MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wsie do miasta? Nie chcemy

DARIUSZ CHAJEWSKI, (bat) 0 68 324 88 36 [email protected]
Krystyna Brzeska z Julia i Igą codziennie wędrują po okolicy. Boi się, że miasto mogłoby we wsi zbyt wiele zmienić.
Krystyna Brzeska z Julia i Igą codziennie wędrują po okolicy. Boi się, że miasto mogłoby we wsi zbyt wiele zmienić. Fot. Bartłomiej Kudowicz
Politycy o zszyciu miasta ze wsią nie mówili zbyt wiele. I robili źle, bo temat ten w podzielonogórskich miejscowościach należy do tych najważniejszych.

W czwartkowy ranek Bogumiła Husak z Przylepu skrobała pokryte szronem szyby auta. Wie, że w Zielonej Górze szronu by nie było, ale i tak za żadne skarby nie chciałaby być powtórnie zielonogórzanką. Mimo że przylepianka brzmi cokolwiek komicznie.

- Niby mieszkam w bloku, ale w wolnostojącym domku, a nie na jakimś blokowisku - mówi. - Wokół las, mam gdzie wyjść z psem na spacer. Gdy wcielą nas do miasta, natychmiast wokół powstaną bloki. Przed tym właśnie uciekałam i nie chciałabym, aby miasto mnie tutaj dogoniło.

Kroków nie robili

Pomysł połączenia miasta i gminy Zielona Góra powstał już kilka lat temu. Tak się umówili wójt Eugeniusz Uglik z prezydentem Zygmuntem Listowskim. Później promował go starosta Krzysztof Romankiewicz, a przede wszystkim władze Zielonej Góry. Poszerzenie miasta to szansa na nowe tereny pod bloki i firmy, a dziś miastu brakuje już działek.

Zielonogórscy radni podjęli uchwałę o woli łączenia samorządów, ale nie ma takiej uchwały rady gminy. Nic nie dały też konsultacje z mieszkańcami gminnych miejscowości organizowane przez stowarzyszenie Inicjatywa Zielonogórska. We wszystkich wsiach mieszkańcy powiedzieli "nie". Jedynie w Wilkanowie chcą łączenia się z Zieloną Górą, ale to nie jest gmina Zielona Góra, ale Świdnica.

Konsultacje pokazały, że mieszkańcy wsi nie chcą mieszkać w mieście. Chociaż obiecuje się im budowę kanalizacji, tańsze bilety, niższe podatki. Nie przekonuje ich nawet ekstra premia od rządu za łączenie samorządów - przez pięć lat dodatkowe 5 proc. podatku od dochodu mieszkańców. Czyli kilkanaście milionów rocznie.

Przez ostatnie miesiące i radni obu samorządów i szefowie urzędów nie robili żadnych urzędowych kroków w tej sprawie, ale wszystko wskazuje na to, że władze nowej kadencji Zielonej Góry wrócą do tematu. Tym bardziej że Rzeszów i Białystok już od stycznia tego roku mają poszerzone granice. Ponowny wybór na wójta Mariusza Zalewskiego i wielu radnych gminy Zielona Góra pokazuje jednak, że do tematu łatwo wrócić nie będzie.

Trochę obciachowo

Zielonogórzaninem nie chce być także Ryszard Szewczuk. Nie tylko dlatego, że ma ule, bo przecież pszczołom zapewne obojętne będzie, czy będą zbierały miód w Przylepie czy w Zielonej Górze. Boi się drożyzny, wyższych podatków i tego, że fabryczne kominy podejdą pod płot.

Krystyna Brzeska także była zielonogórzanką i ani myśli wrócić do tego stanu. Dlaczego, przecież mieszka w miejscowości "sypialni" miasta?

- Rzadko się stąd ruszam, może dlatego, że mamy tak niewiele autobusów - dodaje. - Jednak nawet gdyby dali nam ich więcej, nie zdecydowałabym się. To dla nas więcej strat niż zysków.

Jakie to są straty? Zazwyczaj na pierwszym miejscu pojawiają się opłaty i podatki. Pani Brzeska daje przykład syna, który mieszka w mieście. Ona i jej sąsiedzi mają taniej. Inni mieszkańcy Przylepu mówią wprost, że czują się, że ktoś chce ich wykorzystać. Miasto potrzebuje terenów inwestycyjnych i dlatego chce połączyć się ze wsiami.

Tak naprawdę nie myśli o ich interesie, ale o własnym. Czyli wiadomo, że wszelkie niechciane inwestycje będą lokowane na peryferiach. W zamian tak naprawdę nie proponuje nic. Jeden z rozmówców twierdzi nawet przewrotnie, że Zielona Góra i tak będzie musiała zbudować "im", czyli gminie drogi. Aby można było do niej dojechać.

Trochę obciach

B. Husak przyznaje, że wie, iż zachowuje się jak egoistka. W końcu pracuje w mieście, tam robi zakupy...

- Jednak każdy ma prawo do tej odrobiny egoizmu - dodaje. - Gdybyście zapytali sąsiadów z tego bloku, jestem pewna, że więcej niż 80 proc. z nich jest przeciwna połączeniu.

W owych 20 proc. mieszczą się Marcin i Katarzyna, których spotkaliśmy na ulicy w centrum Przylepu. Oni woleliby, aby w ich przyszłych dowodach osobistych znalazła się jako adres zamieszkania Zielona Góra.

- To mimo wszystko obciachowo podawać jako miejsce zamieszkania Przylep - tłumaczy Marcin. - Gdy ktoś z Polski pyta mnie, gdzie mieszkam zawsze odpowiadam, że Zielona Góra. A i tak mylą z Jelenią. A taki Przylep...

Dom, niewielki ogródek i Kazimiera Zielińska. Jak twierdzi bardzo lubi swój Przylep.

- Jak sąsiedzi mówią, że nie chcemy do miasta, niech pan też tak napisze - dodaje Zielińska. - Chociaż tak prawdę mówiąc jest mi to obojętne. Dlaczego? Bo tak naprawdę nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał. A to chyba błąd. Prawda? Chyba byłoby warto z nami pogadać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska