MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Żużlowe szkiełko: Spółka wirtualna

Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz Archiwum
Pisać pozytywnie, doceniać starania, podkreślać zasługi i patrzeć optymistycznie w przyszłość na działalność środowiska żużlowego. Brzmi jak wykładnia zasad z czasów słusznie już minionych.

Dziś łatwiej i w dobrym tonie jest krytykowanie wszystkich za wszystko. Tak łatwiej, bo hejterem być jest w modzie. Znacznie prostsze jest przecież znalezienie dziury w całym – nawet jeśli jej nie ma - niźli przyznanie i opisanie sytuacji, w której dziury brak. Problem w tym, że nasz żużel przypomina szwajcarski ser.

W ostatnich dniach dziurę budżetową i to na blisko dwa miliony odkryto, choć bardziej ujawiono w Rzeszowie. Po dziurze zielonogórskiej i jak wiadomo dziurze gorzowskiej, którą skrzętnie skrywa kredyt, wydarzenia na Podkarpaciu to kolejny przyczynek do dyskusji, którą celnie oddaje stwierdzenie Kazimierza Górskiego: „Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?”. Wystarczy spojrzeć na kalendarz i policzyć dni do końca listopada, by bez żadnej złośliwości stwierdzić, że Speedway Ekstraliga ma poważny problem. Solidnych i wiarygodnych partnerów na kolejny sezon może braknąć. O ile Gorzów sobie poradzi, bo może sposób niełatwy - raty trzeba spłacać w terminie - ale sensowny i sprawdzony, o tyle w Zielonej Górze i Rzeszowie sprawa jest poważniejsza. Wszystko wskazuje na to, że przed nami kolejna odsłona żużlowej łapanki. Całe szczęście, że w poczekalni jest klub z Grudziądza, a chęci na jazdę w elicie nie tracą Łotysze z Daugavpils. I to co jeszcze kilka tygodni temu wydawało się być niemożliwe, za miesiąc - ciekawe dlaczego tak późno - stanie się faktem. Liga zaprosi do udziału najlepszy zespół Nice PLŻ. Śmiechu warte, ale taka jest rzeczywistość i realne finansowe możliwości naszego żużla.

W wielu klubach - nie tylko w tych, które dziś znalazły się na pierwszych stronach gazet i internetowych portali - mamy do czynienia z wirtualną księgowością. Wprawdzie jakiś czas temu z radością i satysfakcją odtrąbiono koniec wirtualnych kontraktów z żużlowcami, jednak na horyzoncie pojawili się wirtualni sponsorzy. Obiecali, mówili, a teraz nie odbierają telefonów. Wprawdzie żadnych umów nie podpisali, ale przecież obiecali. Jeszcze dzień lub dwa, a któryś z klubów opublikuje ich listę. To dopiero będzie zabawa. Brnąc dalej w krainę absurdu można opublikować imiona i nazwiska kibiców, którzy mieli przyjść na mecz – ich obecność na trybunach założono w budżecie - i nie przyszli. Oni też są winni. W ramach wyrównania strat i zadośćuczynienia powinni wykupić akcje klubowej spółki. Takiego modelu przedsiębiorstwa i to na gruncie spółki prawa handlowego jeszcze nie było, ale w końcu żużel od zawsze był kopalnią tematów z gatunku tych „w głowie się nie mieści”.

Postuluję, by właśnie pod takim tytułem - do wyboru wersja „Nie do wiary” - pojawiły się transmisje z obrad komisji licencyjnej. Emocje gwarantowane, oglądalność także. To będzie realny obraz wirtualnych klubów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska