MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wbrew kryzysowi, nowosolska stocznia trzyma się nieźle

Krzysztof Fedorowicz 0 68 324 88 19 [email protected]
Krzysztof Taraszek jest jednym z 50 pracowników stoczni (fot. Krzysztof Kubasiewicz)
Krzysztof Taraszek jest jednym z 50 pracowników stoczni (fot. Krzysztof Kubasiewicz)
- Zmiany kursu, zwłaszcza gdy euro tanieje, są dla nas niebezpieczne. Dlatego od pewnego czasu ograniczamy się do budowy kadłubów. Nie wyposażamy jednostek w silniki czy inne skomplikowane urządzenia - tłumaczy Andrzej Grzybowski.

W Konsbudzie trwa budowa dwóch statków. Pierwszy to popularna bunkierka, która w porcie w Rotterdamie będzie obsługiwała inne okręty, zaopatrując je np. w paliwo. Drugi to stalowy ponton - kadłub o wymiarach 37x9,5 metra będzie podłączany do koparki pogłębiającej rzeki czy porty.

Kontrakty na bieżąco

- W Polsce do przemysłu stoczniowego dokłada rząd, ale my jesteśmy podmiotem prywatnym i nie otrzymujemy takiej pomocy. Naszym zadaniem nie jest polityka, lecz budowa okrętów i utrzymanie pracowników. Od dobrych trzech lat zatrudniamy 50 osób, a kontrakty zawieramy na bieżąco - opowiada Grzybowski, prezes firmy.

Stocznia nie ma podpisanych kontraktów na kilka lat z góry. - Nawet gdyby była taka propozycja, nie wszedłbym w ten interes, bo istnieje zbyt duże ryzyko walutowe - dodaje prezes. - Co prawda dziś euro kosztuje 4,5 zł, a nie 3,3, co jest dla nas korzystne, ale nie wiemy, jaki kurs będzie za kilka miesięcy.

Jakoś sobie radzimy

Zmiany kursu, zwłaszcza gdy euro tanieje, są niebezpieczne dla zakładów produkujących na eksport. - Dlatego od pewnego czasu ograniczamy się do budowy kadłubów, nie wyposażamy jednostek w silniki czy inne skomplikowane urządzenia - przyznaje Grzybowski. - Budowa kadłuba trwa około 4-5 miesięcy i drugie tyle czasu trzeba przeznaczyć na dokończenie statku, a chodzi o to, by jednostkę jak najszybciej przejął armator. Rząd powinien popracować nad stabilizacją złotówki.

Czy kryzys nie dotyka stoczni? - O tyle, że niektóre obróbki robiliśmy na specjalistycznych urządzeniach w stoczni w Szczecinie. Teraz mamy pewien problem, lecz jakoś sobie radzimy. Mógłbym się skarżyć, że w mieście nie ma szkoły, która kształci stoczniowców, ale ludzi sami szkolimy - mówi prezes.

A jeden z robotników dodaje: - Praca jest bardzo ciężka, ale za to bez problemów można znaleźć zatrudnienie na zachodzie. Póki co, trzymamy się tego zakładu.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska