty są zerowe. Opakowania mają kusić ludzi, najczęściej nastolatków, którzy nie mają pojęcia, co biorą. Czyli w skrócie: płacisz niewiele, zarabiasz krocie.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska