Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory samorządowe 2024 w Żarach. Rozmowa z Rafałem Szymczakiem, kandydatem z KWW Prawa i Sprawiedliwości

Aleksandra Łuczyńska
Aleksandra Łuczyńska
Wideo
od 12 lat
W niedzielę 7 kwietnia mieszkańcy Żar wybiorą nowego burmistrza. Jednym z kandydatów jest dr Rafał Szymczak, historyk i regionalista startujący z KWW Prawa i Sprawiedliwości.

Rafał Szymczak, ma 50 lat. Żona - Iwona, dzieci – Tymon i Nikodem. Nauczyciel historii w LO im. S. Banacha w Żaganiu. Sekretarz Towarzystwa Upiększania Miasta oraz wiceprezes stowarzyszenia Miłośników Kolei Ok1 oraz Czyste Powietrze. Jak podkreśla, jest człowiekiem wielu zainteresowań, dużo czyta i są to głównie pozycje historyczne, ale bardzo często także książki o koncepcjach rozwoju miast i społeczeństw. Jest kolekcjonerem. Kupuje przede wszystkim żaranalia – stare widokówki, zdjęcia, procelanki, dokumenty i wydawnictwa. Zbiera też modele ciężarówek w skali 1:43, kiedyś budował modele samolotów (głownie w skali 1:72) i pojazdów pancernych (1:35), dziś na to hobby nie ma czasu – od paru lat czeka na złożenie model Heinkla He-111 w skali 1:32, który dostał od swoich uczniów. Czas wolny uwielbia spędza z rodziną – stara się jeździć dużo rowerami po Żarach i okolicy. Dużo podróżują po kraju i świecie. Starszy syn Tymon ma 12 lat i świetnie gotuje.

Skąd pomysł, żeby startować w wyborach na burmistrza Żar?

Jestem żaraninem, bo kocham to miasto, co widać w moich działaniach jako historyka, regionalisty i społecznika. Mieszkam tu odkąd skończyłem 3 lata – to jest moje miejsce na Ziemi, tu zawsze wracam. Od wielu lat działam na rzecz społeczności lokalnej, jakkolwiek górnolotnie by to nie zabrzmiało, to jest taka praca u podstaw. Edukuję młodzież, ale też dorosłych. Cieszę się, bo rozmawiam z mieszkańcami, którzy mówią mi, jak ważną pracę wykonuję na rzecz miasta. W 2003 roku dołączyłem do zespołu, który prowadził pierwszy niezależny portal internetowy o Żarach, oczywiście społecznie. Od tego się zaczęła bliższa obserwacja tego, co dzieje się w mieście. Prowadzę też blog, na którym umieszczam regularnie zdjęcia z Żar, to wszystko sprawia, że wiem, co można zrobić lepiej.

Jaką ma Pan receptę na opustoszałe centrum Żar?

Najbardziej martwi mnie pustka naszego śródmieścia. Rozumiem, że są sklepy wielkopowierzchniowe, że świat się zmienia, ale nie wszędzie. Nie trzeba jechać daleko, wystarczy odwiedzić Bolesławiec, gdzie jest zieleń na rynku, mały Chocianów, gdzie rynek też żyje, gdzie coś się dzieje. Spójrzmy na Nową Sól, to miasto wykonało ogromny skok, jeśli chodzi o rozwój, mają port, Park Krasnala. Zmienił się prezydent tego miasta, ale ono nadal się rozwija, ma potencjał. Żary tracą ludzi, którzy mogliby dać z siebie dużo dla tego miasta – Magda Broniecka czy Paweł Skrzypczyński - oboje są z Żar, ale działają w Brodach i Lubsku, a mają ogromny potencjał. Ja również pracuję poza Żarami i nie ukrywam, że działam też na rzecz Żagania. Dlatego moim atutem jest, że znam tamto środowisko i potrafiłbym nawiązać prawdziwą współpracę z sąsiednim miastem. Ale Żary miasto powinny się rozwijać dzięki swoim mieszkańcom. Nie tylko wąskie interesiki, ale szeroki rozwój.

Jest Pan historykiem, jak ocenia Pan to, co dzieje się z kompleksem zamkowo - pałacowym?

Posłużę się przykładem Zatonia, które wciąż jest ruiną, ale ktoś wiedział, co zrobić, żeby to miejsce przyciągało tłumy. Zielona Góra nie ma żadnego zamku czy pałacu, ma Palmiarnię, konkatedra ma się nijak do naszej fary, ale z Zatonia zrobiono atrakcję i tak to powinno wyglądać. To miejsce przyciąga turystów, także z Żar. U nas mamy teraz wielki projekt dotyczący zamku, który pochłonie według ostrożnych szacunków w najbliższych latach ponad 100 mln. A to tylko koszty obudowy, a co z jego utrzymaniem? Można było to zrobić inaczej, nie nadwyrężać miejskiej kasy. Nawet ruina, dobrze zagospodarowana, może przyciągać turystów. Już dziś Arkadiusz Gutka ze Stowarzyszeniem Region Łużyce pokazuje, jak duży potencjał jest w takim zabytku. Zamek to jest tylko część, a największą atrakcją jest cały kompleks, który jest dzisiaj podzielony, mamy przecież jeszcze pałac, ogród sekretny, plus parking, o którym mało się mówi. To są rzeczy, z którymi trzeba się zmierzyć i nie można zamiatać ich pod dywan. Często oprowadzam po mieście ludzi z Polski, z zagranicy i oni pytają mnie “jak wy możecie na to patrzeć, co to jest?”. To boli. My się przyzwyczailiśmy, ale to naprawdę robi złe wrażenie. Uważam, że pieniądze są wydawane lekką ręką, nie wiem, czy ogrody kieszonkowe, czy ogród sensoryczny to takie potrzebne inwestycje.

Problemem w mieście jest brak zieleni, mieszkańcy nad tym ubolewają. Jak Pan ma pomysł na rozwiązanie problemu?

Martwi mnie to, że tyle drzew zostało wyciętych. Myślę, że można było uratować większość z nich. Pamiętam taką sytuację, gdy wycinano drzewa przy ulicy Długosza, przy torach kolejowych. Widziałem, jak jedna pani miała łzy w oczach, patrząc na to, pytała “panie Rafale, czy można coś z tym zrobić?’. Sam byłem w szoku, dokumentowałem to, co się wtedy działo, była interwencja policji, ale drzew nie udało się uratować. Widać, że mieszkańcom zależy, nie mają wsparcia w urzędzie, gdzie słychać tylko, że to nie sprawa urzędu, tylko PLK. Fotografuję miasto od ponad dwudziestu lat, mam tysiące zdjęć i tego nie da się ukryć, że miasto jest coraz mniej zielone.

Jak widzi Pan podział środków na poszczególne dzielnice w Żarach?

Obecnie nie ma równego podziału pieniędzy, jeśli chodzi o inwestycje w poszczególnych dzielnicach. Zatorze jest kompletnie zapomniane. Zgłosiłem taką propozycję, żeby ogród sensoryczny był właśnie na Zatorzu. Nie ma tutaj żadnego parku. To jest największa dzielnica w mieście, która wciąż się rozrasta, powstają nowe bloki, ale nie ma tutaj terenów rekreacyjnych. Tężnia przy ulicy Zwycięzców to zdecydowanie za mało. Nie wspomnę o problemach związanych z parkowaniem przy Męczenników, Szarych Szeregów. To są nierozwiązane problemy komunikacyjne tej dzielnicy. Problemem jest też w Kunicach, nie ma tej polityki integracyjnej z miastem. Mam pomysły na to, co zrobić, żeby kuniczanie nie czuli się żaranami drugiej kategorii, bo mam wrażenie, że tak często jest. Więcej się robi w centrum, które i tak pustoszeje. Tutaj potrzebna jest rewitalizacja, ale to nie może polegać na odmalowaniu fasad. Niedawno moją szkołę odwiedził Wadim Tyszkiewicz i mówił o tym, jak mieszkańcy Nowej Soli chcieli bardzo mieć halę sportową. On powiedział, “dobrze, ale najpierw znajdę inwestora”. Hala miała kosztować 30 miliony, on znalazł inwestora, który płacił rocznie 3 miliony podatku, wziął kredyt na 10 lat i hala jest. A gdzie my mamy teraz inwestorów? My żyjemy dawnymi czasami, gdy w mieście rozwijał się przemysł. Ale firmy nam się zwijają z miasta. W Szprotawie czy Iłowej tyle się dzieje. Znam ludzi, którzy już się wyprowadzają do Iłowy. Nie ma współpracy z gminą wiejską. Współpraca z Żaganiem jest też wyjątkowo pozorna. A my moglibyśmy znaczyć coś w województwie, a dziś jesteśmy tylko zaściankiem. Komunikacyjnie dramat, nie można nawet Polregio wyjechać z miasta. Burmistrz może i powinien lobbować za lepszymi połączeniami. Ja mam doświadczenie w takich działaniach – dzięki stowarzyszeniu, w którym działam, wróciło połączenie kolejowe z Warszawą. Niestety zlikwidowano je z powodu pandemii, ale powinno wrócić.

Czy elektrociepłownia w Marszowie to dobry pomysł?

To jest duże zagrożenie dla nas, dla mieszkańców. Samo położenie Żar jest bardzo niekorzystne, jeśli chodzi o przepływ powietrza. Pojawienie się niedaleko miasta spalarni jest złym pomysłem. Spalanie jest zawsze spalaniem w wyniku którego powstaje CO2 i toksyny. Jestem chemikiem z wykształcenia, miałem praktyki w zakładach chemicznych i wiem, jak to wygląda. Sama groźba jakiejkolwiek awarii jest niebezpieczna. Dane dotyczące segregowania śmieci mówią wyraźnie, że śmieci niesegregowanych produkujemy coraz mniej. Poziom segregacji jest coraz większy i na tym trzeba się skupić. Te śmieci, które mogą być owym paliwem alternatywnym, mogą przyjąć cementowanie, są w Polsce spalarnie, które mają wystarczające moce. Jeśli to jest kwestia dorzucenia złotówki do kosztów śmieci, to myślę, że warto dorzucić tę złotówkę niż mieć koło miasta spalarnię. ZZO był dla piętnastu gmin, a dziś obsługuje 22 gminy. Spalarnia ma przyjmować 18 tysięcy ton, to ja dziś mam już obawy, czy na tym się skończy. W Zielonej Górze mieszka 130 tysięcy osób i nikt tam nie myśli o spalarni. Tutaj już powinna się zapalić czerwona lampka. Jako burmistrz zrobię wszystko, żeby ta spalarnia nie powstała.

Jak rozwiąże Pan kwestię dotacji na sport? Nie wszystkie kluby czują się sprawiedliwie traktowane...

Sport to wychowanie, to zdrowie, to powinien być główny czynnik przy przyznawaniu dotacji. Jak wiele osób korzysta z danej sekcji, ile osób przyciąga klub do siebie. Ale warto pamiętać o tradycjach, bo mamy kluby, które działają w mieście kilkadziesiąt lat. Nie można też pomijać nowych inicjatyw, pomysłów. Trzeba uczciwie rozmawiać, nie ma podziału na lepszych gorszych, bo ktoś ma swoich radnych w radzie. Tak nie może być. Rozmawiajmy ponad podziałami. Patrzmy na miasto, jak na wspólnotę.

Dziękuję za rozmowę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska