Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żary: Obrazili zamiast pomóc?

Aleksandra Łuczyńska 68 363 44 60 [email protected]
- W MOPS w Żarach usłyszałam, że jestem maszyną do robienia dzieci. Innym razem nazwali mnie alkoholiczką - żali się Danuta Bohajczuk.
- W MOPS w Żarach usłyszałam, że jestem maszyną do robienia dzieci. Innym razem nazwali mnie alkoholiczką - żali się Danuta Bohajczuk. Aleksandra Łuczyńska
- Zostałam upokorzona. Od pracownika opieki dowiedziałam się, że jestem maszyną do rodzenia - żali się Danuta Bohajczuk, matka siedmiorga dzieci. Kierownik MOPS odpiera zarzuty: - Gwarantuję, że nikt tak nie powiedział.

Z pomocy Miejskiej Ośrodka Opieki Społecznej Danuta Bohajczuk korzysta od wielu lat. Kobieta ma siedmioro dzieci, z czego trójka jest już na swoim. - Najstarszy syn jest już po trzydziestce i ma swoją rodzinę. Z tych, które są w domu najmłodszy ma siedem lat. Z nim mamy najwięcej problemów. Jest chory, niedawno przeszedł poważną operację, ma rozszczep warg i podniebienia. Lekarstwa, dojazdy, to wszystko kosztuje, nie stać mnie, bo nie pracuję, dlatego chodzę do opieki - opowiada kobieta.
Jej mąż, który do niedawna mógł jej pomagać, chociaż sam nie pracował, w grudniu ubiegłego roku wyszedł z domu i ślad po nim zaginął. Do dziś nie dał znaku życia. - Nie wiem, co się z nim dzieje. Czy nie wytrzymał presji. Ludzie mówili, że wyjechał za granicę, zgłaszałam na policję jego sprawę, ale nadal nic nie wiadomo - dodaje D. Bohajczuk, która jako samotna matka musi sama sobie radzić z utrzymaniem domu i dzieci. Jej dochody są niewielkie, wliczając w to zasiłek i dodatek mieszkaniowy, to niespełna 300 złotych na osobę miesięcznie.

- Od dawna chodzę do MOPS-u. Ale to, co się tam dzieje, to totalna katastrofa. Pod koniec stycznia prosiłam o przyznanie węgla na opał. Mam go dostać dopiero w marcu, jak już nie będzie trzeba palić, bo za oknami prawie wiosna. Jak chodzę do nich, to ciągle jestem zbywana, raz usłyszałam, że jestem maszyną do robienia dzieci, innym razem, że alkoholiczką. A u nas się ani nie pije, ani nie pali. Jest biednie, ale porządnie. Przecież w żadnym urzędzie nie można tak traktować człowieka, gdzie mam się zwrócić o pomoc - pyta rozżalona kobieta, która rozmowy z pracownicą opieki nagrywała telefonem.
Kiedy jednak próbowała je odsłuchać okazało się, że są nieczytelne. - Nie mam żadnych dowodów na to, że byłam obrażana, ale przecież się nie przesłyszałam - mówi pani Danuta podkreślając, że teraz najważniejsza jest dla niej pomoc z MOPS, dzięki której będzie mogła kupić lekarstwa dla najmłodszego syna. - Już w poniedziałek miałam mu dać antybiotyki, ale nawet na chleb nie mam, a co tu mówić o lekach. Dlatego poszłam do opieki, ale znowu się dowiedziałam, że na wywiad trzeba się umówić, potem czekać na decyzję. A ja nie mogę czekać - podkreśla kobieta.

Stefan Łyskawa, kierownik MOPS podkreśla, że wydanie decyzji w sprawie lekarstw to nie kwestia tygodni. Jak nas we wtorek zapewnił, D. Bohajczuk już przyznano pomoc na ten cel. - Czasem mam wrażenie, że za bardzo rozpieściliśmy naszych klientów. Na wiele decyzji i ich realizację trzeba czekać niekiedy nawet miesiąc i jest to zgodne z prawem. Staramy się to robić szybciej, zwłaszcza wtedy, kiedy pomoc jest potrzebna od ręki. Tutaj nie doszło do żadnych zaniedbań - zaznacza.
Co do bulwersujących wypowiedzi pracownika MOPS, kierownik także zaprzecza: - Za każdą osobę pracującą w MOPS mogę zagwarantować, że nikt czegoś takiego nie powiedział. My się cieszymy, kiedy rodzą się kolejne dzieci. Nawet zachęcamy do tego - dodaje.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska