Usłyszeli zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem. Są zatrzymani. Dziadkowie też.
Przed komendą w Choszcznie zatrzymuje się samochód. Wysiada młoda kobieta, po chwili mężczyzna. Oboje w kajdankach. Rodzice w kajdankach, przerażający widok. - Dlaczego bił pan dziecko? - pytamy Stanisława C. Nie odpowiada. Oboje wchodzą do komendy, gdzie w pomieszczeniu dla zatrzymanych są już dziadkowie chłopczyka.
Miał połamane żebra i kości
- To szok! - mieszkańcy miasta nie mogą uwierzyć w tragedię. W Choszcznie nie mówi się o niczym innym, a na Grunwaldzkiej aż wrze. Ludzie pamiętają czwartkowe popołudnie i karetkę przed blokiem. - Wyskoczyłam, bo moje jeździły na rowerze - mówi mieszkanka bloku Monika Stoińska. To wtedy karetka zabrała chłopca do szpitala, skąd od razu trafiło do kliniki w Szczecinie. Ojciec dziecka Stanisław C. tłumaczył, że spadło z wersalki, gdy poszedł do ubikacji. Ale lekarze uznali, że przy upadku nie mogło doznać tak ciężkich obrażeń. - Badanie wykazało dużego krwiaka oraz pęknięcie czaszki z szerokim rozstępem - informuje rzecznik policji Jakub Zaręba. Lekarze zbadali dziecko dokładniej i odkryli, że w przeszłości miało złamane żebra po obu stronach, a także pęknięcia kości łokciowej i piszczelowej.
Wczoraj rano policja zatrzymała rodziców dziecka. Byli w Szczecinie u znajomych, skąd dojeżdżali do kliniki. Niemal równocześnie zatrzymano dziadków dziecka. Żyli pod jednym dachem, w mieszkaniu przy Grunwaldzkiej.
Płakał rozpaczliwie?
- To nie rodzice - stwierdza Stoińska. Przy Grunwaldzkiej znają stan dziecka, obrażenia, jakie miało wcześniej. Ludzie nie mogą uwierzyć. - Taka spokojna rodzina - mówią sąsiedzi. Ktoś zauważa, że dziadkowie chodzili do kościoła, więc to niemożliwe, że tam działy się "takie rzeczy". Jedni często słyszeli płacz dziecka, inni twierdzą, że nie płakało. Sąsiadka z klatki przyznała, że czasami w nocy słyszała płacz, ale taki inny. - Rozpaczliwy - długo szuka określenia. W jednym ludzie się zgadzają: rzadko widywali dziecko na spacerze. Niektórzy mówią, że młodzi się kłócili. - Ale co kruszynka winna? - pyta Grażyna Dulińska.
Czy rodzina miała problemy? - Nikt nas o niczym nie informował - mówi Maria Jędrzejczak, szefowa Powiatowego centrum Pomocy Rodzinie w Choszcznie. Młodzi pobrali się w grudniu. Ona ma 20, on 24 lata. Nie pracowali, od lutego korzystali z zasiłku. - W lutym był tam nasz pracownik. Dziecko spało, niczego niepokojącego nie zauważył. Pracujący dziadkowie, ojciec starał się o pracę w jednostce wojskowej w Stargardzie Szczecińskim. Czysty, zadbany dom, żadna patologia - stwierdza Joanna Guzek z opieki społecznej. - Normalny dom.
Dziadkowie wiedzieli?
Co działo się za jego drzwiami? Być może więcej będzie wiadomo jutro. Wczoraj po południu zaczęły się przesłuchania rodziców. I wczoraj usłyszeli oni zarzuty. - Znęcania się ze szczególnym okrucieństwem i spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - mówi rzecznik Zaręba. Grozi im do dziesięciu lat więzienia. Dziadkowie mogą dostać zarzut nieudzielenia pomocy.
Za dwa dni chłopczyk skończy pół roku. Jeśli przeżyje.
Henryka Bednarska
0 95 722 57 72
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?