Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabijamy się na drogach

Jakub Pikulik 95 722 57 72 [email protected]
Harcerze z Glisna protestowali w miejscu, gdzie na drodze zabito ich kolegę.
Harcerze z Glisna protestowali w miejscu, gdzie na drodze zabito ich kolegę. Jakub Pikulik
Mają sparaliżowane ręce i nogi, karmieni są przez rurkę, brakuje im pieniędzy na leczenie. Wypadek drogowy jest dramatem, ale dopiero życie po nim staje się koszmarem.

- Był wielki huk, a potem strasznie cicho. Po kilkudziesięciu sekundach słyszałem jęki rannych - tak wypadek w podgorzowskim Lubiszynie relacjonował nam jeden z jego świadków. Przypomnijmy, na początku zeszłego tygodnia w zderzeniu dwóch aut 37-latek zginął na miejscu, a dwie osoby trafiły do szpitala. Wczoraj obchodziliśmy dzień ofiar wypadków drogowych. W czwartek w Gliśnie (gm. Lubniewice) harcerze protestowali na przejściu dla pieszych, na którym miesiąc wcześniej kierowca prowadzący samochód z nadmierną prędkością zabił ich kolegę Dawida. Domagają się poprawy bezpieczeństwa w swojej miejscowości. Zapowiadają, że protest będą powtarzać co miesiąc przez rok.
Przez 10 miesięcy tego roku na polskich drogach zginęło 3.391 osób, a 41.013 zostało rannych. To tak, jakby nagle wszyscy mieszkańcy miasta niewiele większego od Żar zostali inwalidami lub mieli połamane ręce i nogi. Z policyjnych statystyk wynika, że od stycznia do października w naszym województwie zginęły 103 osoby, a 881 zostało rannych. - W porównaniu do analogicznego okresu zeszłego roku nastąpił spadek liczby wypadków o 66, czyli o 9,1 proc. - tłumaczy Artur Chorąży z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie.

Ale wypadek to dla wielu osób często dopiero początek walki o zdrowie i życie. - Walczą nie tylko sami poszkodowani. To też ogromny sprawdzian dla ich rodzin, bliskich. Ofiary wypadków często wymagają żmudnej i kosztownej rehabilitacji, bezustannej opieki - mówi Paweł Januszkiewicz z fundacji pomocy ofiarom wypadków drogowych.

Większość kierowców obwinia drogi i... siebie nawzajem. Za bezmyślność, jazdę po pijanemu. Ale to nie tylko to.

- Proszę zobaczyć, sznureczek lawet zza granicy bez przerwy sunie do Polski. Po drogach jeździ coraz więcej aut, a nowych dróg przybywa wciąż za wolno. Po prostu wszyscy, razem z ogromnymi tirami, dusimy się na naszych trasach. Do tego dochodzą słabe umiejętności wielu kierowców - mówi Edward Gorbowski, zawodowy kierowca z Gorzowa.

Stanisałw Więckowiak ze Skwierzyny dorzuca, że winny jest fatalny stan techniczny wielu samochodów.
- Co z tego, że pojazd przejdzie badanie techniczne? Wygląda nie najgorzej i ma sprawne hamulce. Kogo obchodzi, że w Niemczech czy w Belgii auto było wysłane do kasacji? Polscy magicy w szopie złożyli jeden, w miarę sprawny samochód. Ma masę bajerów, jest tani, szpanerski, więc Polak go kupi. A przy wypadku? Takie coś składa się jak puszka po piwie - twierdzi pan Stanisław. Dowód? Wystarczy spojrzeć na zawartość lawet, które przekraczają polską granicę. Na Zachodzie coraz częściej pojazdy, w których w czasie wypadku wystrzeliły poduszki powietrzne, nie są naprawiane. Przez granicę do naszego kraju trafiają natomiast samochody z kompletnie rozbitym przodem, uderzone z boku lub od tyłu. Mają pogięte ramy, których prostowanie znacznie osłabia konstrukcję.

- Liczby wypadków nie zmienią policjanci stojący z radarami. Tu wszystko siedzi w głowach kierowców, pieszych, rowerzystów. Każdy z nas musi mieć po prostu szacunek do innych użytkowników drogi. I pamiętać, że wystarczy chwila nieuwagi, braku wyobraźni i możemy zostać drogowym zabójcą - twierdzi Barbara Małecka, która prawo jazdy ma od sześciu lat.

KOMENTARZ - Pomoc państwa to za mało

Paweł Januszkiewicz

Fundacja pomocy ofiarom
wypadków drogowych Amber

Osoby, które uległy wypadkom, to często ludzie młodzi z niewielkim stażem pracy. Dlatego kwoty wypłacane tym osobom przez ZUS są żenująco niskie. Bywa, że jest to 500-600 zł miesięcznie dla osoby z porażeniem czterokończynowym. Trzeba za to kupić pampersy, środki dezynfekujące, bo tacy ludzie często karmieni są pozajelitowo. Dochodzą lekarstwa przeciwbólowe, bolesna rehabilitacja, trzeba zapłacić masażyście. Ludzie dzwonią lub piszą do nas z prośbą o dofinansowanie dwutygodniowego wyjazdu rehabilitacyjnego. Placówek, które je organizują, jest niewiele. Dodatkowo taki wyjazd to często koszt sześciu tysięcy złotych. Ktoś na tym zarabia grube pieniądze. Ale na szczęście są też turnusy tańsze, które kosztują około dwóch tysięcy. Do naszej fundacji zgłaszają się tygodniowo średnio dwie osoby, które proszą o pomoc. Nie zawsze chodzi o pomoc materialną, często potrzebne jest wsparcie prawnika. Kolejna kwestia: kto właściwie jest ofiarą wypadku? Mężczyzna, który pijany wracał z imprezy i wszedł pod samochód, czy jego młoda żona, którą w ciąży zostawił w domu, i która teraz musi opiekować się dzieckiem i całkowicie sparaliżowanym mężem?

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska