- Będzie pan nadal trenerem zielonogórskich żużlowców, czy nie?- Poprosiłem dziś o spotkanie z prezesem Dowhanem i oświadczyłem, że nie będę już rozmawiał o dalszej ewentualnej współpracy z ZKŻ-em Kronopolem w przyszłym roku.
- Decyzja dojrzewała od dawna, czy podjął ją pan z jakiegoś konkretnego powodu?- W pierwszej połowie października, jeszcze przed barażami z Ostrowem, spotkaliśmy się z prezesem na stadionie i umówiliśmy, że zaraz po obronieniu ekstraligi przystępujemy do rozmów. Ale udało się dopiero 29 października. Usiedliśmy do negocjacji, przy których był także Andrzej Cichoński. Chęć kontynuowania współpracy wyraził prezes i ja. Chciałem, żeby nowa umowa wiązała nas na dwa lata, a klub był zainteresowany roczną.
- Dlaczego chciał pan przedłużyć kontrakt na dwa lata?- Szkoleniowca można ocenić tylko wtedy, gdy pracuje z młodzieżą i zespołem przez dłuższy czas. Przez rok, dwa jeszcze nikt nikogo nie wychował.
.
- Prezes przystał na pana warunki?- Odpowiedź miałem dostać przed wyjazdem na wycieczkę, a jeśli nie, to w trakcie. Wypoczęliśmy i po powrocie nadal nikt nie podejmował tematu. W międzyczasie telefonowali przedstawiciele innych klubów, którzy pytali, czy nie chcę u nich pracować. Prosiłem, żeby poczekali, bo byłem umówiony z prezesem Dowhanem. Czekałem na kolejne spotkanie, ale się nie doczekałem.
- Kiedy czara się przelała?- 20 listopada złożyłem pismo, w którym poinformowałem prezesa, że wobec braku odpowiedzi na moją propozycję zaczynam rozmowy z innymi klubami. Dzwoniłem też do wiceprezesa Cichońskiego i pytałem, czy wie coś o terminie kolejnego spotkania. Dowiedziałem się, że na razie nie zajmują się tym tematem. Przecież nie mogłem tkwić w próżni. Minęło kilka dni i we wtorek usłyszałem w radiu wypowiedź prezesa, że rozmowy ze mną trwają i będą trwały. A przecież nic takiego nie miało miejsca. Wieczorem zdecydowałem, że nie będę już dyskutował o współpracy.
- Co szczególnie pana zabolało?- Chciałbym przypomnieć, że w przeszłości odebrałem z Zielonej Góry wiele telefonów z propozycją powrotu. Powiedziałem wtedy, że jeśli Ostrów nie awansuje, to wrócę. Kiedy sprawa stała się faktem, potwierdziłem wcześniej dane słowo i nie przeciągając w nieskończoność rozmów, wróciłem. A jak było tym razem? Minął prawie miesiąc i gdyby nie moja inicjatywa, to nie wiem, czy w ogóle byśmy się spotkali.
- Jest pan rozczarowany?- Nie, absolutnie. Nie chciałbym rozstawać się z klubem na wojennej ścieżce. Nie ma między nami złości, bo liczyłem się z takim zakończeniem. Ale spodziewałem się choćby telefonu: proszę poczekać, bo w grudniu siadamy do rozmów. Gdybym pertraktował z jednym, drugim trzecim klubem i wszędzie zapewniał: jeszcze chwilę, to byłoby nie fair. A postąpiłem tak, jak zachowałby się chyba każdy szkoleniowiec.
- Pożegnał się pan z podopiecznymi?- Z adeptami i ich rodzicami umówiliśmy się na sobotę, a z zawodnikami spotkam się później. Ze współpracownikami i ludźmi z klubu pożegnałem się "na zapas" po ostatnim meczu. Przy okazji chciałbym podziękować zarządowi i sponsorom zielonogórskiego klubu, wszystkim dziennikarzom, a szczególnie kibicom. Po porażce z Bydgoszczą nie opuścili nas i jak ja wierzyli do końca, że obronimy ekstraligę.
- Gdzie pan będzie pracował?- Na razie nie mogę o tym rozmawiać.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?