Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strongman Mateusz Kieliszkowski z Chlebowa: - Poddać się? Nawet o tym nie myślę

Łukasz Koleśnik
Łukasz Koleśnik
Mateusz Kieliszkowski walczy z ciężarem podczas kolejnego występu w USA. - Nie jestem zadowolony ze swoich wyników. Muszę się znacznie poprawić. - przyznaje siłacz z Chlebowa
Mateusz Kieliszkowski walczy z ciężarem podczas kolejnego występu w USA. - Nie jestem zadowolony ze swoich wyników. Muszę się znacznie poprawić. - przyznaje siłacz z Chlebowa M. Kieliszkowski
O motywacji, którą trzeba znaleźć, by trenować tak wymagający sport, rozmawiamy z strongmanem Mateuszem Kieliszkowskim z Chlebowa.

Jak wrażenia po zawodach?
Troszkę się pozmieniało. Np. spacer farmera, czyli przenoszenie ciężkiej konstrukcji. Rok temu ciężar miał wagę 500 kg. Trzeba było przejść z nim 10 metrów na specjalnej rampie ze wzniesieniem pod górkę. W tym roku, aby było ciekawiej dołożyli kolejne 20 kg, czyli łącznie 520 kg pod górkę. Kto najszybciej doniesie do linii mety - wygrywa. Doniosło dwóch zawodników, Amerykanin - z wagą ciała 200 kg oraz ja. Reszta opuściła ciężar od razu lub po kilku metrach. To walka. Nie chodzi tylko o ciało i siłę, ale także umysł. Nie mam pojęcia, jak to zrobiłem. W drugiej konkurencji do przeniesienia był kolejny ciężar, tym razem na ramionach, ważący 710 kg. Zająłem drugą lokatę. Niestety zawaliłem martwy ciąg. Ta konkurencja zupełnie mi nie pasuje. Nie potrafię dźwignąć ciężaru ważącego ponad 400 kg. Moja zła technika mi to uniemożliwia i muszę nad tym popracować. Na koniec były rzuty ciężarem w górę. Zająłem czwarte miejsce.

Czy jesteś zadowolony z ostatecznego wyniku?
W klasyfikacji ogólnej zająłem czwarte miejsce, więc poza podium. Nie jestem zadowolony, ponieważ zawsze mam duże ambicje i bardzo ciężko pracuję na wynik w mojej siłowni. Muszę nauczyć się walczyć ze stresem, który często uniemożliwia mi walkę w 100 procentach.

Chyba do końca tego startu nie spisujesz na straty?
Podniosłem nad głowę jedną hantlę ważącą dokładnie 142 kilogramy. Był to rekord świata. Z tego osiągnięcia jestem zadowolony.

W sumie już jesteś na zawodach w USA stałym bywalcem. Jesteś rozpoznawalny?
W Stanach Zjednoczonych startowałem już cztery razy. Po raz pierwszy wyjechałem jako amator, później już rywalizowałem z zawodowcami. Mam nadzieję, że za rok pojadę tam ponownie i będę mógł znów konkurować z najlepszymi. Wszystko zależy również od mojego zdrowia... W Stanach jestem dość rozpoznawalny. Na Arnold Sport Festiwal przybywa 250 tys. osób, którzy interesują się tym sportem. Ponadto mentalność ludzi jest tam inna niż w Polsce. Są oni bardziej otwarci. Proszą o wspólne zdjęcie, autograf. W Polsce jest trochę odwrotnie, ale nie mamy na to wpływu.

Może to ze względu na popularność tego sportu... Nie uważasz, że sport który obecnie uprawiasz jest pomijany? Czy to w porządku?
W naszych mediach rzadko się mówi o strongmenach i ich osiągnięciach. To zrozumiałe, gdyż nie jest to u nas popularny sport. Mnie to nie przeszkadza, ponieważ w znacznej mierze występuję poza granicami kraju. Najważniejsze jest dla mnie, że moi bliscy wiedzą co robię i wspierają mnie z całych sił.

Do kadry dołączyło kilka nowych twarzy. Pomagasz im się zaaklimatyzować?
W tym roku na zawodach USA zadebiutował mój kolega z Gubina, Bartłomiej Folerski, rywalizujący w polskich i międzynarodowych zawodach amatorskich do 105 kg. Można więc powiedzieć, że zaczyna jak ja. Od występu amatorskiego w Stanach Zjednoczonych. Bartek jest bardzo pracowity, waleczny i zdeterminowany. Jeśli ma jakieś pytania, prośby, to zawsze bez zwlekania mu pomagam, na tyle, na ile potrafię. Kibicuję mu też z całych sił. Mam nadzieję, że zdrowie i szczęście mu będzie dopisywać, a jego kariera rozwinie się błyskawicznie.

Ciężko pracujesz, żeby osiągnąć sukces, ale bez pomocy chyba nie zaszedłbyś tak daleko, prawda?
Oczywiście wsparcie rodziny, znajomych, przyjaciół, dziewczyny jest bardzo ważne. Jednak nie tylko to się liczy. Jak wspominałem wcześniej, bardzo ważne jest to, żeby dopisywało zdrowie, jednak trzeba nad tym pracować. Od niedawna moim patronem medycznym stała się klinika Orto Line w Zielonej Górze. A efekty pracy medycznej przy drobnych kontuzjach na swoim organizmie zauważyłem od razu. W tym sporcie zdrowie to podstawa. Odnowa biologiczna, masaże, basen to niezbędne czynniki uprawiania tego sportu, zarówno na zawodowym poziomie jak i amatorskim. Pani Honorata, która prowadzi klinikę jest bardzo pomocna. O cokolwiek bym nie prosił, o jakiejkolwiek porze, to ona zawsze służy radą.

Jakie są Twoje dalsze plany?
Moje plany na niedaleką przyszłość to kolejne zawody: Arnold Australia, mistrzostwa Europy, Arnold Brazylia, mistrzostwa Świata, Arnold Honkong, Arnold Europa. Te ostatnie odbędą się w Hiszpanii, a dokładniej w Barcelonie. Na dodatek zawody w Uzbekistanie oraz zapewne kilka startów w mniej ważnych wydarzeniach. Sporo przede mną pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska