Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na zamku w Międzyrzeczu powstaje izba tortur. Katowskie urządzenia mają przyciągać turystów

Dariusz Brożek 95 742 16 83 [email protected]
- Dyby cieszą się sporym zainteresowaniem zwiedzających. Niektórzy wkładają w nie głowy i ręce, a znajomi robią im fotki - mówią Małgorzata Figura i Andrzej Kirmiel.
- Dyby cieszą się sporym zainteresowaniem zwiedzających. Niektórzy wkładają w nie głowy i ręce, a znajomi robią im fotki - mówią Małgorzata Figura i Andrzej Kirmiel. fot. Dariusz Brożek
Zalążkiem katowni są dyby i plastikowy szkielet człowieka dyndający w metalowej klatce. Dyrektor muzeum planuje inscenizacje procesów czarownic, które mają się kończyć ich kaźnią na stosie.

Katownia powstaje w piwnicy jednej z zamkowych bastei. To pomysł dyrektora placówki Andrzeja Kirmiela. "Hiszpańskie łoże" i "żelazna dziewica" mają być magnesem przyciągającym zwiedzających.

- Od wieków ludzi fascynują zbrodnie i metody ich karania. Kiedyś kaźnie były widowiskami przyciągającymi tysiące ciekawskich. Również teraz takie przybytki i inscenizacje cieszą się dużym zainteresowaniem zwiedzających. Przykładem niech będzie zielonogórskie muzeum, gdzie narzędzia tortur robią większą furorę od ekspozycji winiarskiej - mówi.

Przed wejściem do piwnicy zamontowano już dyby, zaś w środku w stalowej klatce dynda atrapa ludzkiego szkieletu wypożyczona z jednej ze szkół. Jak zaznacza muzealniczka Małgorzata Figura, kościotrup budzi spore zainteresowanie zwiedzających. Podobnie jak szkielet woja z XI w. eksponowany w muzeum. To dopiero zalążek katowni, która ma powstać do przyszłego sezonu.

Karali na gardle

Dawniej w zamku znajdowała się taka izba, gdyż kasztelanowie i starostowie mieli prawo "karania na gardle". Czyli skazywania na śmierć. Przed egzekucją oprawca musiał wydobyć z nieszczęśnika zeznania. Używał do tego m.in. rozpalonych prętów, którymi przypalał pięty, lub intymne, najbardziej wrażliwe na ból części ciała. To abecadło fachu kata.

Bardziej wyrafinowaną metodą było rozciąganie skazańca na tzw. hiszpańskim łożu. Po takim "zabiegu" torturowana osoba była nawet o kilkanaście centymetrów dłuższa, ale na nogach ustać nie mogła. Bo niby jak miała stanąć o własnych siłach z pozrywanymi ścięgnami i stawami?

Równie skuteczne była "żelazna dziewica", zwana też "dziewicą norymberską". To skrzynia w kształcie człowieka nabijana od środka ostrymi ćwiekami. Ze specjalnymi rowkami, którymi spływała krew. - Sprowadzimy też pasy cnoty ze skóry i metalu. W czasie wypraw krzyżowych rycerze zakładali je swoim żonom. Miały zapewnić zachowanie wierności - opowiada A. Kirmiel.

Szlachetnie urodzonych skazańców nasi przodkowie ścinali toporem lub mieczem, zaś przestępców wywodzących się z gminu po prostu wieszano. Potem ich ciała zwisały z murów ku przestrodze różnej maści grasantów, krzywoprzysięzców i cudzołożników. Areszt i izba tortur znajdowały się także w ratuszu. Władze miejskie karały za lżejsze przewinienia. Najczęstszymi wyrokami były grzywny i chłosta. Do XIX w. przy magistracie znajdował się pręgierz, do którego przykuwano skazańców.

W Międzychodzie ścinali i palili

Muzeum jest czynne od 9.00 do 16.00 od wtorku do niedzieli. Bilety kosztują 4 zł. Ulgowe dla uczniów, studentów, rencistów i emerytów - 3 zł. Za zwiedzanie zamku zapłacimy 2 zł.

Prawo "karania gardłem' miały za to władze miejskie Międzychodu. I ochoczo z niego korzystały. W 1724 r. złapano złodziei, którzy dwukrotnie włamali się do kościoła, okradli skarbonkę i rozbili krucyfiks. Christophowi Zimmermannowi najpierw odcięto prawą rękę, którą sprofanował krzyż, następnie łamano go kołem i na koniec poćwiartkowano i rozwleczono końmi. Johannowi Ginttherowi z uwagi na jego podeszły wiek okazano "łaskę". Jak odnotował kronikarz, ścięto mu "tylko" głowę.

Ćwierć wieku wcześniej na międzychodzkim rynku ścięto czeladnika sukienniczego nijakiego Mansky, który okradał swojego mistrza. Wpierw musiał przeprosić sędziów i pracodawcę, po egzekucji został pochowany pod płotem koło strzelnicy.

W drugiej połowie XVII w. do zachodniej Wielkopolski dotarły echa inkwizycji. W 1699 r. w Międzychodzie na stosach spłonęły cztery kobiety oskarżone o czary. - Spalono je na skrzyżowaniu dróg z Muchocina do Strych. Niemcy przez długie lata nazywali te miejsce zakątkiem czarownic - mówi międzychodzki regionalista Artur Paczesny.

Stosy płonęły w okolicznych wsiach. Teraz inscenizacje takich procesów i kaźni planuje A. Kirmiel. - To będzie kolejna atrakcja dla mieszkańców i letników - mówi.

Szkielet robi wrażenia

W sierpniu ma się rozpocząć remont murów, ale dyrektor liczy, że mimo prac zainteresowani będą mogli wchodzić na zamkowy dziedziniec. Przy okazji będą mogli zrobi sobie zdjęcie w dubach i zobaczą dyndający w klatce szkielet.

- Robi wrażenie. Przydałyby się jeszcze jakieś zawodzenia - radzi Artur Białkowski, który przyjechał z Poznania zwiedzić bunkry Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego i wracając zatrzymał się w Międzyrzeczu, żeby zobaczyć muzeum i zamek.

Katownia ma powstać dopiero w przyszłym roku. Już teraz turyści mogą obejrzeć w pobliskim muzeum największą w kraju kolekcje portretów trumiennych, tablic herbowych i inskrypcyjnych związanych z sarmackimi obrzędami pogrzebowymi. Turystów przyciągają także dokumenty i inne eksponaty z bogatej historii miasta. - W minionym roku mieliśmy ponad 12 tysięcy gości. Liczę, że w tym będzie ich jeszcze więcej - mówi.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska