Zdaniem wielu przewóz towarów po rzece jest dużo tańszy od transportu samochodowego czy kolejowego. Mimo to wciąż w naszym kraju jest słabo wykorzystywany. Statki i barki z kretesem przegrywają przede wszystkim z tirami.
Poziom sprzyjał robotom
Nieoficjalnie mówi się, że przyczyną tego jest brak odpowiedniego lobby, które wsparłoby transport rzeczny w rządzie. Oficjalnie wiadomo, że brakuje pieniędzy na podstawowe nawet remonty wzdłuż biegu rzek. Najlepszym dowodem na to jest Odra. Rzeka ma ogromny potencjał. A jednak jednostek pływających na niej wciąż jest jak na lekarstwo.
W opinii fachowców kilka rzeczy mogłoby zdecydowanie poprawić żeglowność. M.in. remont kamiennych ostróg przy brzegu, które dla regulacji cieku stawiali jeszcze przed wojną Niemcy. - Te budowy regulacyjne ciągle się niszczą. Ich naprawa zwiększyłaby głębokość rzeki nawet o 30 cm. Szkoda, że nic nie zrobiono w ostatnich dwóch latach. Niski poziom rzeki sprzyjał robotom - ocenia kierownik nadzoru wodnego Janusz Marciniak.
Kamienie lądują na dnie
Co niszczy przybrzeżne "języki"? Przede wszystkim płynące rzeką i uderzające w nie kłody drewniane. Zimą rujnują je pochody lodów. Zdarza się też, że o ostrogę zahaczy... jednostka pływająca. I tak rok po roku stan poniemieckich konstrukcji jest coraz gorszy. Łatwo dostrzec to gołym okiem. Wiele potężnych kamieni zamiast regulować nurt, ląduje na dnie. A wraz z pogarszającym się stanem ostróg, maleją możliwości samej rzeki.
Według J. Marciniaka jest jeszcze kilka innych sposobów, które mogłyby poprawić żeglowność Odry. - Można próbować pogłębiać niektóre odcinki. Usuwać z dna rzeki podwodne przeszkody, których nie brakuje. Bele czy kamienie również utrudniają żeglugę. Ale to niestety są działania doraźne. Potrzeba długofalowych programów, budowy kolejnych stopni wodnych - dodaje.
To jednak nie jest proste zadanie. Np. decyzję o budowie trzeciego stopnia wodnego na Odrze w Malczycach, który znacznie poprawiłby warunki żeglugi na rzece podjęto już 32 lata temu. Realizacja zadania, m.in. z powodu braku pieniędzy, trwa do dziś. I tak koło się zamyka. - Syndrom krótkiej kołdry - rozkłada ręce J. Marciniak.
Zastoju na rzece żałują mieszkańcy. Ich zdaniem ranga miasta znacznie by wzrosła, gdyby transport rzeczny był lepiej rozwinięty. - Nawet my byśmy się nie złościli. Bo moczenie kija byłoby ciekawsze - kończy z rozbrajającą szczerością Roman Firlej, którego często można spotkać z wędką na brzegu rzeki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?