Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie przyjęli go na oddziale ratunkowym. Zmarł po wizycie

Jakub Pikulik 95 722 57 72 [email protected]
Bliscy pana Dariusza cierpliwie czekają na wyniki prokuratorskiego śledztwa.
Bliscy pana Dariusza cierpliwie czekają na wyniki prokuratorskiego śledztwa. archiwum GL
Pan Dariusz w sierpniu skończyłby 51 lat. Był zdrowy, silny. Aż poczuł się źle. Poszedł na szpitalny oddział ratunkowy. Tam kazano mu czekać w długiej kolejce. Po godzinie zmarł we własnej kuchni.

- Mój mąż zmarł godzinę po tym, jak nie przyjęto go na szpitalnym oddziale ratunkowym w słubickim szpitalu - zaczęła z nami rozmowę telefoniczną Małgorzata Konarska. Pojechaliśmy do Słubic. W domu wdowa i dwie córki. Wszystkie ubrane na czarno. Są w żałobie, bo kilka dni temu zmarł mąż i ojciec. Miał 51 lat, był w sile wieku. Nagle poczuł się źle.

Lubuscy pacjenci idą na wojnę ze służbą zdrowia

- Pracuję daleko, 700 km w głąb Niemiec. Kazałam mu iść do lekarza, ale to silny chłop, nigdy na nic nie chorował, bronił się przed tym - tłumaczy pani Małgorzata. Postawiła sprawę jasno. Kazała mężowi natychmiast jechać do szpitala. Zrobił to w towarzystwie swojej szwagierki i córki Aleksandry.

Był piątek, 31 maja, około 17.00. - Na szpitalnym oddziale ratunkowym powiedział pielęgniarkom, że bardzo źle się czuje, opisał wszystkie objawy. Drętwiała mu ręka, miał duszności, ucisk w klatce piersiowej - wylicza pani Małgorzata. Reakcja pielęgniarek? - O nic nie zapytały, nie interesowały ich objawy, które opisał tata, nie przeprowadziły wywiadu. A przecież to typowe objawy zawału serca! Powiedziały tylko, że nie ma wolnych łóżek i żeby tata poszedł i poczekał na swoją kolej. Była kolejka, kilkanaście, może 20 osób. Tata nie chciał czekać, wyszedł i pojechaliśmy do przychodni rodzinnej - wspomina Aleksandra.

Zwijał się z bólu, a lekarze zbagatelizowali sprawę!

W przychodni było EKG, z którego pielęgniarka nie wyczytała nic groźnego. Pan Dariusz wrócił do domu. Około 18.20 druga córka, Adrianna, znalazła go leżącego na podłodze w kuchni. Zaczęła reanimację, zadzwoniła po pogotowie. Po około 13 minutach ratownicy byli na miejscu. - Robili co mogli i dali z siebie wszystko, reanimowali go godzinę, podawali adrenalinę - mówi wdowa po panu Dariuszu.
Pogrążona w żałobie rodzina sprawę zgłosiła już do prokuratury.

Więcej o całej sprawie przeczytasz we wtorek w papierowym wydaniu Gazety Lubuskiej.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska