- Na Ruczajowej przy płocie od ogródków działkowych stoi stado dzików, które chce przejść przez drogę - dzwoni do "GL" mieszkanka ul. Rzeźniczaka. - Alarmowałam straż, urząd miasta, ale nikt nie wyraził zainteresowania tym tematem! To jakiś skandal, że służb miejskich to w ogóle nie obchodzi! Z podobną sytuacją spotkałam się miesiąc temu przy ul. Źródlanej i wtedy również urzędnicy nie zareagowali.
Przypomnijmy, że już na przełomie lipca i sierpnia Czytelnicy alarmowali "GL" o dzikach grasujących w mieście. Do redakcji wpłynęły zdjęcia zwierząt buchtujących przy ulicach: Batorego, Źródlanej czy Krasińskiego. Teraz doszła nam Ruczajowa i warto zauważyć, że wszystkie te ulice leżą blisko siebie. Może zatem chodzi o jedną watahę?
Chociaż na zdjęcia z lipca widzimy osiem dzików: dwa dorosłe, cztery rodzone wiosną 2008 i dwa tegoroczne maluchy. Wczoraj zaś Czytelniczka spotkała grupę juz bez tych najmniejszych zwierząt...
Służby mają przepędzić
- Nie wiem, nie liczyłam dzików, chociaż i wtedy i teraz widziałam lochy z młodymi - stwierdza Czytelniczka. - Nie jestem też pewna, czy są zupełnie dzikie. Bałam się o psa, a one i teraz i wtedy nic nie robiły sobie z naszej obecności. W wodzie brodziły jak gdyby nigdy nic, a przy ulicy zachowały się inteligentnie, jakby wiedziały, że w zderzeniu z autem są bez szans, po prostu czekały grzecznie aż na drodze zrobi się pusto...
Czytelniczka opowiada, że locha jako pierwsza z nosem przy ziemi wchodziła na drogę, a za nią czworo młodych, zaś stado zamykała następna locha. Gdy pierwsze zwierzę wyczuwało drgania, to nieodwracając ciała cofało się, podobnie jak pozostałe dziki...
- Stałam w odległości pięciu metrów od dzików. Niespecjalnie boją się ludzi i nie reagują na klakson. Gdybym miała jeszcze dwa psy i człowieka do pomocy, przegoniłabym dziki przez ulicę, a potem wyprowadzilibyśmy je z miasta - irytuje się Czytelniczka.
Prof. Zbigniew Jakubiec, pracownik wydziału nauk biologicznych Uniwersytetu Zielonogórskiego, śledzi zachowania zwierząt przystosowujących się do życia w obecności człowieka. Najbardziej interesują go niedźwiedzie oraz dziki.
- To służby miejskie powinny przepędzać te zwierzęta - twierdzi profesor. - Natomiast ludzi trzeba edukować. Rzecz w tym, by nie dokarmiać dziko żyjących zwierząt. Gdy dostają kanapkę czy kawałek chleba od mieszkańców miasta, potem wracają do skupisk ludzkich albo aklimatyzują się w nowych warunkach.
Konsultacje z myśliwymi i policją
Problem z dzikami ma też Trójmiasto. Tam zakłada się specjalne ogrodzenia, gdzie dziki są wabione kukurydzą. Potem korytarzem wędrują do klatek i są wywożone do lasów.
- Rozwiązaniem byłoby wyłapywanie żywych dzików i wywożenie ich z miasta, jednak w naszym regionie brakuje firm, które chciałyby się tego podjąć - dodaje Marek Starosta, pracownik biura prezydenta.
A zatem jak z dzikami z ul. Batorego poradzi sobie magistrat? Pamiętajmy, że już tylko do niedzieli 15 sierpnia obowiązuje okres ochronny loch.
- Sprawa nie jest prosta. Ze strony miasta przeprowadzimy chemiczne odstraszanie dzików - tłumaczy Tomasz Nesterowicz, kierownik biura prezydenta. - Natomiast konsultujemy się z Polskim Związkiem Łowieckim i policją. W każdym razie przestrzegam mieszkańców przed dokarmianiem dzikich zwierząt i traktowaniem ich jak maskotki. Dziki migrują i jeśli nie znajdą pożywienia w mieście, nie będą w nim przebywać.
T. Nesterowicz przestrzega też przed odganianiem dzików. -One mogą potraktować to jako zagrożenie, a wtedy może dojść do nieszczęścia - tłumaczy kierownik biura.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?