Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władysław Wójcik z Gorzowa w warsztacie samochodowym wyhodował cytryny!

(tr)
To nie plastiklowe kulki, to wielkie cytryny pana Władysława
To nie plastiklowe kulki, to wielkie cytryny pana Władysława fot. Tomasz Rusek
- To przez żonę. Wsadziła pestkę w ziemię i byliśmy ciekawi, co z tego wyrośnie - mówi Władysław Wójcik. To było 10 lat temu. Dziś pestka zamieniła się w... wielkie drzewo!

Stoimy razem pod nim. Drzewo cytrynowe strzela aż pod dach wysokiej na pięć metrów hali. I jak pachnie! Jakby ktoś rozpylił cytrynę. - No bo czym ma pachnieć? - dziwi się mojemu zdziwieniu W. Wójcik. Gałęzie uginają się pod ciężarem kilkudziesięciu (!) owoców. Ale zapomnijcie o cytrynach, jakie znacie z marketów. Te z drzewa oana Władysława są ogromne, wielkości solidnych jabłek.

Woda i światło. No i trochę obornika

Zaczęło się od ciekawości. Żona pana Władysława dziesięć lat temu wcisnęła pestkę cytryny w ziemię. Doniczka trafiła na parapet. - Wyrosła gałązka, potem kolejna, później było małe drzewko. Jednak szybko roślina zrobiła się za duża na mieszkanie. I przyniosłem ją tutaj - mówi gorzowianin.
To ,,tutaj'' oznacza... stację diagnostyczną Jordan na wylocie z Gorzowa na Szczecin. Przez to drzewo (i inne) miejsce, gdzie samochody przechodzą badania, wygląda dość nietypowo. Klienci się dziwią. Niektórzy myślą, że drzewo jest sztuczne. I wcale nie ma się co śmiać, bo z daleka cytryny naprawdę przypominają piłki z żółtego plastiku. - Niektórzy muszą koniecznie je dotknąć i powąchać, wtedy dopiero wierzą - uśmiecha się Czytelnik.
Ale to, jak pachną owoce, to jeszcze nic. - Proszę przyjść wiosną, gdy zawiązują się kwiaty. Nie ma piękniejszego zapachu. I bardziej intensywnego - mówi pan Władysław.
Podkreśla, że cytryny w niczym nie ustępują tym ze sklepów. Są nawet lepsze. - Żadnej chemii, żadnych oprysków. Tylko woda i słoneczko. No i od czasu do czasu dam trochę obornika - zdradza sekret hodowca cytryn.

Idealne na prezent

Kto dostanie cytryny, które już pięknie wyrosły? - Biorę je do domu i pijemy herbatę. A jak ktoś bardzo chce, to dostaje w prezencie - mówi gorzowianin. Zbiory planuje w okolicy lutego. Będzie na bank kilka kilogramów.
- A gdyby ktoś chciał mieć własne drzewo cytrynowe? - pytamy.
- Nic prostszego. Cytrynę kupujemy, zjadamy, a pestkę w ziemię i do doniczki. Na pewno wyrośnie - odpowiada. Ale uwaga: trzeba być cierpliwym. Pierwsze owoce będą dopiero po pięciu latach. - U mnie pokazała się wówczas jedna cytryna. Tylko jedna. Ale za to wielka, jak mały arbuz - wspomina z uśmiechem pan Wójcik.
Dodaje, że na brak pysznych owoców nie narzeka, ale rośnie mu już drugie drzewko. Ma dwa i pół roku. A plany? - Są. Myślimy z żoną, czy w te święta nie spróbować z pestką mandarynki. Chyba zobaczymy, co z tego wyjdzie - mówi gorzowianin i zerka na kilkumetrowe drzewo cytryny. No, ono wyszło całkiem ładne!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska