Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zostały mi tylko listy... - wspomina pani Marta Polak, która pracowała w obozie pracy w Neusalz

Filip Pobihuszka 68 387 52 87 [email protected]
Na podstawie życiorysu pani Marty Polak można napisać książkę lub nakręcić film i na pewno byłaby to opowieść smutna i wzruszająca. Jednak dziś 84-latka zadziwia kondycją i wciąż chętnie opowiada o swoim życiu.
Na podstawie życiorysu pani Marty Polak można napisać książkę lub nakręcić film i na pewno byłaby to opowieść smutna i wzruszająca. Jednak dziś 84-latka zadziwia kondycją i wciąż chętnie opowiada o swoim życiu. fot. Filip Pobihuszka
Pani Marta Polak przeżyła obóz pracy w Neusalz. Spędziła tu pracując w zakładach Gruschwitza cztery lata i pięć miesięcy. Po wojnie wróciła do Nowej Soli.

Życie pani Marty Polak nie było usłane różami. W jej najlepsze, młodzieńcze lata brutalnie wtargnęła wojna, rzucając młodą wtedy nastolatkę w brutalne realia niemieckiego obozu pracy. Jednak rok 1945 wcale nie przyniósł wytchnienia. Rzeczywistość PRL jakby chciała dorównać tej wykreowanej przez III Rzeszę.

- Urodziłam się 11 lipca 1926 roku, w małej wiosce Długie Stare nieopodal Wschowy - zaczyna swoją opowieść pani Marta. - Ale praktycznie całą młodość mieszkaliśmy w Rawiczu - mówi. Do granicy były zaledwie 4 km, więc w mieście mieszkało dużo Niemców. Rosnące przed wojną napięcie prowadziło do rozruchów na tle narodowościowym. - Dochodziło do tego, że Polacy Niemcom malowali smołą na domach "szwaby" - opowiada pani Marta. - Z kolei Niemcy zabrali z murów miasta zabytkową armatę na przetop - dodaje. Wtedy to, w pewną sobotę, miał odbyć się w mieście wiec. - Ojciec mnie tam zabrał. Pamiętam jak tłum krzyczał "nie oddamy guzika!" - opowiada.

Ojciec pani Marty pracował korpusie kadetów. Był koniuszym i często woził bryczką tamtejszego pułkownika z 55 pułku piechoty. Tuż przed wybuchem wojny został wcielony do wojska, a matka wraz z dziećmi postanowiła udać się na wschód, do Lwowa. - Tuż przed wyjazdem, jak stałam z matką przy płocie jednostki i podszedł do nas ten pułkownik. I mówi do mojej matki: "Pani Baksalarowa, niech pani się wróci! Bo tu wojny nie będzie! Tam będzie wojna!".

- Jak te ruskie weszły, to było... okropnie - wspomina pobyt we Lwowie pani Marta, która długo na wschodnich kresach II Rzeczypospolitej nie zabawiła. - Jak wracaliśmy z powrotem, to matka zachorowała. Zmarła w Przemyślu... - pani Marta ociera łzy. Na świeżo utworzonej granicy niemiecko-rosyjskiej początkowo nie było problemów. - Zaopiekowali się nami, bo byliśmy sierotami, a tam gdzieś był nasz ojciec - dodaje.

Nastoletnia wówczas pani Marta dotarła do Krakowa, potem do Katowic aż w końcu wróciła do Rawicza. W rodzinnym mieście młoda dziewczyna trafiła do niemieckiego gospodarza. - Ale on musiał wyjechać, więc zaprowadził mnie na Arbeitsamt (urząd pracy - red.). Tam skierowali mnie do Neusalz, do fabryki Gruschwitza - opowiada pani Marta.

W podróży towarzyszyła jej koleżanka. Nikt ich nie pilnował. - My na oślep jechałyśmy - mówi. - W Neusalz miałyśmy być o 16.00, a dotarłyśmy o 22.00. Wysiadłyśmy na dworcu, bez jedzenia i pieniędzy. Nie wiedziałyśmy gdzie iść - wspomina Marta Polak, która tego dnia miała zaledwie 14 lat. - Pomogła nam kasjerka i zadzwoniła do lagru. Przyszła po nas Lagerführerka, Czeszka, strasznie zła, że ją ktoś wyciągnął na dwór o takiej porze. Miała wilczura na smyczy i pejcz - mówi.

Pani Marta wraz z koleżankami została ulokowana na terenie dzisiejszych "Nitek". - W sali było nas 48 dziewcząt i jeden kran - wspomina pani Marta, która nie sądziła, że spędzi w owej fabryce najbliższe cztery lata i pięć miesięcy. A był wtedy październik 1940...

Pierwsze dni pobytu doskonale utkwiły w pamięci pani Marty. - Póki ta Lagerführerka nie nosiła odznaki Gestapo i rozmawiała z nami po polsku, bo umiała, to było nienajgorzej. Nawet chodziliśmy na stołówkę razem z Niemcami. Potem były już tylko baraki i zupa z brukwi - starsza pani ociera łzy. - Zaraz po tym jak przyjechałyśmy to dostałam zastrzyk. Nie wiem na co. Ale nie miesiączkowałam przez okrągły rok. Może i po to, żeby dzieci nie rodzić. Ale kilka się w barakach urodziło... - mówi.

Sprawy w takim miejscu z roku na rok przybierały gorszy obrót. - Zrywali nas o 2.00, 4.00 w nocy, udawali, że szukają nici a tak naprawdę szukali broni - mówi.

Końcowy okres pracy w fabryce Gruschwitza przebiegał pod znakiem ewakuacji. Do Neusalz zbliżała się Armia Czerwona. Wtedy to jedna z koleżanek pani Marty, pochodząca z Rawicza dostała od rodziny kartkę. - Na pustej kartce był tylko napis "Niemcy uciekają!". Więc wlazła na stół i wymachując tą kartką krzyczała: "Cieszcie się, bo Niemcy uciekają!".

W lutym 1945 roku wszyscy pracownicy obozów w Neusalz zostali spędzeni w jedno miejsce i wysłani pieszo do Zielonej Góry. - 12 godzin marszu. Zimno było, śnieg do pasa. Pilnowało nas tylko dwóch żołnierzy. Jeden Niemiec mówił nam, że jak ruskie wejdą, to nam z tyłków sitko zrobią. Postanowiłyśmy z koleżanką mu zaufać i się u niego schronić - mówi.

Później M. Polak wróciła do rodzinnego Rawicza. - Spotkałam koleżankę, która powiedziała, że w Nowej Soli szukają ludzi, którzy tu pracowali. Więc poszłam, na piechotę. Spałam po stodołach, jadłam szczaw. Chciałam się tam dostać, bo gdybym miała pracę, to reszta by się jakoś ułożyła - wspomina pani Marta.

W fabryce nici od razu została majstrową, jednak wciąż nie miała gdzie mieszkać. - Nocowałam po koleżankach, która mogła to przygarnęła. Chodziłam z piżamą zawiniętą w gazetę - mówi. - Pewnego razu trafiłam do mojej starej znajomej. Powiedziała mi, że obok mieszka kawaler, że tam u niego mogę. Ja się strasznie wtedy wstydziłam - wspomina. Tym sposobem M. Polak trafiła do kamienicy, w której poznała swojego męża i mieszka do dziś.

Pani Marta miała cały worek fotografii z lat młodości, który jednak spaliła. - Liczę się z tym, że mój żywot się kończy, a moje dzieci nie będą się tym zajmować. I nie życzyłabym sobie, żeby te zdjęcia leżały na śmietniku. Bo po co to się ma poniewierać - mówi. - Zostały mi tylko listy miłosne z 1944 roku, co to je chłopcy do mnie pisali... - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska