MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dramat pani Krystyny z Zielonej Góry: straciła dorobek całego życia

Danuta Kuleszyńska
Zrozpaczona Krystyna Stolarska: - Miał tu być bar handlowo-gastronomiczny, a na górze piękna hala bilardowa dla młodzieży. I co? I teraz muszę to wszystko oddać miastu za darmo!
Zrozpaczona Krystyna Stolarska: - Miał tu być bar handlowo-gastronomiczny, a na górze piękna hala bilardowa dla młodzieży. I co? I teraz muszę to wszystko oddać miastu za darmo! Ryszard Poprawski
- Krwawicę swoją i męża włożyłam w ten budynek, a miasto każe mi go zrównać z ziemią - rozpacza Krystyna Stolarska. Prezydent Janusz Kubicki: - Żal mi tej pani, ale kto to widział pakować pół miliona w nie swój grunt.

Z Krystyną Stolarską i jej synem Robertem spotykaliśmy się przy ul. Słowackiego pod piętrowym budynkiem. A właściwie pawilonem handlowym. Taka nazwa widnieje w dokumentach, jakie pokazuje kobieta. Są to dwie decyzje: o warunkach zabudowy (czerwiec 2003 r.) i decyzja zatwierdzająca projekt pawilonu, zezwalająca na jego budowę (lipiec 2004). Obie wydał Urząd Miejski. A teraz ten sam urząd w osobie prezydenta Janusza Kubickiego nakazuje rozbiórkę pawilonu i zwrot gruntu. Bo ziemia należy do miasta, a budynek stanął bez pozwolenia.

A było tak: na początku lat 90. pani Krystyna straciła pracę, poszła na bezrobocie. Żeby związać koniec z końcem, handlowała pod gołym niebem warzywami. Któregoś dnia wpadli z mężem na pomysł, by wydzierżawić od miasta kawałek ziemi, postawić budkę i na poważnie zająć się handlem. Jak pomyśleli, tak zrobili.

Był rok 1993, urząd wskazał działkę przy Słowackiego, ze Stolarskimi spisał umowę dzierżawy na trzy lata. Małżonkowie mogli postawić tymczasowy kiosk spożywczy. I postawili. Z drewna. Po trzech latach umowę odnowiono na lata kolejne. Interes pomału się kręcił, Stolarscy byli szczęśliwi. Po śmierci męża, w biznesie pomagał pani Krystynie syn Robert.

Ale w roku 2002 kiosk spłonął. Wtedy postanowili go odbudować. I to z dużym rozmachem! Załatwili wszystkie niezbędne papiery, łącznie ze zgodą na budowę murowanego pawilonu.

- Byłam pewna, że skoro zgodę wydaje urząd miasta, to spokojnie mogę rozpocząć inwestycję. Co więcej: urzędniczka zapewniła mnie, że jeśli wartość pawilonu przekroczy wartość działki, to będę mogła z czasem kupić ziemię na własność bez przetargu. Okazało się, że wprowadzono mnie w błąd - załamuje ręce kobieta.

Rozbudowa pawilonu pochłonęła cały dorobek życia Stolarskiej. - Poświęciłam na to wszystkie oszczędności, spadek po rodzicach, sprzedałam mieszkanie, przeniosłam się do córki. Sądziłam, że jak pawilon ruszy, odkuję się i zacznę żyć normalnie. Cała moja krwawica poszła w ten budynek! - opowiada.

- Matka z ojcem ciężko harowali i teraz nie ma już nic. Katastrofa! - wtrąca nerwowo syn Robert.

Piękny pawilon stanął trzy lata temu. Zgodę na użytkowanie wydał powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. Właśnie kończyła się kolejna umowa na dzierżawę działki. Tym razem pani Krystyna wystąpiła do urzędu o wykup gruntu. I... zaczęły się schody.

Miasto, owszem, działkę sprzeda, ale wyłącznie w przetargu, do którego mógłby przystąpić każdy. - Bo prawo inaczej nie zezwala - przekonuje prezydent Kubicki. - Zaproponowaliśmy tej pani, że jeśli przetarg przegra, to miasto zwróci poniesione nakłady. Ale nie zgodziła się i wystąpiła przeciwko nam do sądu o sprzedaż bezprzetargową.

Stolarska w sądzie przegrała. Odwołanie przegrała także. Kubicki uważa, że w ten sposób związała ręce i sobie i urzędowi. I że już nic nie da się odkręcić. - Teraz musimy trzymać się orzeczenia sądu - dodaje Kubicki. A w orzeczeniu stoi, że brak jest podstaw do jakichkolwiek roszczeń. Dlaczego? Bo w umowach najmu, jakie Stolarska podpisywała z miastem wyraźnie pisze: "Najemcy (czyli p. Stolarskiej - przyp. red.) nie przysługuje prawo do zwrotu nakładów poniesionych na nieruchomość".

Od trzech lat pawilon stoi pusty, pani Krystyna jest załamana. Włożyła w budowę prawie 600 tys. zł! Dziś nie ma nic. - Tracę zdrowie, nie mam z czego żyć, bo renta po mężu idzie na opłaty. Gdyby nie rodzina, pewnie umarłabym z głodu - rozpacza.

Janusz Kubicki: - Żal mi tej pani, bo znalazła się w strasznej sytuacji. Chciałbym pomóc, ale nie wiem jak. Bezradni są nawet prawnicy. Poza tym nie rozumiem, jak można pakować pół miliona w nie swoją ziemię!
Co może zrobić pani Krystyna? Wyjść jest kilka: może dobrowolnie zwrócić miastu działkę z pawilonem. Może pawilon wyburzyć i oddać "pusty" grunt. Może przystąpić do przetargu i kupić grunt od miasta, płacąc także za... swój pawilon!

Dociskany przez nas prezydent Kubicki znalazł rozwiązanie: - Pani Stolarska oficjalnie zwróci działkę z zabudową, po czym miasto podpisze z nią umowę dzierżawy na kolejne lata.
- I może zagwarantować to pan na piśmie? - dopytuję.
- Prawo nie pozwala. Ale umówmy się, że moja wypowiedź w gazecie jest taką właśnie formą przyrzeczenia. Słownego.

- Nie ufam miastu. Przecież to urzędnicy wprowadzili mnie w błąd, to przez nich straciłam wszystko. Dlatego chciałabym od prezydenta gwarancji na piśmie.

Krystyna Stolarska wspólnie z synem ciągle szukają rozwiązania dramatycznej sytuacji, w jakiej się znaleźli. Ale pomału tracą nadzieję.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska