Kilka miesięcy trwało przełożenie tej starej książki na język polski. Przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem. - Jestem szczęśliwy i czuję się spełniony w tym momencie - opowiada A. Wilecki. - Między innymi dlatego, że książka ukazała się właśnie teraz, przy okazji międzynarodowej sesji naukowej i wielkiej wystawy w muzeum.
Były niespodzianki
Szczególnie, że książka ukazała się w wersji dwujęzycznej polskiej i niemieckiej. - Dobrze mi szło, ale pod koniec pojawiły się niespodzianki. Książka się mocno broniła - dodaje tłumacz. - Na przykład sprawa nazewnictwa niektórych zawodów. Pojawił się termin grzebieniarze i grzebiennicy. Długo to musiałem konsultować, ale pomógł mi bardzo słownik XVI - wiecznej polszczyzny. Tam znalazłem to, co mnie interesowało w tej kwestii.
Jak przyznaje A. Wilecki, sporo wysiłku kosztowało go przetłumaczenie tego wielkiego wschowskiego dzieła. - Paradoksalnie nie niemiecki był tu najtrudniejszy - twierdzi. - Ale detale, szczegóły, przypisy czy dygresje.
Książkę można kupić w Muzeum Ziemi Wschowskiej za 40 zł. S. Lauterbach opisuje w niej czas epidemii, która 300 lat temu nawiedziła miasto. Tłumacz i muzealnicy zachęcają do lektury, bo uważają książkę za bardzo ciekawą. To historia ostatniej wielkiej epidemii dżumy. Lauterbach pisze o tym, kto zmarł i kiedy. W sumie w czasie dzewięciomiesięcznej walki z chorobą życie straciło ponad 3 tys. ludzi. Pastor Lauterbach podaje wiele danych o ofiarach, między innymi ich profesje. Ale najciekawsze są fragmenty dotyczące tego, jak zachowywali się ludzie w czasach zarazy. W czasach totalnej izolacji miasta.
Przymierzy się do następnej
Mowa tam o zabobonach, nakazujących wbić osikowy kołek w ciało pierwszej ofiary choroby, a także o niegodziwości grabarzy, czy zwykłej ludzkiej solidarności.
Książka została wydana drukiem dzięki wschowskiemu muzeum.
A. Wilecki myśli o kolejnym tłumaczeniu. - Dyrektor muzeum Leszek Marciniak ma na uwadze "Wschowski Syjon" czyli historia Wschowy pomiędzy 1500 i 1700 rokiem - mówi tłumacz. - To coś wielkiego dla miasta, cenne źródło informacji, bo opisane jest wszystko, co tu się działo. To w porównaniu z kroniką, która jest wagi piórkowej, waga ciężka. ,,Mała wschowska kronika zarazy" ma 120 stron, a ta praca ponad 750.
Według niego to melodia przyszłości. - I nie wykluczam, że podejmę się tego wyzwania, bo to pasjonujące. Pod warunkiem, ze czas pozwoli - mówi A. Wilecki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?