Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkanoc ma swój zapach

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
W Przewozie tworzą własną nową wielkanocną tradycję. Od ośmiu lat rywalizują w tworzeniu palm
W Przewozie tworzą własną nową wielkanocną tradycję. Od ośmiu lat rywalizują w tworzeniu palm Mariusz Kapała
- Jeśli uważnie się przyjrzymy większość wielkanocnych zwyczajów bardzo jest do siebie podobna, niezależnie od geografii, historii, a nawet od wyznania - mówi Barbara Rybińska, etnograf z muzeum etnograficznego w podzielonogórskiej Ochli. - Ale cały smaczek tkwi w szczegółach.

Wywodzącej się z Przemkowa Marii Monczak Wielkanoc kojarzy się z zapachem. Nie, nie ze smakowitą wonią ciast, czy wędlin, ale... wosku. I w jej domu nadal Wielkanoc tak pachnie, gdyż pani Maria kultywuje starą, łemkowską tradycję przygotowywania pisanek techniką batikową, czyli przez nakładanie wielu warstw wosku. Jej wielkanocne jajka znajdują się w muzeach, zdobiły prezydencki stół.
- Zwyczajami różniły się nie tylko krainy, ale i poszczególne wsie, co widać chociażby po wzornictwie pisanek i haftach - tłumaczy. - W koszyku ze święconką znajdowało się jajeczko, kartofel, chrzan, masło, sól, ser, wędliny. Dziś trochę z politowaniem patrzę na te koszyczki ze święconką. U nas taki kosz ważył co najmniej 2 kg. Musiało być na bogato.

Pani Maria jest grekokatoliczką, ale jej siostra jest już wyznawczynią prawosławia, a sąsiadów miała katolików. Ale jak się śmieje nigdy z tym nie było problemu, podobnie jak z różnica w datach Wielkanocy, bowiem jej wieś, dom, rodzina zawsze były... ekumeniczne.
- Ze świąt pamiętam jeszcze podkolanówki i nowe buciki, zawsze dostawałyśmy je z siostrą właśnie na Wielkanoc - dodaje Maria Monczak. - I pamiętam ten gwar przy stole, śmiechy, gdy cała liczna rodzina dobrze się ze sobą czuła. A dziś? Dziś wszystko załatwia niestety telewizor.

Królowała szynka

Z kolei w Białkowie kultywowane są tradycje poleską. Maria Dobryniewska podpowiada, że tam, u nich, świąteczny był także pryświatok, czyli trzeci dzień Wielkanocy. Charakterystyczna była także środa po Wielkiej Nocy - hradowa sereda. Praca w tym dniu w polu czy ogrodzie mogła ściągnąć grad. Natomiast przed Wielkanocą, w Wielki Piątek, nie wolno było nigdzie wbijać gwoździ. W ten sposób można było zabić deszcz.
- Post był niebywale skrupulatnie przestrzegany - opowiada pani Maria. - Stąd specjalnością Wielkanocy były mięsa. Na stole wielkanocnym królowała szynka z kością wędzona w jałowcowym dymie lub przygotowana w piecu chlebowym w cieście. Nie zapomnę tego zapachu. I oczywiście wszystkie rodzaje kiełbas, wszystkie krojone w kosteczkę.

Pisanki nie były specjalnie wymyślne, farbowano je z wykorzystaniem naturalnych barwników - w cebuli, szafranie, pokrzywie. W niedzielę palmową nawet nie wyobrażano sobie, że palma mogłaby być kupna. Sporządzało się ją z gałązek wierzbowych, które trzeba było przyozdobić. Było to i praco, i czasochłonne. W koszyku ze święconką znajdowało się siedem produktów i każdy symbolizował coś innego. I tak chleb, to dar boży, sól stanowiła symbol oczyszczenia, jajko odradzającego się życia, wędlina miała zapewnić zdrowie i dostatek, chrzan to siła i krzepa fizyczna, ser więź z naturą, a ciasto wyraz radości i słodyczy. Tuż po podzieleniu się jajkiem trzeba było zjeść odrobinę chrzanu. To zapewniało zdrowie.
- Wielka Niedziela była dniem bardzo rodzinnym, przeznaczonym tylko dla najbliższych, nie chodziło się w odwiedziny, nie przyjmowało gości - dodaje pani Maria. - To był naprawdę jeden z najważniejszych dni w roku. Po rezurekcji zasiadało się do śniadania, które przechodziło w obiad.

Szli po śmierguście

Także w domu Pareckich w Brzeźnicy przygotowania świąteczne stoły pod znakiem pisanek. Jadwiga Parecka maluje je setkami, gdyż proszą o nie krewni, znajomi.
- Obowiązuje nas specyficzny, geometryczny wzór - tłumaczy. - Robimy to przy pomocy wosku i tego oto prostego urządzenia. Dziubaczka.
Obok klasycznych, kurzych, przygotowywano także znacznie bardziej okazałe pisanki. Gęsie. Ich rola jest - powiedzmy - komunikacyjna.
- Gdy w lany poniedziałek chłopcy przychodzili oblać dziewczęta otrzymywali w nagrodę za wysiłki kurzą pisankę - tłumaczy pani Jadwiga. - A gdy była gęsia? Cóż, wówczas chłopak mógł liczyć na coś więcej.
- Wyrazem sympatii była także haftowana chusteczka - uzupełnia pani Jadwiga. - Zazwyczaj chłopak próbował zarobić sobie na tę większą pisankę tańcem w środę popielcową.
- W Lany Poniedziałek polewano naprawdę z umiarem - dodaje Parecki. - I chodziło się po tzw. śmierguście. Wówczas panowie smagali łydki pań specjalnie uplecionymi witkami. Po to, aby były zdrowe. I poskramiały język.
- Zaraz, zaraz, a pamiętasz o babskim prawie nazajutrz? - ripostuje pani Jadwiga. - W rewanżu za Lany Poniedziałek dziewczęta polewały panów.

Na wielkanocnym stole Pareckich panuje to, co przed laty. Szynka, jajko, boczek. Z pieczywa oczywiście drożdżowa babka. Pani Jadwiga dopiero niedawno wyczytała, że ta bukowińska jest identyczna z prawosławna paschą. Z rodzynkami. I jak przyznaje z pokorą nie potrafi powtórzyć smaku tej, która wychodziła spod rąk jej mamy.
- Patrząc na potrawy na innych wielkanocnych stołach nie mogłam się nadziwić ziemniakom, czy sałatkom ziemniaczanym - dodaje pani Jadwiga.
- Na Bukowinie mówiło się bowiem, że tak udręczony przez cały rok ziemniak załatwił sobie u Pana Boga wolne w Wigilię i Wielkanoc - tłumaczy pan Eugeniusz.
I jak przyznają Pareccy ich stół także się zmienia. Nie, nie jest to oznaką pójścia na łatwiznę. Nadal ćwikła musi być własna, podobnie jak wędliny. Jednak swoje miejsce szturmem zdobył żur, który na bukowińskich stołach nie był znany. Ale przecież ta kuchnia była zawsze tolerancyjna. W końcu już od wieków wielkanocnym przysmakiem było… kosmopolityczne kakao.

Połknij kotka

A święta te jak żadne było obwarowane rozmaitymi przesądami. W pierwsze święto nie wolno było kłaść się spać w ciągu dnia, bo kto przyśnie, to będzie miał problemy ze zbiorami. Chudy będzie cały rok. Przez święta nie może zbierać jajek. Bo kalekie kurczaki się wylęgną - śmieje się. Trzeba zapamiętać z kim dzieliło się święconką. Jeśli ktoś zgubi się potem w lesie, to wystarczy jeśli taką osobę przypomni. Wtedy odnajdzie drogę do domu. Każde dziecko musi połknąć jednego "kotka" z wielkanocnej palmy. Żeby gardło przez rok nie bolało.

W Muzeum Etnograficznym w Zielonej Górze z siedzibą w Ochli pysznią się pisanki, palmy wielkanocne. Tylko fachowiec jest w stanie wskazać, który ze świątecznych gadżetów w jakim powstał regionie.
- Jeśli uważnie się przyjrzymy większość wielkanocnych zwyczajów bardzo jest do siebie podobna, niezależnie od geografii, a nawet od wyznania - mówi Barbara Rybińska, etnograf. - Owszem zmienia się wystrój stołu, kolorystyka, pojawiają charakterystyczne potrawy, ale symbolika jest bardzo podobna. Mamy pisanki, ciasta wielkanocne, palmy lub wierzbowe gałązki...
To wszystko efekt nakładania się chrześcijańskich kanonów na pogańskie wierzenia. Bo i wiosenne przesilenie dla wszystkich ludów żyjących z rolnictwa miało znaczenie fundamentalne. A i wszystkim tak naprawdę podczas świąt Wielkanocnych chodziło o jedno. O radość, afirmację życia, które odradza się na wiosnę, jak Chrystus.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska