Pilot od wczoraj jest bohaterem, na ustach wszystkich, na pierwszych stronach gazet. Perfekcyjnym manewrem uratował 230 pasażerów. I w Przylepie nie mają wątpliwości. Tak znakomicie kapitanowi Wronie udało się wykonać ten manewr, gdyż jest także szybownikiem.
- Szybowiec to statek powietrzny bez silnika i jak żartujemy tutaj trzeba myśleć - mówi zielonogórski szybownik Robert Ślęczkowski. - Szybownictwo uczy reagowania dalekiego od schematu, nie ma sztywnych procedur. Jak żartuje jeden z kolegów to gra w szachy z naturą.
Leonard Kossiński wertuje pierwszą teczkę personalną Tadeusza Wrony, gdy przyszedł na zajęcia do Aeroklubu Ziemi Lubuskiej. Pierwsze dokumenty z roku 1970 to zgoda rodziców, aby szesnastolatek mógł rozpocząć szkolenie. Badania lekarskie, życiorys. Urodził się w Żywcu, do szkoły podstawowej chodził w Słubicach, później technikum elektryczne w Nowej Soli i Wyższa Szkoła Inżynierska w Zielonej Górze.
- W pierwszym roku szkolenia wylatał piętnaście godzin, to bardzo dużo - wspomina pilot Leszek Drygasiewicz. - To typ chory na latanie. Wówczas było mnóstwo pilotów, a niewiele maszyn i pamiętam, że potrafił o 4.00 przyjść, aby zająć sobie szybowiec.
Ostatnio był na lotnisku w Przylepie podczas niedawnych szybowcowych mistrzostw Polski. Ale jego glos słyszano tutaj często.
- Gdy przelatywał nad nami pozdrawiał nas przez radio krótkim "Cześć chłopaki" - dodaje Drygasiewicz. - To naprawdę miłe.
I na lotnisku śmieją się z reakcji brata kapitana Wrony, również pilota boeingów, który komentując wyczyn Tadeusza Wrony stwierdził :"mały, chudy, a jak posadził...".
Więcej w w czwartek w papierowym wydaniu gazety oraz w sobotnim Magazynie "Gazety Lubuskiej"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?