Irmina ma na swym koncie wiele nagród i wyróżnień. To z Gdańska to najnowsze zwycięstwo. Pod koniec tego miesiąca na zaproszenie Agnieszki Duczmal zielonogórzanka wystąpi wraz z Orkiestrą Amadeus w Filharmonii Poznańskiej. Wcześniej tańczyła na scenie Teatru Narodowego w Bratysławie czy też dwukrotnie na estradzie Filharmonii Berlińskiej.
Solo i w duecie
Ostatni konkurs w Gdańsku był trzyetapowy. W pierwszym odbyła się lekcja z jury, trzeba było pod dyktando wykonać pewne elementy i układy. W drugim - już przed publicznością - przedstawić określony program.
- Tańczyłam w duecie z Francuzem, Stefanem - opowiada I. Kopaczyńska. - A w trzecim etapie prezentowaliśmy wariację klasyczną i dowolną - ja tu wybrałam neoklasyczną wariację choreografa Johna Neumeiera z Hamburga.
Taneczne zmagania w Gdańsku trwały tydzień. Irmina nie miała sobie równych.
- Nie traktuję takich konkursów jako rywalizację, raczej jako możliwość pokazania się, zobaczenia, jak robią to inni - dodaje. - Z częścią uczestników spotykam się wiele razy, przy okazji różnych turniejów. Znamy się i możemy wtedy sympatycznie spędzić czas. Nie tylko na tańcu…
Nic się nie podobało
Irmina w Zielonej Górze uczęszczała nie tylko do podstawówki.
- Chodziłam na akrobatykę, do szkoły muzycznej, a nawet spróbowałam hip-hopu. Tata tańczył taniec towarzyski i proponował zajęcia z niego - opowiada laureatka tanecznych konkursów. - Nic mi się nie podobało. Miałam słomiany zapał. Po kilku spotkaniach rezygnowałam. Kiedy usłyszałam o balecie, też skwitowałam to wzruszeniem ramion.
Po trzeciej klasie podstawówki rodzice zapisali ją do szkoły baletowej w Poznaniu. Powiedzieli: jedź, zobacz, po miesiącu nam powiesz, jaką podejmiesz decyzję.
- To był straszny okres. Płakałam w tym Poznaniu codziennie. Tęskniła za rodziną, za Zieloną Górą - opowiada Irmina. - W każdą środę mama przyjeżdżała do mnie. A w piątek tato zabierał mnie do domu, by odwieźć do szkoły w poniedziałek.
Z czasem nie było już łez. Ich miejsce zastąpiła pasja. Pokochała taniec i chciała być coraz lepsza.
Czekolady nie odmawiam
Szkoła baletowa to ciężka przeprawa. Zajęcia, zwłaszcza w ostatnich dwóch klasach, trwają od 8.30 do 18.00. Bo oprócz przedmiotów ogólnych, są te związane z tańcem. No i zajęcia praktyczne.
- Nie ma czasu na odrabianie lekcji, chyba że nocą. Podobnie z przygotowaniem do matury - dodaje I. Kopaczyńska.
Uczniowie muszą dbać nie tylko o naukę, ale i jedzenie. Nie można przytyć, ale też nie wolno się głodzić.
- Nie odmawiam sobie czekolady, bo lubię. Ale też nie przesadzam. Trzeba zachować równowagę. Kiedyś nie zdążyłam zjeść śniadania. Na zajęciach kręciło mi się w głowie, nie miałam kontroli nad nogami. A wtedy najłatwiej o kontuzję - podkreśla Irmina. - Bardzo lubię też jeździć na nartach i snowboardzie. Zawsze gdy wracam z gór, moja pani profesor poznaje, że zjeżdżałam na nartach i kiwa palcem…
A włosy? Wszystkie baletnice mają koki.
- W młodszych klasach zwraca się na to uwagę, ale później.... Dziewczyny mają grzywki, pocieniowane - mówi baletnica. - Chodzi tylko o to, by móc je spiąć. No i by nie przesadzać, farbując je np. na zielono.
W klasie Irminy na 13 osób, jest tylko trzech chłopaków. Jakoś nie garną się do tańców klasycznych. Choć w programie jest i jazz, i ludowy, i charakterystyczny… Teraz klasa jest już po części praktycznej dyplomu. W ten weekend czeka ich część teoretyczna. A potem matura.
Ma pracę w Szwajcarii
A co po maturze? Można iść na studia pedagogiczne, ale Irmina nie chcę zostać nauczycielką. Wystarczy, że mama pracuje na Uniwersytecie Zielonogórskim. Ona chce tańczyć! Dobry zespół jest w Poznaniu i Warszawie. Trudno się młodym do niego dostać. Jak i - tańcząc ludowy - do Mazowsza czy Śląska. Są jeszcze teatry…
- Chciałam wyjechać za granicę, dlatego jeździłam na tzw. audycje. Dostałam pracę w Zurychu. Z mojej grupy wzięli tylko mnie. Pewnie ze względu na wiek - dodaje skromnie I. Kopaczyńska. Dyrektorem grupy jest Heinz Spoerli, prowadzi grupę właściwą i 13-osobową, młodzieżową do 20 lat. Po roku można liczyć na przedłużenie kontraktu i przejście do grupy wyżej. Jak będzie, czas pokaże.
Jedno jest pewne: w sierpniu wyjeżdża do Zurychu. Zielona Góra jest jej oazą, przystanią, do której zawsze wraca, by naładować baterie do dalszych tanecznych zmagań. Tu zawsze z radością czeka na nią siostra Kornelia, tato i mama. I las, wygrywający za oknem najpiękniejsze melodie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?