MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jeśli po złoto to do Czech

Marcin Łada
Marcin Łada
Marcin Łada Archiwum GL
Zdzwonił nasz stały Czytelnik z Głogowa i poprosił przez kolegę, żebym przestał narzekać na Falubaz i rozejrzał się nieco szerzej. Cóż, własne podwórko jest mi najmilsze i niechętnie kukam w obejścia sąsiadów, ale bywam także refleksyjny...

Naprawdę pragnąłem posłuchać rady, a tu czytam w zaprzyjaźnionej gazecie, że Andreas Jonsson chce kupić Polonię Bydgoszcz. To Falubaz emituje akcje i szuka sponsorów, a nadziany Szwed inwestuje w „Gryfy”? Niewdzięcznik, utracjusz. Przecież w Zielonej Górze podali mu rękę i miał lepiej niż w domu, a jak trwoga to ucieka. Jeszcze oficjalnie nie spakował walizki, ale to raczej kwestia czasu. Przy okazji wyobraziłem sobie sytuację, że Jonsson kupi Polonię, a kontrakt podpisze w innym klubie, który będzie z nią rywalizował. To dopiero jaja.

Napomniany przez cytowanego na wstępie Czytelnika już miałem skręcić na inne ścieżki, kiedy dostałem SMS-a: „Skąd ten optymizm w Falubazie, o którym czytam na Waszych łamach?”. To akurat robota prezesa Andrzeja Napieraja. Rozmawiałem z nim o ciężkiej sytuacji finansowej zielonogórskiej organizacji, która wychodzi właśnie z poślizgu kontrolowanego na prostą. Rozumiem, to niebezpieczny moment, bo duża prędkość i nie ma dmuchanych band. Nieuważny ruch kierownicą może spowodować nieprzewidzianą w skutkach kraksę, ale przecież sternik wie, co robi.

Powyższe określenie trudno odnieść do znajomego z Falubazu, którzy wybrał się na weekend do Pardubi. Przypuszczam, że potrzeba trzech dni picia lub transfuzji, żeby natrąbić się lekkim czeskim piwem. Jeśli w grę wejdą jeszcze zakąski w postaci smażonych serów z hranolkami, nudle z sosem i kurczakiem, zupy, sosy, zapiekanki czy inne tłuste podkłady to osiągniecie stanu ogólnej prostacji graniczy z cudem. Nie doceniłem jednak determinacji kolegi. Trudno wyczuć czy facet po prostu przesadził z zabawą, czy może zalewał smutek, bo nie udzielił mu się optymizm prezesa. Jestem pewny, że już w sobotę na torze widział nie czterech, ale przynajmniej sześciu zawodników. Jego strata, bo tam działy się wspaniałe rzeczy i warto je było zapamiętać na nadchodzące zimowe wieczory.

Wiele razy komplementowałem w tym miejscu Barka Zmarzlika i znów to zrobię. Młodziak z Gorzowa postawił w Czechach kropkę nad „i”. Mistrz świata juniorów imponował przygotowaniem, zimną krwią i dojrzałością godną najlepszych w tym sporcie. Bartek, ale także jego tata oraz brat są przy tym wszystkim bardzo normalni i cały czas świetnie bawią się żużlem. Uśmiechnięci, otwarci i szczęśliwi. Sukces rodziny wspaniale wpisał się w ogólny klimat czeskiej imprezy.

Gospodarze nie są i mam nadzieję, że nigdy nie będą przesiąknięci naszym sztywniactwem i atmosferą rodem z pól bitewnych. Tam jednak nikt nie pragnie być krzykliwym generałem. Dominuje luz i pozorny bałaganik, ale każdy dobrze wie, co do niego należy. Nawet dużych rozmiarów ochroniarz blokujący na stołeczku wejście do parkingu bardziej przypominał kolegę z baru niż zaprogramowanego służbistę. Na widok identyfikatora i opaski na przegubie z szerokim uśmiechem zawołał: - Szykownie!
No właśnie!

Przeczytaj też:Bartosz Zmarzlik: Jestem szczęśliwy. Stres był tylko przed pierwszym biegiem (wideo, zdjęcia)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska