Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrażliwy twardziel, czyli alfabet wojewody

Beata Bielecka 95 758 07 61 [email protected]
Marcin Artur Jabłoński, rocznik 1965, były wicewojewoda gorzowski i lubuski, od 2008 do 2010 marszałek województwa lubuskiego. Od 12 grudnia 2011 wojewoda lubuski. Absolwent m.in. Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (filologia germańska), Poznańskiej Szkoły Menedżerów, studiów podyplomowych na Wydziale Prawa i Administracji UAM w Poznaniu...
Marcin Artur Jabłoński, rocznik 1965, były wicewojewoda gorzowski i lubuski, od 2008 do 2010 marszałek województwa lubuskiego. Od 12 grudnia 2011 wojewoda lubuski. Absolwent m.in. Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (filologia germańska), Poznańskiej Szkoły Menedżerów, studiów podyplomowych na Wydziale Prawa i Administracji UAM w Poznaniu... Paweł Janczaruk
Mogło się wydawać, że Marcin Jabłoński wpadł w polityczny niebyt i do pierwszej ligi już nie wróci. Okazało się, że niedoceniany ostatnio na własnym podwórku, zdobył uznanie Donalda Tuska, który dał mu miejsce w swojej drużynie i ustawił na pozycji rozgrywającego w Lubuskiem.

A jak ambicje. Tych nigdy mu nie brakowało. Zaczynał w latach dziewięćdziesiątych od pracy w biurze promocji słubickiego magistratu. Szybko awansował na wiceburmistrza, potem był m.in. starostą, wicewojewodą lubuskim, marszałkiem województwa. Piekielnie inteligentny, znający języki, pracowity, wszechstronnie wykształcony (skończył germanistykę, szkołę menedżerów, zrobił podyplomówkę na wydziale prawa i administracji i kolejną na ekonomii oraz studia MBA). Miał apetyt na więcej. Chciał być posłem, potem marzył mu się Parlament Europejski. Nic z tego nie wyszło. Ma opinię trudno wybieralnego. Szczególnie w Słubicach. Tu nie wygrał nawet walki o fotel radnego powiatowego. Przylgnęła do niego łatka zbyt pewnego siebie, mało sympatycznego egocentryka. On sam mówi, że ma jedynie odwagę, żeby jawnie przyznawać się do podejmowanych przez siebie decyzji i nie chować się za innych, nie asekurować. Podkreśla też, że w ostatnich wyborach samorządowych dostał prawie 10 tys. głosów, co dało mu drugi wynik w sejmiku, najlepszy w jego okręgu.
- Dla mnie "a" to jak atrakcyjna praca. To ona mnie napędza, spełniam się w tym, co robię. Lubię mieć wpływ na to, co mnie otacza, a funkcje publiczne dają możliwość kreatywnego działania. To sprawia, że każdego ranka chętnie wstaję do pracy - mówi.

B jak Bożenna Bukiewicz. - Dla mnie "b" to jak bez komentarza.

D jak dom rodzinny. - Był dla mnie bardzo ważny. Zawsze kojarzył mi się z opoką, spokojnym miejscem, w którym czułem się bezpiecznie. Ja i brat mieliśmy dobrych i troskliwych rodziców. Nadal moja więź z mamą jest bardzo silna. Rodzice byli dla mnie wzorem dobrego małżeństwa i próbuję podobnie funkcjonować w swojej własnej rodzinie - opowiada.

G jak gadżeciarz. Przeciwnicy wytykali mu zawsze słabość do luksusu i wydawanie lekką ręką publicznych pieniędzy (włoskie meble w gabinecie w urzędzie marszałkowskim, dobre służbowe auto). Zwolennicy mówili, że ma po prostu klasę. - Szanuję umiar, ale uważam, że forma też ma znaczenie. Zwłaszcza, kiedy reprezentuje się duże grupy, a tak się dzieje często w moim przypadku. Kiedy podejmuje się międzynarodowe delegacje to europejski standard jest niezbędny. A już kompletnie nie ma u mnie przyzwolenia dla obskurantyzmu i niechlujstwa. Nie widzę powodu, żebyśmy byli przaśni, żeby wokół nas wszystko było nieświeże. Dlatego nie wiedziałem powodu, żeby urząd marszałkowski wyglądał jak zapuszczony skansen. Nic nie zabrałem ze sobą i wszystko świetnie służy moim następcom i tak będzie przez lata - mówi. A co do gadżetów? - Uwielbiam nowoczesne technologie, ale ja się nimi nie bawię, tylko skutecznie z nich korzystam. Lepiej się organizuję, działam szybciej, jestem mobilny, szybko podejmuje decyzje i to mi w tym pomaga. Z wypiekami na twarzy kończę właśnie biografię Steva Jobsa.
K jak krytyka. Odkąd lubuskiej Platformie szefuje Bożenna Bukiewicz, wydawało się, że jego pozycja w partii mocno osłabła. Przewodniczą niejednokrotnie wysyłała sygnały, że nie gra z nim w jednej drużynie. Po tym, jak przegrał bitwę o reelekcję w Urzędzie Marszałkowskim przyznała, że nie do końca mu kibicowała. - Marcin świetnie się sprzedaje, świetnie się prezentuje, ale chyba zabrakło współpracy z ludźmi. Ma problemy interpersonalne - oceniła. Gdy nie dała mu możliwości startu w ostatnich wyborach parlamentarnych stało się jasne, że popadł w niełaskę. Jego zniknięcie, w ostatniej chwili, z listy PO było wielkim zaskoczeniem. Tak jak pojawienie się na niej nazwiska słubickiego starosty Andrzeja Bycki. Dał się on wciągnąć w polityczne gierki PO, które miały na celu wyeliminowanie Jabłońskiego, bo po tym, jak był marszałkiem województwa, miał większe szanse, żeby dostać się na Wiejską. Bardzo słaby wynik, który uzyskał Bycka, był dla PO bez znaczenia, bo w wyścigu do parlamentu były kolarz był tylko zawodnikiem, na plecach którego do mety mieli dojechać inni. Podziały w lubuskiej PO musiała zauważyć Warszawa, bo Donald Tusk nie skonsultował nawet swojej decyzji o powołaniu nowego wojewody z B. Bukiewicz. - Współpraca z panią Bukiewicz zapowiadała się świetnie i zaczęła się od powołania mnie na marszałka województwa - wspomina Jabłoński. - Miałem zmienić oblicze województwa i świetnie się z tego wywiązałem. Byłem bardzo samodzielny. Może za bardzo? Ale, żeby odnieść sukcesy trzeba mieć w sobie siłę do podejmowania samodzielnych decyzji.

L jak ludzie. W swoim życiu szukam autorytetów, bo są szczególnie dla mnie ważne. Nie próbuję przypodobać się wszystkim. Jeśli ktoś jest dla mnie autorytetem jego zdanie bardzo wiele dla mnie znaczy. Do takich osób zalicza się bezwzględnie żona. Wierzę też od zawsze Donaldowi Tuskowi. Cenię go za autentyczność w działaniu i za to, że to co robi zmierza do zmiany naszego kraju i świata na lepsze.

M jak mocne strony. Politycy z lewa i prawa chwalą go za fachowość. Paweł Leszczyński radny SLD z Gorzowa podkreśla, że Jabłoński to " facet z doświadczeniem w zakresie zarządzania województwem". Posłanka PiS Elżbieta Rafalska chwali jego "kompetencje merytoryczne", a Józef Zych z PSL mówi, że to dobry organizator i lojalny współpracownik. Po wyborze słubiczanina na wojewodę B. Bukiewicz też przyznała, że Jabłoński zna samorząd, jego problemy i bolączki i powinien szybko odnaleźć się w nowej roli. - To duża zaleta, bo nie będzie musiał się wszystkiego uczyć - stwierdziła.
O nowym wojewodzie mówi się jeszcze jedno: jest bardzo wymagający, przede wszystkim wobec siebie, ale również współpracowników.
Sam podkreśla, że ma niezłomny charakter i jak w coś wierzy, nawet jeśli to dużo kosztuje, zostaje temu wierny. Przypomina, że stracił posadę wicewojewody, bo wstąpił do PO (rozstał się z Unią Wolności, która tworzyła wtedy w województwie koalicję z AWS - przyp. red.).
- Ten rok też był dla mnie próbą. Z pokorą poczekałem na swoją kolej, byłem lojalny wobec PO. Wiele osób próbowało mnie skłonić do jakiś radykalnych działań, okazywania niezadowolenia, ale ja tego nie chciałem zrobić. Nie kwestionuję demokracji.
P jak powrót do polityki. I nie tylko. Jego nominacja na wojewodę i powrót do pierwszej politycznej ligi była zaskoczeniem niemal dla wszystkich. Czy poczuł satysfakcję, że zdołał jednak wygrać, wydawałoby się z góry skazaną na niepowodzenie, walkę o fotel wojewody lubuskiego? - Jestem dumny z faktu i wdzięczny premierowi, że tak wysoko mnie ocenił i mi zaufał - komentuje krótko.

R jak rodzina. Chroni swoją prywatność. Żona jest stomatologiem, współwłaścicielką dużej prywatnej praktyki. Mają dwoje dzieci. - Nawet jak to zabrzmi pretensjonalnie, rodzina jest dla mnie najważniejsza - mówi. - Staram się trzymać dystans, jeśli chodzi o moich najbliższych, bo wiem, że życie publiczne jest dosyć brutalne i bezwzględne, a moim zadaniem jest chronić najbliższe mi osoby. Najprzyjemniejsze są dla mnie chwile, gdy wracam do domu, bo zbudowałem ten dom w spokojnym miejscu, gdzie możemy być razem mając nieco przestrzeni wokół siebie. Mam małe dzieci i przebywanie z nimi jest dla fascynujące. Uwielbiam te chwile.

S jak Słubice. Jabłoński wraca do Słubic zawsze, gdy poślizgnie mu się noga na wyższym szczeblu kariery. I zawsze wtedy może tu liczyć na lepszą czy gorszą posadę. Tak było, gdy przestał być wicewojewodą (dostał wtedy stanowisko szefa miejskiej ciepłowni) i gdy nie wybrano go ponownie marszałkiem województwa. Został wtedy szefem powiatowej spółki, która zarządza szpitalem. - Jestem wdzięczny Słubicom za to, że mnie tu życzliwie przyjęto. Całe swoje dorosłe życie zawodowe tu spędziłem. Udaje mi się tu funkcjonować nawet kiedy wracam. Cieszę się, że mam dokąd. Wierzę też, że jak pracuje w Słubicach to są tego pozytywne efekty, a kiedy jestem poza Słubicami wtedy i miasto może na tym korzystać.

Z jak zainteresowania. - Mam swoje pasje. Jedną z nich jest muzyka. Mam przeogromną kolekcję płyt. Słucham głównie jazzu, ale nie tylko. Ludzie nie powinni sądzić, że politycy to jedynie twardzi faceci pozbawieni wrażliwości. Słucham muzyki, bo przypomina o różnych uczuciach. Fascynują mnie też nowoczesne technologie, to jak się zmienia świat.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska