MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Żyto: Założyłem się, że jeśli wejdziemy do finału, wytnę sobie na klacie Myszkę Miki

Marcin Łada 0 68 324 88 14 [email protected]
Trener Falubazu Piotr Żyto
Trener Falubazu Piotr Żyto fot. Tomasz Gawałkiewicz
Trener Falubazu Piotr Żyto zapowiada, że ostatnie dni przed finałem nie upłyną pod znakiem rozmów o żużlu. Będą pogawędki o dziewczynach i dowcipy, bo potrzeba luzu.

- Kto wygra pierwszy mecz finału?
- Jeśli chcemy być mistrzami, musimy zwyciężyć w Zielonej Górze.

- Czy pogrom Unibaksu w rundzie zasadniczej daje Falubazowi przewagę psychologiczną?
- Przeciwnicy zaprezentowali się wtedy troszkę na luzie, bo byli pewni pierwszego miejsca w tabeli. Tamten mecz raczej się nie powtórzy. Wiem, że Unibax trenuje u siebie i w Lesznie. Przygotowują się solidnie na przyczepnych torach, bo spodziewają się takiego u nas. Mam nadzieję, że nie powtórzy się też cyrk w wykonaniu kierownictwa ekipy z Torunia. Postaramy się stworzyć takie widowisko, żeby nasi kibice byli zadowoleni.

- W wypowiedziach fanów i zawodników dominuje opinia, że szanse są pół na pół. Co może przechylić szalę?
- To pewnie zabrzmi banalnie, ale zadecyduje dyspozycja dnia. Z przodu będzie ten, kto szybciej i lepiej spasuje się z torem. Zrobimy wszystko, by wyprzedzić pod tym względem przeciwników. Zresztą po to robimy treningi. Będzie jeszcze większa konsolidacja zespołu. Jemy wspólnie obiady, kolacje, gramy w piłeczkę, mamy odnowę biologiczną. Podchodzimy do tego meczu skoncentrowani, ale nie z przeświadczeniem, że w przypadku niepowodzenia świat się zawali. Mamy szanse na złoto i postaramy się ją wykorzystać.

- Nasze szanse?
- Pół na pół. Obie drużyny świetnie się znają i nie mają przed sobą tajemnic. Składy są prawie takie same, jak w rundzie zasadniczej. Mamy tylko jedną zmianę w Toruniu.

- A jeśli mecz będzie na styk, jak ze Stalą Gorzów? Ma pan wyjście awaryjne?
- Myślę, że tamten scenariusz się nie powtórzy, bo popełniliśmy błąd w przygotowaniach. Wyeliminowaliśmy go i nie zakładam podobnej sytuacji. Ale wiele zależy też od pogody, która może nam pokrzyżować plany.

- Jak bardzo?
- Zapowiadają deszcze. Po wtorkowych opadach suszyliśmy tor, bo gdybyśmy go zostawili, to później pewnie byśmy się nie uporali z przygotowaniem. Toromistrz Adam Warecki cały czas ostro pracuje i wyrobił już chyba 300 procent normy. Chcemy być gotowi na każdą ewentualność. Dotąd się udawało.

- Wspominał pan o wspólnym spędzaniu czasu i konsolidacji. O czym będziecie rozmawiali? Da się ominąć temat finału?
- Na przykład o dziewczynach, a trochę mniej o żużlu. Powspominamy, poopowiadamy dowcipy. Potrzeba nam odrobiny luzu, ale tematu meczu pewnie nie unikniemy.

- A jak ocenia pan dyspozycję zawodników?
- Obcokrajowcy mają jeszcze Anglię. "Fredek" elegancko pojechał tam w pierwszym półfinale i wykręcił dla Wolverhampton 14 punktów z bonusem. Mam nadzieję, że powtórzy to u nas w niedzielę. Iversen też nieźle się spisuje. Najważniejsze jest to, że zawodnicy nie siedzą, tylko ciągle gdzieś jeżdżą. Przypomnę, że Protasiewicz został drużynowym mistrzem Czech oraz Niemiec i przydałby mu się trzeci tytuł. Dobrucki startował w Poznaniu, "Zengi" w mistrzostwach świata, a Walasek zajął drugie miejsce w Pardubicach. Są na fali.

- Żużlowcy trochę się denerwują, a pan?
- Bardziej denerwowałem się przed derbami i ostatnim rewanżem z Polonią Bydgoszcz. Większy stres jeszcze przyjdzie. Od rana w niedzielę będzie taki, że pierwsze kęsy jedzenia przełknę dopiero po meczu. Przybędzie kilka siwych włosów, ale coś za coś. Mam dwie koszule, które czekają na podarcie. Muszę się też wybrać w sobotę do zakładu fryzjerskiego, żeby dotrzymać zakładu z Rafałem Dobruckim.

- O co się założyliście?
- Że jeśli wejdziemy do finału, wytnę sobie na klacie Myszkę Miki. Na razie planujemy, szablon jest w przygotowaniu i pewnie będzie Mycha na futrze.

- Może od razu tatuaż?
- Bez przesady. Włosów mogę się na jakiś czas pozbyć, a tatuaż zostaje na całe życie.

- Rok temu o tej porze nie miał pan powodów do radości. Prowadzony przez pana Włókniarz Częstochowa skończył bez medalu, a krytycy wbijali kolejne gwoździe. Odbił pan to sobie z Falubazem?
- Faktycznie było smutno, bo prowadziliśmy po rundzie zasadniczej i nikt nie zakładał, że skończymy bez medalu. Splot kilku nieszczęśliwych okoliczności poprzewracał nam klocki. We wszystkich działaniach byłem sam z prezesem Maślanką. W Zielonej Górze od początku widzę chęć pomocy. Cała grupa ludzi stara się o dobry wynik. Nawet kiedy zdarzały się cięższe chwile nie zostawałem sam.

- Brzmi jak motto klubowe piłkarzy z Liverpoolu: "nigdy nie będziesz szedł sam"...
- Dokładnie.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska