MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Złapane na haczyk

Justyna Migdalska
Tosia Kowalewska nie może się doczekać, kiedy mąż przejdzie na emeryturę. Wtedy będą już tylko wędkować.
Tosia Kowalewska nie może się doczekać, kiedy mąż przejdzie na emeryturę. Wtedy będą już tylko wędkować. fot. Justyna Migdalska
Pracują, wychowują dzieci i... wędkują. Koledzy patrzą na nie z uznaniem. Koleżanki nie zawsze.

Strzelczanka Tosia Kowalewska (prosi, żeby tak ją nazywać), ma 53 lata. Jest na zasiłku przedemerytalnym. Wędkuje w każdą niedzielę. Już o 5.00 rano jest z mężem nad wodą.

Tosia i płotki

Zaczęło się 20 lat temu, kiedy poznała Józefa. Dał jej wędkę i zaczęli razem jeździć na ryby. Teraz pani Tosia nie wyobraża sobie życia bez wędkowania. - Mamy dwa samochody, jeden specjalnie do wożenia łódki, z której łowimy. Jeździmy na Gościm, tam są piękne płocie. Szczupak też nieraz w wędkę uderzy - mówi wędkarka.

Każdą złowioną rybę zabiera do domu i robi w pomidorach, occie albo smaży. Wszyscy znajomi wiedzą, że u niej zawsze jest świeża rybka. Jej największa zdobycz to leszcz - 3,8 kg. - Współczuję żonom wędkarzy, które siedzą i się denerwują, że mężów całymi dniami nie ma w domu. Ja jestem dumna, że jeżdżę ze swoim na ryby i czekam, aż pójdzie na emeryturę. Wtedy nasze życie to będzie wyłącznie łowienie - mówi pani Tosia.

Renata i sum

Renata Kalman - Sosnowska ze Strzelec ma 46 lat. Chwilowo w domu. Zwykle jeździ ciężarówkami. Wędkuje od 18 lat na spławik i spinning. Łowi na rzekach i jeziorach, marzy o tym, żeby złapać suma, ale nie ma jeszcze odpowiedniego sprzętu.

Wędkowania nauczył ją mąż Mirosław. Płotki szybko zaczęły ją nudzić, duże ryby to większe emocje. W tamtym roku złapała szczupaka - 4,5 kg. Nie jeździ na ryby bez męża, bo, jak mówi, towarzystwo w łowieniu jest bardzo ważne. Jednak nie mogła namówić żadnej koleżanki na wędkowanie, za to nasłuchała się on nich głupich uwag.

Ela i okoń

Elżbieta Paluta ma 50 lat. Pracuje w sklepie spożywczym. Wędkuje od czterech lat, od chwili, gdy za pierwszym podejściem złapała rybę w stawie. Wtedy połknęła haczyk. - Wcześniej uważałam, że wędkarze to wariaci, bo całymi dniami siedzą na rybach. Jednak zmieniłam zdanie - mówi pani Ela. Teraz łowi nawet trzy razy w tygodniu. Gdy złapała leszcza - 1,8 kg, to aż trzęsły się jej ręce i nogi. - Ale najbardziej smakuje mi okoń. Ma najlepsze mięso - przyznaje pani Ela. Wędkuje też zimą, na lodzie. - Mężczyźni się ze mnie nie śmieją. Zawsze są mili, zawsze porozmawiają - mówi wędkarka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska