Tir sunie jeden za drugim. Drewniany most w Przetocznicy dudni niesamowicie i drży pod nogami. Czyżby zabrakło pieniędzy na zmianę nawierzchni? Nie. To fragment przedwojennych fortyfikacji. Dzieło sztuki militarnej, przez które nie miał prawa przedrzeć się żaden czołg.
I to nie dlatego, że drewniana nawierzchnia załamałaby się pod jego ciężarem. Wbrew pozorom, konstrukcja jest bardzo solidna. To XX-wieczne wydanie znanego od tysiącleci rozwiązania - mostu zwodzonego. Jednak nigdzie nie widać łańcuchów, wież lub bramy, do której można byłoby podnieść przejazd.
- I nigdy czegoś takiego tutaj nie było - śmieje się Robert Jurga, architekt, rysownik i znawca fortyfikacji. Razem z nim będę oprowadzał Czytelników po przedwojennych umocnieniach MRU. Mamy do pokonania ok. 100 kilometrów od Odry do skrzyżowania szos za Skwierzyną (umocnienia ciągną się do samej Warty). I pięć dni na pokazanie najciekawszych i mało znanych miejsc. Od poniedziałku do piątku. Ja będę je opisywał, a Robert będzie rysował to, czego nie można zobaczyć.
Chowamy most
Wracamy do naszej przeprawy. To jak most działał? I ile czasu trzeba było, by go podnieść i zablokować drogę? - Sądzę, że kilkadziesiąt minut. Ale jeżeli załoga była przygotowana, mogło to trwać krócej - Robert bierze do ręki notes i zaczyna szkicować. Biegamy, jak kiedyś obsługa przeprawy. Ja, Robert i fotoreporter Krzysztof Kubasiewicz. Tylu ludzi mogło również schować most przed 65 laty.
Najpierw szlaban przeciwpancerny. Teraz nie do ruszenia. Zardzewiały i zablokowany. Specjalnie. Żeby ktoś nie wpadał na głupi pomysł uruchomienia go. Gdy był na chodzie, wystarczyło odciągnięcie jednej blokady i potężna sprężyna ustawiała szlaban w poprzek drogi. Był nie do wyłamania. Przynajmniej przez chwilę.
Biegiem wracamy na drugą stronę mostu. Tu powinniśmy ustawić w poprzek drogi stalowe zapory. To najcięższa robota. Na szczęście, nie ma po nich śladu. Teraz załoga przystępowała do podnoszenia mostu. Wbiegamy do podziemnego schronu. Wystarczyło zwolnić zapadkę i popchnąć specjalny przeciwciężar. Wytrącony z równowagi most, pod wpływem własnego ciężaru, podnosił się i chował... pod szosą. W ciągu kilku minut.
Niestety, w Przetocznicy nie wejdziemy do podziemi, by zobaczyć cały mechanizm. Pancerne drzwi są zamknięte na kłódkę, a pomieszczenia zalane wodą. Takich mostów jest w MRU dziewięć. To cuda techniki. Gdzie są i do którego z nich można wejść, przeczytacie w poniedziałek.
Tylko pamiętajcie!!! Musicie mieć kalosze i latarki. Cały czas trzeba patrzeć pod nogi i uważać na głowy. To nie deptak!
Ale nie musicie koniecznie wchodzić do zalanych pomieszczeń. W poniedziałek na rysunkach Robert pokaże, jak funkcjonowały takie mosty.
A może go uruchomić
A ja zaczynam marzyć. - Gdyby tak wyremontować te urządzenia, wybudować obok drugą drogę i w sezonie turystycznym, o określonych godzinach, most chować i wyciągać. To byłaby nie lada atrakcja turystyczna. Marszałek województwa powinien zająć się taką turystyką, a nie sponsorowaniem wyborów miss. Przecież podobno jesteśmy regionem turystycznym...
- To byłaby wielka atrakcja - przytakuje Robert. - I nie trzeba budować alternatywnej drogi. Można przecież wyremontować mniejszy most w Nowej Wiosce koło Lubrzy. To boczna droga i manewry mostem nie komplikowałyby ruchu.
Apelujemy - panie marszałku do dzieła!
I powinniśmy uruchomić również jeden z dwóch mostów obrotowych. Najlepiej w Kursku. One nie chowają się pod drogę. - Nie służyły tylko do zatrzymywania wozów pancernych. Kilka lat temu ktoś je nielegalnie obrócił, bo chciał zatrzymać nowożeńców - śmieje się mój przewodnik. - Stworzył ciężką bramę weselną.
O tym przeczytacie w piątek. A Robert narysuje, jak działają.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?