Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie bez gazu na osiedlach Pomorskim i Śląskim w Zielonej Górze

Rafał Krzymiński 68 324 88 44 [email protected]
W piątek posiłki wydawały: Grażyna Pawlak, Teresa Slączka i Wioletta Bubieńczyk (w głębi)
W piątek posiłki wydawały: Grażyna Pawlak, Teresa Slączka i Wioletta Bubieńczyk (w głębi) fot. Mariusz Kapała
- Czy ktoś zapytał, czy mam gdzie przygotowywać posiłki dla dzieci? - złości się Małgorzata Jabłońska z os. Śląskiego. Inni mówią, że chcieliby już żyć jak ludzie. I denerwują się i na gazowników, i na prezesa spółdzielni.

MOŻESZ POMÓC

MOŻESZ POMÓC

Caritas naszej diecezji wspólnie z ,,GL'' prowadzi akcję pomocy tym, którzy najbardziej ucierpieli w wybuchu gazu. Pieniądze można wpłacać na konto PKO BP S.A. I O. Zielona Góra 07 1020 5402 0000 0702 0020 5716, z dopiskiem: ofiarom wybuchu gazu.

Przeczytaj też: Kolejna awantura na osiedlu Pomorskim w Zielonej Górze. Tym razem o remont wieżowca

O tym, że na obu osiedlach nie ma gazu dobrze wiedzą właściciele sklepów ze sprzętem AGD. - W tym tygodniu wszystkie kuchenki elektryczne sprzedały się na pniu. Jak tak dalej pójdzie, nie nadążymy z zamówieniami - powiedział nam jeden ze sprzedawców.
Z osiedlowych sklepów znikają też mrożonki: pizze, pierogi i zupy w proszku. To znak, że sytuacja jest wyjątkowa. A jak radzą sobie mieszkańcy?
Małgorzata Jabłońska mieszka na os. Śląskim. Jest szczęśliwą mamą dwójki małych dzieci. - Czy ktoś zapytał mnie, czy mam jak i gdzie przygotowywać posiłki dla swoich dzieci? Czy mam za co kupić kuchenkę elektryczną? - denerwuje się pani Małgorzata. - Mój synek za kilka dni skończy roczek. Planowaliśmy z mężem zaprosić dziadków i ciocie na przyjęcie, ale nie jestem w stanie upiec tortu. O ile jednak urodziny można przenieść, ze świętami się nie uda.
I dodaje, że prezes spółdzielni nie robi nic, żeby wznowiono dostawy gazu: - On tylko potrafi utrudniać ludziom życie. To skandal!

Przeczytaj też: Awantura o gaz na osiedlu Pomorskim w Zielonej Górze

Roman i Ewa Gremblewscy, mieszkają na Pomorskim w trójce. Zaprosili nas do siebie. Oboje tłumaczą prezesa, bo chce dobrze dla ludzi, ale brak gazu im doskwiera. Tym bardziej, że cierpią na tym najbliżsi. - Nasza córka wyprowadziła się z domu z jedenastomiesięczną wnusią, bo trudno robić posiłki dla maleństwa w kuchence mikrofalowej - denerwuje się pani Ewa. - Przykro mi, że nie będziemy cieszyć się świętami, tak mocno jak zawsze. Jak mam przygotować wigilijną wieczerzę bez gazu? Mam chorego teścia, który nie chodzi. On też musi coś jeść.
I zaznacza, że nie zgodzi się, na wpuszczenie gazu do swojego mieszkania, jeśli nie będzie pewna, że jej rodzina jest bezpieczna. - Bardzo boję się o moje starsze wnuki. Nie mogę ryzykować, że podczas gotowania kuchenka znów zapłonie - podkreśla.

Pan Roman przytakuje i mówi: - Z żoną jakoś sobie radzimy. Obiady jemy u znajomych i rodziny. Nie chcemy nadużywać ich gościnności, dlatego czasem chodzimy do restauracji. Ale ile można?
Stanisława Wodnickiego spotykamy w drodze do sklepu. Mężczyzna jest chory i gaz jest mu bardzo potrzebny. - Dziś znów kupię jakieś marne zupki w proszku. Już mam ich dość! Dobrze, że mam czajnik bezprzewodowy, bo nie wiem, co bym jadł. Do zupy dorzucam suchy chleb i jakoś przetrwam. Prawie jak na wojnie - żali się.

Przeczytaj też: Po wybuchu gazu ludzie stracili wszystko. Czekają na waszą pomoc
Bożena Idzikowska z kolei uważa, że to wszystko to wynik kłótni spółdzielni z miastem i gazownikami: - A my tylko chcemy normalnie żyć. Teraz korzystam z maszynki elektrycznej. Na niej też można ugotować obiad, ale ona ciągnie sporo prądu.
Dzięki radnemu PiS Jackowi Budzińskiemu i wiceprezydent Wiolecie Haręźlak poszkodowanym jest trochę lżej. To oni wpadli na pomysł uruchomienia garkuchni. Posiłki, ufundowane przez gazownię, od czwartku wydaje Dom Dziennego Pobytu na os. Pomorskim. Ta pomoc w założeniach jest przeznaczona dla najbardziej potrzebujących: emerytów, rencistów i bezrobotnych.

Przeczytaj też: Pan Andrzej, bohater z Pomorskiego, budował ten blok i był jego pierwszym mieszkańcem

W piątek o 13:30, na pół godziny przed otwarciem kuchni, ustawiła się długa kolejka. Siarczysty mróz nie miał litości dla oczekujących na obiad, w przeważającej większości starszych ludzi.
- Proszę się nie pchać. Ja stałam tu pierwsza - jedna z kobiet pouczała niezbyt grzecznego mężczyznę.
- Co dzisiaj na obiad? - pytamy.
- Grochówka z wkładką. A wczoraj był kapuśniaczek z udkiem z kurczaka - słyszymy w odpowiedzi.
- Smakowało?
Barbarze Jachim nawet bardzo. - Cieszę się, że wreszcie ktoś o nas pomyślał. Nie stać mnie na kuchenkę elektryczną. Zresztą ona zżera dużo prądu - denerwuje się nasza rozmówczyni.

Bazylemu Gryniewiczowi znudziły się już zupki w proszku. - Zatęskniłem za normalnym domowym obiadem. A na tą grochówę to aż mi ślinka cieknie - śmieje się.
Dziś nikt odszedł z kwitkiem. A przygotowano ponad 200 obiadów!
- Napiszcie koniecznie, że nigdzie nie można dostać kuchenek elektrycznych - poprosiła starsza kobieta.
Halina Pietkiewicz, z 1, bloku, który najbardziej ucierpiał podczas wybuchów, w domu ma tylko czajnik elektryczny. - Gaz to teraz niedostępny luksus dla naszego osiedla - zauważa. A Dorota Ajszpur dodaje: - Przynajmniej tu dobrze jeść dają.
Wioletta Baziuk, kierowniczka Domu Dziennego Pobytu ma dobre wiadomości dla mieszkańców.
- Ludzie nie będą już marzli, bo przenosimy się z obiadami do budynku szkoły podstawowej na Pomorskim. Placówka ma obszerny korytarz, na którym wszyscy się zmieszczą. Zapraszamy od poniedziałku do soboty, od 14.00 do 15.00 - mówi kierowniczka.
I dodaje, że na wyrywki będą sprawdzane dowody osobiste. - Do naszej kuchni zgłaszały się osoby z innych części miasta, którym pomoc się nie należy - tłumaczy Baziuk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska