- Co roku idę do kościoła poświęcić wodę i kredę. Później robię na drzwiach napis K+M+B. Tak robiła jeszcze moja babcia, później rodzice, a teraz ja - mówi nam Alicja Kolda z Gorzowa. Jednak z odpowiedzią na pytanie, dlaczego co roku zaprasza księdza z kolędą, waha się przez dłużą chwilę. - Trudno mi sobie wyobrazić tą porę roku bez tradycyjnej wizyty księdza - odpowiada.
27-letni Mariusz ma zupełnie inne zdanie. - Zaczęło się jeszcze, kiedy byłem na studiach. Wynajmowaliśmy z kolegami stancję, pewnego razu przyjęliśmy księdza po kolędzie. Pieniędzy wtedy było mało, zresztą nawet nikt z nas nie wpadł na pomysł, żeby przygotowywać jakąś specjalną kopertę. Ksiądz przyszedł, odmówił modlitwę, pokropił mieszkanie i... wyszedł. Nawet z nami nie porozmawiał - relacjonuje mężczyzna. - Było tak, jakby przyszedł do nas za karę - dodaje. Od tego czasu Mariusz nie przyjmuje księdza. - Mam żonę, 2-letniego syna, chodzimy do kościoła, ale księdza nie przyjmujemy. Nie widzę sensu w kolędowaniu - mówi.
Zależy od księdza
Innego zdania jest Gabriela Jaskólska spod Gorzowa. - Wszystko zależy od księdza. Zawsze miałam to szczęście, że trafiałam na miłych i uprzejmych, z którymi aż miło było porozmawiać przy kubku herbaty. Myślę jednak, że w dużych miastach, gdzie mieszkańców jest bardzo wielu, księża nie mają po prostu czasu na to, żeby z każdym przeprowadzić dłuższą rozmowę - mówi. - Na wsi jest inaczej, spokojniej, nie ma tego pędu. Być może dlatego niektórzy w miastach mają wrażenie, że duchowni przychodzą tylko po kopertę - dodaje nasza rozmówczyni.
Młoda Gorzowianka broni księży. - Studiuję w Szczecinie, mieszkam na stancji razem z koleżanką. Do tego obie pracujemy. Rok temu wróciłyśmy z pracy, kiedy akurat naszą kamienicę odwiedzał ksiądz. Miałyśmy bałagan w mieszkaniu, nic nie było przygotowane, ale i tak postanowiłyśmy go przyjąć. Przyszedł, odmówił modlitwę, pokropił mieszkanie. Później długo siedział i rozmawiał z nami. Na koniec wyjął 100zł i zostawił na stole mówiąc, żebyśmy kiedyś po pracy wyskoczyły do kawiarni, bo nie samą pracą i nauką żyje człowiek. To było bardzo miłe doświadczenie - mówi dziewczyna.
300 zł w jeden wieczór
23-letni teraz były ministrant opowiada, że dzięki kolędowaniu kupił sobie nowy telewizor do popularnego wówczas komputera commodore. - Po kolędzie chodziłem, kiedy miałem 10-12 lat. Pamiętam, że ministranci rywalizowali ze sobą o to, kto danego wieczoru ma odwiedzić konkretną ulicę. Nie ukrywam, że chodziło nam głównie o pieniądze. W ciągu wieczora odwiedzaliśmy do 40 rodzin. Czasem za kilka godzin kolędowania można było uzbierać nawet 300zł - relacjonuje nasz rozmówca.
Większość osób, pytana przez nas czy przyjmuje księdza po kolędzie oraz czy wręcza mu kopertę z pieniędzmi, unika odpowiedzi. - To nasza prywatna sprawa - podpowiadają.
A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Zachęcamy do dyskusji na naszym internetowym forum.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?