Dzielnicowy st. sierż. Adam Florczak wieczorem wybrał się do miejsca zamieszkania kobiety, która była pokrzywdzoną w prowadzonej przez niego sprawie o wykroczenie. - Chciał jej przekazać ustalenia związane ze sprawą – tłumaczy kom. Marcin Maludy, rzecznik lubuskiej policji. Na klatce schodowej budynku dzielnicowy wyczuł woń gazu. Zaczął szukać jego źródła. Dotarł do mieszkania, z którego wydobywał się zapach. W środku poczuł jeszcze mocniejszą woń gazu i spalin. – W lokalu mieszkało małżeństwo z pięciorgiem dzieci. Najmłodsze były w wieku 3 lat i 1 roku - mówi kom. Maludy. Jak się okazało, domownicy nie czuli już śmiertelnego zagrożenia. Byli zupełnie nieświadomi, że mogą ulec zatruciu.
Dzielnicowy natychmiast ewakuował rodzinę z mieszkania. Wezwani strażacy stwierdzili, że w pomieszczeniu było znacznie przekroczone dopuszczalne stężenie gazu i spalin. Mieszkańcy dogrzewali się piecykiem na gaz z butli. Strażacy wynieśli na zewnątrz całą instalację z piecykiem i przewietrzyli mieszkanie. Przyczyną zdarzenia były niedrożne przewody wentylacyjne. - Gaz i spaliny wydostające się z piecyka, nie miały odpowiedniego odpływu – mówi kom. Maludy.
Cała sytuacja mogła zakończyć się tragicznie. Domownicy rano mogliby się już nie obudzić. Na szczęście gaz wyczuł dzielnicowy. - I choć był to sobotni, andrzejkowy wieczór, sumienny funkcjonariusz nie dopuścił do tragedii i uratował mieszkańców – dodaje kom. Maludy.
Więcej o sprawie przeczytasz w czwartek, 3 grudnia, w papierowym wydaniu Gazety Lubuskiej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?