Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ktoś źle panu prezydentowi Gorzowa doradza

Zbigniew Borek
Alina Czyżewska, liderka Ludzi dla Miasta, z których poparciem Jacek Wójcicki został prezydentem. Ukończyła IVLO w Gorzowie i Akademię Teatralną  w Warszawie. Należy do Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
Alina Czyżewska, liderka Ludzi dla Miasta, z których poparciem Jacek Wójcicki został prezydentem. Ukończyła IVLO w Gorzowie i Akademię Teatralną w Warszawie. Należy do Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. Tomasz Rusek
Prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki ma te cechy, które powinien mieć lider na miarę XXI wieku. Źle dobrał jednak niektórych współpracowników. I mają oni na niego niestety negatywny wpływ - mówi Alina Czyżewska, liderka Ludzi dla Miasta.

I warto było?
- Pyta pan o?

- O to, czy warto było wszczynać w Gorzowie rewolucję, która po 16 latach rządów wymiotła Tadeusza Jędrzejczaka, a prezydentem zrobiła Jacka Wójcickiego.
- Jasne!

- Dlaczego?
- Dlatego, żeby zmienić nasze miasto. I Gorzów się zmienia. Sporo się w nim wreszcie dzieje i nie są to rzeczy wydumane przez władzę, tylko takie, których potrzebują mieszkańcy. Widzi pan tu, za oknem (popijamy herbatę w Łubu Dubu - red.), ul. Wybickiego została porządnie wyremontowana, razem z chodnikami. Gdziekolwiek idę, widzę prace remontowe. To się nie dzieje od przypadku do przypadku. Powstał konkretny remontowy „rozkład jazdy” dla Gorzowa, a przyzna pan, że stan naszych ulic i chodników to jedna wielka katastrofa. Uczymy się uczestnictwa w decydowaniu o sprawach miasta. Zmieniło się też w końcu, także za sprawą Ludzi dla Miasta, podejście do rewitalizacji. Za poprzedniego prezydenta uważano, że chodzi o odnowienie starych kamienic. Ale bez uaktywnienia mieszkańców, przywrócenia życia gospodarczego, kulturalnego i społecznego, rewitalizacja byłaby czystą fikcją. Udało nam się pozyskać do współpracy jednego z najlepszych ekspertów w tej dziedzinie – Wojtka Kłosowskiego, który przeprowadził się do Gorzowa i pracuje nad programem rewitalizacji. Mamy też wiceprezydenta Jacka Szymankiewicza i urzędników, którzy to czują.

- Czyli świetnie jest?
- Nie we wszystkim.

- Co panią męczy?
- Męczy mnie to, że niektórzy pracownicy, których wprowadził prezydent do urzędu miasta, kompletnie nie rozumieją tego, co postulowaliśmy w naszym programie wyborczym, na który tak licznie i entuzjastycznie zagłosowali mieszkańcy.

- A mnie się wydawało, że to Ludzie dla Miasta wprowadzili Jacka Wójcickiego do urzędu.
- Tym bardziej niektóre decyzje kadrowe pana prezydenta są dla nas, dla mnie, tak frustrujące. Z drugiej strony w magistracie w ciągu niecałego roku rządów Jacka Wójcickiego objawiły się perły urzędnicze. Ludzie, którzy pracowali tam i za poprzednika, ale dopiero teraz mogą rozwinąć skrzydła. Dla mnie takim urzędnikiem jest Anka Bonus i jej ekipa, przepraszam, Anna Bonus...

- ... czemu Anna?
- Bo rozmawiamy o dyrektorce wydziału konsultacji i rewitalizacji. To osoba, która nie stwarza sztucznych barier, ma pełną świadomość tego, że urzędnik pracuje dla ludzi, od razu jest na tak, pomaga, chce rozmawiać, współpracować. O takich urzędników nam chodziło. Tym większe nasze zdziwienie, że osoby, które prezydent wprowadził do urzędu, tych standardów nie rozumieją.

- Przykłady?
- Np. doradca prezydenta i szefowa biura prasowego.

- Adam Piechowicz i Agata Dusińska? W czym problem?
- W przypadku doradcy świetnie pan wie, bo „GL” o tej sprawie dużo pisała. Prezydent Wójcicki odmówił ujawnienia opinii publicznej jego zarobków. Zmusiło go do tego dopiero Samorządowe Kolegium Odwoławcze.

- Pisaliśmy o tym dużo, bo dla nas to bardzo istotne. Dla pani też?
- Tak! Tak, to jest dla mnie cholernie istotne! Przecież szliśmy do wyborów samorządowych pod hasłami wprowadzenia pełnej jawności, otwarcia urzędu na mieszkańców. Wszak miasto należy do nich, a nie do prezydenta. Bez informacji nie ma demokracji. A pan prezydent Jacek Wójcicki parę miesięcy po wyborach nad interes mieszkańców przedłożył interes swojego doradcy. I utajnił jego zarobki, bo pan doradca sobie tego życzył. Wbrew prawu. Wie pan, to dla naszego środowiska absolutnie niebywałe. Szok, nie ukrywam, i ogromna złość na prezydenta.

- Na prezydenta? Czy może na jego doradcę?
- Na prezydenta, że tak bezgranicznie panu Adamowi zaufał, odgradzając się od mieszkańców. I że dał mu tak ogromną władzę w urzędzie. Bo to doradca de facto kreuje politykę informacyjną w urzędzie, ustala swoje zasady, które są sprzeczne z prawem i dobrą praktyką.

- Człowiek, który wcześniej doradzał m.in. Ewie Kopacz jako marszałkowi Sejmu i premierowi?
- Pan Adam jest świetnym fachowcem od marketingu politycznego. Wie, jak rozgrywać gry polityczne, ale na samorządzie i zarządzaniu miastem najwyraźniej się nie zna, bo wyrządza wielkie szkody. Wprowadza do urzędu miasta standardy warszawskie, ale w złym tego słowa rozumieniu: manipulacje, podwójne gry, podszepty, atmosferę wszechobecnej kontroli itd. Szliśmy do wyborów po to, żeby z tym w Gorzowie raz na zawsze skończyć. Jawność i przejrzystość władzy to nie są przecież mrzonki idealistów, tylko normalne prawa mieszkańców, gwarantowane w Konstytucji, prawach człowieka, w ustawie o dostępie do informacji publicznej. Bez tego demokracja pozostaje wydmuszką. Chcieliśmy wprowadzać w Gorzowie porządne standardy jawności i przejrzystości, a działania doradcy prezydenta im przeczą. Tych standardów nie respektuje też szefowa biura prasowego. Fakt, jest świetna organizacyjnie, niestety, zamiast rozwijać współpracę, ją uniemożliwia. Podczas gdy są w urzędzie osoby, które świetnie znają się na tej pracy i mogłyby na tym stanowisku zdziałać wiele dobrego i dla urzędu, i przede wszystkim dla miasta. Słaba polityka informacyjna urzędu miasta wynika też z działań doradcy. To on decyduje, o czym można mieszkańcom mówić, a z czym „trzeba poczekać”. Jako Ludzie dla Miasta mamy liczne sygnały od dziennikarzy, że nie dostają z urzędu informacji albo dostają je za późno, wydobycie informacji jest utrudniane lub blokowane, choć przecież rolą mediów jest przekazywanie mieszkańcom pełnej i bieżącej informacji o tym, co się w mieście dzieje. Tak się zarządza na wschodzie Europy, ale nie w europejskim samorządzie. Sama też zetknęłam się z takim nastawieniem biura prasowego, które w otwartym samorządzie jest nie do przyjęcia.

- Co się stało?
- Jako Ludzie dla Miasta organizowaliśmy spotkanie z gorzowianami w sprawie budżetu obywatelskiego. Biuro prasowe odmówiło publikacji informacji o tym! Chcemy rozmawiać z gorzowianami o budżecie obywatelskim, a biuro prasowe uważa, że to nie jest sprawa miasta? To samo biuro, które w swoich serwisach zamieszcza informacje o wystawie „Pod pocztową trąbką” albo o naborze na podprowadzające Stali?! Niebywałe. Nie o taką zmianę nam chodziło. Nie po to poświęciliśmy nasze życie zawodowe, prywatne i wiele miesięcy społecznej pracy, by szefowa biura wprowadzała cenzurę na nasze i inne obywatelskie działania. Ale, co ważne, umieszczenie takiej informacji jest obowiązkiem biura prasowego wynikającym z np. programu współpracy urzędu z organizacjami pozarządowymi, a także wyższych aktów prawnych.

- Strasznie się pani złości.
- Oczywiście! Domagam się od pana prezydenta...

- ... czy od Jacka?
- Od pana prezydenta, bo jak mówię „Jacek”, mam wrażenie, że nie jestem traktowana wystarczająco poważnie. Napisałam oficjalną skargę na osoby kształtujące politykę biura prasowego (nie winię zwykłych pracowników) i domagam się od pana prezydenta zajęcia stanowiska.

- Dręczy panią polityka informacyjna urzędu czy coś jeszcze?
- Dręczy mnie polityka informacyjna, ale widzę w tym oczywisty przejaw lekceważenia mieszkańców. Powtórzę: szliśmy do wyborów, żeby zmienić dominujące wtedy w Gorzowie przekonanie, że władza jest ważniejsza od mieszkańców. A przecież tych przejawów lekceważenia jest więcej. Przykład z własnego doświadczenia (a mieszkańcy mają ich więcej): chcę się spotkać z jednym z wiceprezydentów, żeby porozmawiać o nieprawidłowościach prawnych dotyczących wniosków sportowych. I dostaję odpowiedź: „nie widzę potrzeby”! Niech mnie pan źle nie zrozumie: to nie jest tak, że oto domagam się jakichś specjalnych praw, bo jestem liderką Ludzi dla Miasta. Nie! Z takim podejściem stykają się też inne osoby. Prezydenci pracują dla nas, mieszkańców, za nasze pieniądze, a urzędnicy powinni z uwagą wysłuchiwać tych, którzy widzą problem i mają pomysł jak go rozwiązać, chcą w mieście coś zmieniać na lepsze. Bo to mieszkańcy są podmiotem życia w mieście. To dla nich istnieje urząd miasta i prezydenci. Tym bardziej, że zostali powołani do realizowania programu, który tworzyli Ludzie dla Miasta i który wybrali mieszkańcy. Jacek Wójcicki, obejmując urząd, też mówił że Gorzów nie należy do prezydenta, radnych czy urzędników, ale do ludzi, którzy tu mieszkają i mają prawo uczestniczyć w jego tworzeniu i rozwijaniu, mają prawo wiedzieć wszystko to, co dotyczy miasta. Wciąż czekam, aż w otoczeniu prezydenta znajdą się osoby, które myślą tak samo jak on. Inna sytuacja, zupełnie zadziwiająca: organizowaliśmy trzydniowy Kongres Ruchów Miejskich. Zaprosiliśmy do Gorzowa śmietankę nowej polityki miejskiej, współtwórców ustaw, autorów ważnych publikacji, specjalistów. I proszę sobie wyobrazić, że oprócz wydziału konsultacji i rewitalizacji oraz kilku urzędników, nie pojawili się wysocy urzędnicy, wiceprezydenci (Jacek Wójcicki był, ponieważ brał udział jako dyskutant w dwóch debatach). To jest zmarnowanie ogromnego potencjału.

- Chce pani powiedzieć, że Jacek Wójcicki nie nadaje się na prezydenta?
- Wprost przeciwnie! Jacek Wójcicki ma duży potencjał na świetnego prezydenta. Ma te cechy, które powinien mieć lider na miarę XXI wieku _– wrażliwość na drugiego człowieka, pasję i potrzebę czynienia świata lepszym. Źle jednak dobrał sobie niektórych bezpośrednich współpracowników. I mają oni na niego zbyt duży, niestety negatywny, wpływ.

- Pani wśród tych współpracowników nie ma.
- Nie ma i nigdy nie było takich planów. Chcę działać z pozycji mieszkanki, a w urzędzie widzieć partnera. Tymczasem i ja, a także inni nasi działacze i radni, strasznie obrywamy za błędy wspomnianych osób, za złą politykę informacyjną urzędu, za mnóstwo innych rzeczy, na które kompletnie nie mamy wpływu. Wciąż brakuje mi czasu, tyle go spędzam na pracy na rzecz Gorzowa. Nie muszę mówić, że nie biorę za to pieniędzy.

- Zapytam więc ponownie: warto było?
- A ja ponownie odpowiem: warto. Jacek Wójcicki jest kompetentny, uczciwy, niesamowicie pracowity, często pracuje w urzędzie do nocy.

- To brzmi jak dobra rekomendacja dla głowy rodziny, a nie prezydenta, któremu podlega armia 500 urzędników, kilkanaście instytucji, wielomilionowy budżet i 120-tysięczne miasto.
- I są to zadania, z którymi - jestem tego pewna - pan prezydent Wójcicki sobie poradzi. Moim zdaniem ma jednak problem z doborem niektórych ludzi. Wierzę, że chwilowy. Teraz, rok po wyborach, jest najlepszy moment, by błędy dostrzec. Zamierzamy wstawić ten pociąg z powrotem na właściwe tory. Trzeba jednak najpierw nazwać problem, a nie zamiatać go pod dywan.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska