Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak rosła Palmiarnia

Tomasz Czyżniewski
Dom winiarza należący do Gremplera powstał w 1818 r.
Dom winiarza należący do Gremplera powstał w 1818 r. fot. ze zbiorów Muzeum Ziemi Lubuskiej
Ma być o wiele większa i wysoki daktylowiec nie będzie się już przebijał przez dach. Właśnie trwa kolejna już rozbudowa. Czwarta!

Każde miasto ma swój łatwo rozpoznawalny punkt, do którego chce się wracać. W Zielonej Górze na pewno jest nim właśnie Palmiarnia. Ile ma lat? Z tym jest kłopot - zależy jak liczymy. Aż 199 lat lub tylko 56.

U pana Gremplera

Palmiarnia cudem architektury nie jest. Raczej przypomina szopę na zapleczu, w której właściciel co rusz coś dobudowuje. Może również w tym tkwi jej urok?
Ale zacznijmy od początku i cofnijmy się o niecałe 200 lat. Miasto ze wszystkich stron otaczały winnice. Zabudowa kończyła się tuż za skrzyżowaniem dzisiejszych ul. Kupieckiej z Podgórną. Właśnie niedawno swoją fabryczkę postawił Schadel. Za kilkanaście lat kupi ją belgijski przedsiębiorca Cockerill, który zamontuje w niej pierwszą maszynę parową. To w przyszłości Polska Wełna.

Nas jednak interesuje wzgórze po przeciwnej ulicy. Całkowicie obrośnięte winoroślą należało do kupca Alberta Gremplera. To on w 1818 r. na szczycie pagórka postawił spory dom winiarza, który był podręcznym magazynem dla winnicy. Grempler jeszcze nie był znany w Niemczech. Karierę zaczął robić dopiero w 1826 r. kiedy wraz z Karlem Samuelem Häuslerem i Friedrichem Gottlobem Försterem założył pierwszą w Niemczech wytwórnię wina musującego. Przez 120 lat firma nosząca jego nazwisko produkowała szampany przy ul. Moniuszki.
A domek? Prawie niezmieniony z zewnątrz przetrwał do dzisiaj. To charakterystyczny budyneczek w środku Palmiarni. Dziś nie przechowuje się w nim narzędzi, chociaż jeszcze po wojnie je w nim trzymano.

Mała szklarnia

Palmiarnia tuż przed rozpoczęciem przebudowy - jesień 2006 r.
Palmiarnia tuż przed rozpoczęciem przebudowy - jesień 2006 r. fot. Tomasz Czyżniewski

Początek XX wieku. Domek Gremplera samotnie stoi na Winnym Wzgórzu
(fot. fot. ze zbiorów Remigiusza Jankowskiego)

Po 1945 r. budynek przejął zakład opiekujący się miejską zielenią. Z tyłu powstała niewielka szklarnia, w której hodowano rośliny dla potrzeb przedsiębiorstwa. Miejsce było ładne, wciąż położne na uboczu. Idealnie nadawało się na klub zakładowy, w którym mogli spotykać się pracownicy. Pomysł okazał się na tyle dobry, że postanowiono urządzić w nim ogólnodostępną kawiarnię. Skończyło się hodowanie roślinek i ustawiono palmy oraz charakterystyczne krzesełka.

I jak to było wówczas w zwyczaju lokal uruchomiono z okazji 1-go maja. Do pracy ruszyły kelnerki przepasane niewielkimi białymi fartuszkami. Codziennie od 10.00 do 16.00 można było usiąść wśród palm lub na tarasie z widokiem na miasto.
- "Natomiast wieczorem o 20.00 pod szklanym dachem zabrzmią pierwsze takty ośmioosobowej orkiestry. Zamkną się parasole na tarasie a na parkiecie pośród palm i kwiatów zawirują spódniczki. Dansing trwać będzie do 2.00. Dla nie tańczących na piętrze urządzono klub telewizyjny. Położenie kawiarni gwarantuje dobry odbiór. Jest to jeden z najwyższych punktów miasta" - donosiła po otwarciu "Gazeta". Pomyśleć, wtedy jeszcze nie było w naszym mieście wieżowców!

Większa szklarnia

- W porównaniu z dzisiejszą Palmiarnią sala była nieduża. Takiej samej szerokości jak stary murowany domek. Najważniejsza była jednak atmosfera. Chociaż palmy były niewielkie bardzo przyjemnie się pod nimi siedziało - wspomina Janina Kozłowska.

W Zielonej Grze mówi się, że Palmiarnię, wraz z rosnącymi roślinami trzeba co 20 lat rozbudowywać i podwyższać. Nie do końca jest to prawdą. Początkowo lokal rozbudowywano częściej. Patrząc na Palmiarnię od strony ul. Wrocławskiej najpierw dobudowano kolejną salę po lewej stronie pierwszej szklarni. Później stanęła kolejna hala, tym razem po prawej stronie obiektu. Wiechę na stalowej konstrukcji zawieszono w połowie stycznia 1968 r. Zima i leżący śnieg wstrzymała dalsze prace. Robotnicy czekali tylko na poprawę pogody by zabrać się za szklenie ścian i sufitu. Inwestycja kosztowała 800 tys. zł. Już wtedy działała w lokalu charakterystyczna fontanna.

