MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Żaków u nas nie ma

Alicja Jarno
W minioną środę miało miejsce historyczne wydarzenie: w Wyższej Szkole Biznesu odbyło się I gorzowskie forum studenckie. Jego tematem było życie studenckie w naszym mieście.

Młodzi ludzie mówili o tym, gdzie i co można w Gorzowie studiować, wysłuchali propozycji rozrywkowo-kulturalnych, które czekają na nich po zajęciach, dowiedzieli się, jak kształtuje się rynek pracy absolwentów i wreszcie sami mogli zabrać głos w dyskusji na temat, czy Gorzów jest już miastem studenckim.

Mogliby wiele wnieść

W Gorzowie są cztery szkoły wyższe: Zamiejscowy Wydział Kultury Fizycznej Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu, Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa, Wyższa Informatyczna Szkoła Zawodowa i Wyższa Szkoła Biznesu. Łącznie studiuje na nich około 8,5 tys. młodych ludzi. To co prawda nic w porównaniu do Poznania (50 tys. studentów) i niewiele w porównaniu do Zielonej Góry (18 tys. studentów), ale wystarczająco, by mogło zaistnieć zorganizowane życie studenckie. Tymczasem młodzi niechętnie manifestują swoją "studencokść". Jedyną okazją są coroczne Juwenalia, ale nawet wtedy największą popularnością żaków cieszą się wieczory spędzone na popijawach i tańcach w barowych enklawach. Na popołudniowe imprezy plenerowe nie przychodzi prawie nikt. I choć w środę przedstawiciele uczelni chwalili się, że podejmują wiele inicjatyw kulturalnych i rozrywkowych, jak wieczorki poezji czy festyny, to jakoś ciężko jest w to uwierzyć. Pocieszające jest, że studenci sami zauważyli, iż wiele mogliby wnieść do miasta, gdyby tylko chcieli. Oby starczyło im samozaparcia, by wreszcie ruszyć do działania.

Odstraszył urzędniczy bełkot

Pierwsze gorzowskie forum studenckie pokazało także jaki stosunek do naszych studentów mają urzędnicy, ludzie kultury i społecznicy. Pierwsza głos zabrała Lidia Tomasik, kierowniczka działu rynku pracy w Powiatowym Urzędzie Pracy. Ta pani kompletnie nie wiedziała gdzie i w jakim celu się znalazła, a jej wygłoszony beznamiętnym tonem referat o tym czym się zajmuje urząd i jaką pomoc oferuje bezrobotnym absolwentom nie tylko wypłoszył ze spotkania część studentów, ale z pewnością skutecznie odstraszył ich od przyszłych wizyt w przybytku przy ulicy Walczaka (to akurat powinno im wyjść na dobre).
Jako druga przemawiała Lidia Przybyłowicz, naczelniczka wydziału kultury w Urzędzie Miasta. Na dzień dobry wyjaśniła, że kultura nie jest tożsama z rozrywką, a pieniędzy na nią jest za mało (8 milionów z miejskiego budżetu, z których większość idzie na miejskie instytucje kulturalne, które pani naczelnik skrupulatnie wymieniła, szczerze dziwiąc się, że są one znane studentom). Dlatego trzeba wydawać mądrze, by jak najwięcej z tej sumy wycisnąć. Wydział niechętnie organizuje więc koncerty, których domaga się młodzież, bo trwają tylko chwilę i nic się z nich nie wynosi, do tego najwięcej kosztują. A jeśli komuś bardzo zależy na światowej gwieździe, to przecież pojedzie na jej koncert do katowickiego Spodka. Co innego ze spektaklem czy filmem z DKF-u, te starczają na dłużej, bo po skonsumowaniu można o nich porozmawiać przy kawie.

Brak pomysłu na studenckie życie

Na koniec mikrofon przejęły Danuta Błaszczak i Iwona Bartnicka z Miejskiego Ośrodka Sztuki. Ta pierwsza najpierw narzekała na brak współpracy z uczelniami, potem opowiedziała czym zajmuje się placówka, której jest dyrektorem. Gdy do głosu doszła I. Bartnicka, kierownik działu filmu w MOS sala świeciła już pustkami. Wielka szkoda, bo ona jedna byłaby w stanie skutecznie przekonać młodych do "swoich racji", czyli do odwiedzenia Kina 60 krzeseł czy Dyskusyjnego Klubu Filmowego. Wreszcie ktoś był w stanie mówić do studentów jak do równorzędnych partnerów w dyskusji. Bo pozostali prelegenci zapomnieli chyba, że mają do czynienia z dorosłymi ludźmi, którzy przecież nie lubią jak się ich poucza, i którzy preferują mówienie o interesujących ich rzeczach wprost.
Niestety do planowanej dyskusji dotrwało niewiele osób, w związku z tym głosów było nie wiele. Wbrew oczekiwaniom Ewy Wilk, rzeczniczki WSB, która pomogła swoim studentom zorganizować debatę, nie pojawiły się też konkretne wnioski pomysły na to, jak sprawić, by Gorzów stał się miastem studenckim.

Znaleźli istotę problemu

- Takie fora powinny być organizowane częściej. Przecież jest garstka studentów, którym się chce. Inni tylko narzekają, że nic się nie dziej, ale jak im zaproponować udział w organizowaniu czegoś, spuszczają tylko wzrok - przekonywał Michał Świątek z WSB. Podobnego zdania był Tomasz Mazur z tej samej uczelni - Studenci na ogół nie robią nic, ale jak już się zaangażują to imprezy robią dobrze - twierdził. Te opinie można przyjąć jako najlepsze wnioski z I forum studenckiego. Młodzi głośno mówili o problemach jakie mają sami ze sobą, nie zwalali winy na brak ofert kulturalnych lub jakieś inne czynniki zewnętrzne. To dobry znak, bo wszystko wskazuje na to, że będą się starali zmienić ten stan rzeczy. I oby na jednym forum się nie skończyło: miejmy nadzieję, że zapał choć kilku studentów sprawi, że już wkrótce nie tylko zobaczymy studentów w naszym mieście, ale że będą mieć oni istotny wpływ na to, co się tutaj dzieje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska