- To wy zabiegaliście wiele lat temu o budowę godnej sali koncertowej?
Włodzimierz Kozłowski: - Tak. Od wielu lat marzyliśmy by grać w ładnej sali, o dobrej akustyce. Były różne propozycje lokalizacji, m. in. przy szkole muzycznej. Uważam, iż to piękne i spokojne miejsce.
Grażyna Wasilewska: - O, takie cegiełki chyba 20 lat temu rozprowadzaliśmy na budowę sali koncertowej (pokazuje cegiełkę o wartości 20 tys. starych zł).
- Chyba cieszycie się, że w końcu powstaje?
WK: - Oczywiście. Cieszymy się, że młodzi muzycy - nasi następcy - będą koncertować w tak pięknej sali. Sam jestem na emeryturze i uważam, że to młodzi powinni realizować nasze marzenia. Boję się, że niestety nikt ich nie pyta o zdanie... a przecież młodych, gorzowskich, wykształconych muzyków jest wielu. Dla dobra gorzowskiego środowiska, w którym działają od dziesięcioleci orkiestry - Odeon, kameralna, dęta - dla dobra miasta powinno zadbać się o to, aby w naszej Filharmonii Gorzowskiej zagwarantowano miejsca, choćby w tutti orkiestry, dla młodych muzyków wywodzących się z naszego środowiska.
Joachim Wróbel: - Filharmonia powinna rozwijać się ewolucyjnie. Trzonem powinni być lokalni muzycy, z czasem powinni dołączyć nowi. Kształcimy na poziomie pierwszego i drugiego stopnia, nasi absolwenci kończą akademie muzyczne i chętnie wrócą do Gorzowa. Nie chodzi przecież o nas.
Mariusz Nowaczyński: - Zakładam, że my już jesteśmy za starzy. Ale nasi absolwenci na pewno sprawdziliby się w filharmonii. To też jest mało pedagogiczne, kiedy uczniowie przyjdą na poranek symfoniczny i nie zobaczą swego nauczyciela czy kogoś z Gorzowa.
GW: - To zaprzeczenie nazwy Filharmonia Gorzowska. W niej nie ma żadnego gorzowianina! Było u nas przesłuchanie kandydatów. Startowały nasze koleżanki, absolwentki akademii muzycznych. Nie przeszły do drugiego etapu. Kolejne przesłuchania odbyły się w Berlinie i Krakowie, potem znowu będą w Gorzowie. Dotychczas - w opinii fachowców, profesorów - program był bardzo wymagający. Najpierw kandydaci mieli grać z pamięci, potem zmieniono na wersję z nutami. Teraz przesłuchania mają odbyć się już bez kurtyny.
Wszystko zaczęło się od wysokiego C, żebyśmy nie spadli do klucza basowego. Mamy piękny, duży budynek. Tylko gdzie jest zaplecze - podstawowa i ogólnokształcąca szkoła muzyczna? To jest przecież początek edukacji muzycznej. Potem akademia.
WK: - To jest za małe miasto na akademię muzyczną, nie ma co się oszukiwać. Nie stworzymy też w Gorzowie filharmonii na światowym poziomie! Ma rację mecenas Synowiec, że powinniśmy robić coś na miarę naszych warunków i możliwości. Boję się, żeby nie nastąpił przerost formy nad treścią, aby tworzone i obsadzane etaty administracyjne nie zabiły tego, co najważniejsze - muzyki! Sala sama nie zagra. A przecież można było wiele lat temu przewidzieć rozwój gorzowskich orkiestr, inwestować w nie. Teraz naturalnie stałyby się one podstawą nowej, symfonicznej orkiestry.
- Filharmonia może wzbogacić gorzowską kulturę…
GW: - To jak będą wyglądały próby? Spotkają się na żywioł przed koncertem i zagrają?
JW: - Orkiestra skrzyknie się raz w miesiącu, ktoś rzuci hasło: gramy Divertimento Mozarta. Dwie próbki, koncert, kasa i wyjeżdżają. Jak na żużlu. Muzycy muszą być emocjonalnie związani z miastem. Musi być jakiś zarodek, jakaś baza! To może lepiej raz w miesiącu sprowadzić orkiestrę z Paryża, raz z Berlina? Będzie taniej.
MN: - Jan Tomaszewicz opiera się na naszych aktorach. Mógłby przecież zwolnić wszystkich i zatrudnić sławy. Byłby to teatr z najwyższej półki.
GW: - Właśnie o jakość gorzowskiej kultury należy dbać mimo trudności finansowych i rozłamów politycznych. Nurtuje mnie jeszcze jedna kwestia - co z funkcjonującymi szkołami muzycznymi i liceum plastycznym? W te placówki już się nie inwestuje, a one się rozpadają.
- Przecież mają przenieść się do Centrum Edukacji Artystycznej…
WK: - Kiedy? Za dziesięć lat? Proszę zobaczyć, ta szkoła się rozpada! Jak mamy tu uczyć estetyki i piękna? Wokół wszystkie budynki są odmalowane, tylko nasz stoi jakby z innej epoki!
JW: - Jak otworzą teraz filharmonię, będzie piękna droga i potem już ciężkich wozów nie wpuszczą i budowy szkół nie będzie. A miasto mogłoby sprzedać te budynki w centrum za niezłą kasę.
GW: - Coś trzeba zrobić: albo szybko wybudować CEA i tam przenieść szkoły, albo grube pieniądze włożyć w już istniejące placówki. To nas po prostu boli. Bo od wielu lat walczyliśmy o salę koncertową, żeby w godnych warunkach pracować, przeprowadzać próby, by poczuć się jak normalni muzycy. Tu chodzi także o naszych uczniów, absolwentów. Młodzież patrzy na to, co się dzieje, w jakich trudnych warunkach muszą pracować, ćwiczyć, przygotowywać się do koncertów i konkursów muzycznych. Takim sposobem ich tu nie zatrzymamy.
- Co roku miasto daje stypendia twórcze, też muzykom…
WK: - Uczestniczyłem wielokrotnie w pracach komisji stypendialnej. Ciągle zadaję sobie pytanie, czy należycie korzystamy z wiedzy i talentu tych młodych ludzi. Chyba nie do końca. Nikt nie pyta środowiska muzycznego. Jak potrzebna jest opinia o kulturze, wypowiadają się wszyscy tylko nie muzycy.
MN: - Kiedyś usłyszałem od znanej osoby, że jesteśmy tylko nauczycielami. Owszem, jesteśmy, ale jesteśmy też muzykami.
JW: - A w Zielonej Górze w filharmonii nie pracują nauczyciele?
GW: - Głos zabierają osoby, które nie interesują się muzyką. Na naszych koncertach miejsca dla VIP-ów są zazwyczaj puste. Ubolewam, że najczęściej jest o nas, ale bez nas.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?