Lokal gotowy był jesienią. Rośliny mogły spokojnie rosnąć a ludzie mieli się gdzie bawić. Spokój był przez kilkanaście lat. Kiedy palmy zatrzymały się na płaskim, szklanym syficie zapadła decyzja o podwyższeniu obiektu.

Najpierw konstrukcja

Do tego momentu prace przy remoncie i rozbudowie Palmiarni niczym nie różniły się od zwykłej budowy. Teraz jednak budowano jeden dach nad drugim.

- Jakieś metr-półtora od starej konstrukcji przygotowaliśmy nowe fundamenty. Na nich stanęły stalowe słupy, na której oparta była nowa konstrukcja. Teraz tylko trzeba było nad stojącą palmiarnią rozciągnąć drugi dach i starą szklarnię przykryć nową - inżynier Henryk Mańka tłumaczy sekrety rozbudowy. Zna się na tym dobrze, bo to on ponad 20 lat temu zaprojektował nową konstrukcję i odpowiadał za realizację przedsięwzięcia. - Pani prezydent Antonina Grzegorzewska ustanowiła mnie pełnomocnikiem prezydenta w tej sprawie.

Trzeba budować

Palmiarnia tuż przed rozpoczęciem przebudowy - jesień 2006 r.
(fot. fot. Tomasz Czyżniewski)

H. Mańka, wciąż w branży, pokazuje specjalne pełnomocnictwo wydane 15 lutego 1984 r. I zaraz wyjmuje inny dokument. To protokół z narady poświęconej palmiarni z maja 1982 r. Wtedy zapadłą decyzja o przebudowie. Rozpisano w nim harmonogram działań. Konstrukcję miała stawiać firma Luksmet. Problem był z oszkleniem obiektu. Początkowo myślano, że zrobi to spółdzielnia Odra, ale jej prezes odmówił wykonania robót nie chcąc wysyłać do tej pracy zatrudnionych w Odrze inwalidów.
- Budowa nie była taka oczywista. To był stan wojenny. Brakowało materiałów i pieniędzy. Były większe problemy niż brak miejsca dla roślin - wspomina H. Mańka. - Jednak nie konserwowana konstrukcja tak mocno skorodowała, że do niczego się już nie nadawała. Wtedy prezydent Stanisław Ostręga zadecydował, że starą konstrukcję obudujemy nową.
- To skomplikowane przedsięwzięcie - stwierdzam.
- Nie aż tak bardzo - śmieje się inżynier. - Najpierw trzeba było ustawić stalowe słupy nośne. Na zewnątrz to prosta sprawa. A w środku trzeba było jedynie zrobić otwór w dachu i przy pomocy dźwigu ustawić w odpowiednim miejscu.

Rośliny na swoim miejscu

Sprawa nie była jednak taka prosta, po chociaż lokal był niedostępny dla gości, to rośliny zostały na swoim miejscu. Nie mogły ulec uszkodzeniu. Podobnie jak dzisiaj.
Tylko, że przed 20 laty rozbudowa trwała trzy lata. Obecnie rok.
- Prace prowadzone były systemem gospodarczym - tłumaczy konstruktor. - Firmy budowlane miały wyznaczone inne plany a palmiarnię robiły ponad normą. Ja konstrukcję projektowałem w trakcie trwania robót. Bardzo mi zależało, żeby dawny domek winiarza było dobrze wyeksponowany. I ciągle trzeba było szukać materiałów. Np. kamień bułgarski, którym wyłożona jest podłoga musieliśmy załatwiać w Bolesławcu.

Pomoc wojska

Wiele pracy wymagało pokrycie szkłem olbrzymiej powierzchni dachów jednak najbardziej kłopotliwa była sama końcówka remontu. Kiedy już nowa, wyższa o pięć metrów szklarnia stała gotowa nad pierwszą palmiarnią trzeba było rozebrać starą konstrukcję. I można było to zrobić jedynie ręcznie, bo dźwigi nie miały ty dostępu.
- Z pomocą przyszło wojsko - wspomina H. Mańka. - Przyjechali żołnierze z jednostki w Czerwieńska, wszystko rozebrali i wynieśli. Przy okazji sporo szkła się natłukło, ale roślinom nic się nie stało.
Powstałą kawiarnia na 150 miejsc. Układ roślin i kolorystykę zaprojektował Witold Nowicki. Lokal był gotowy na winobranie w 1985 r
Starczyło to na 20 lat. Dziś trzeba ją znów rozbudować, bo najwyższy w Polsce daktylowiec kanaryjski przebił dach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska