Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Lubuskiem maleje liczba małżeństw. Katolik drugiej kategorii? „To nie Kościół odtrącił mnie, ale to ja go odtrąciłam”

Eliza Gniewek-Juszczak
Eliza Gniewek-Juszczak
Mariusz Kapała / GL
Mogą iść do spowiedzi, ale nie dostaną rozgrzeszenia. Idą na mszę, ale nie mogą przyjąć komunii. Są pary, dla których bycie katolikiem drugiej kategorii, boli i rozdziera. Od kilku lat w Lubuskiem maleje liczba małżeństw, ale sakramentalnych spada jeszcze bardziej. Czy jest miejsce dla żyjących bez ślubu w Kościele?

Spis treści

– Dzisiaj nie wstydzę się siedzieć w początkowych ławkach kościoła. Ale na początku siadałam w ostatnich i najchętniej zakładałabym kaptur na głowę, żeby nikt nie widział, że nie idę do komunii. Dzisiaj nie mam z tym problemów, ani z tym, żeby podejść do błogosławieństwa, jeśli kapłan mnie zna. Z męża strony jest do tego opór, potrzebuje czasu – opowiada pani Joanna. W związku niesakramentalnym jest od 14 lat. Mają z mężem dwoje dzieci i spodziewają się trzeciego. – Kiedy się poznaliśmy, mąż był rok po rozwodzie. To był mój pierwszy związek – zdradza.

O parach żyjących bez ślubu cywilnego mówi się różnie, zależnie od miejsca, w którym padają te słowa, że są to konkubinaty, związki partnerskie, związki na kocią łapę. O tych bez ślubu kościelnego, że są to związki niesakramentalne. W kościelnej nomenklaturze, to życie w stanie grzechu ciężkiego. Dlaczego? Bo pary uprawiają seks, który dozwolony jest wyłącznie w małżeństwie sakramentalnym. Mogą z niego zrezygnować, wybrać białe małżeństwo, a wtedy nie ma tematu, żyją jak inni katolicy. Jednak w wielu przypadkach tak się nie dzieje. I nic nikomu do tego, ale chodzi o to, jak pomóc tym, którzy, żyjąc w takim związku, przeżywają bolesne rozdarcie.

Poczucie odrzucenia

To problem, który może wydawać się trudny do zrozumienia parom, które tych rozterek nie czują, a związki takie tworzą. Ale są osoby, które takie rozdarcie czują, a poczucie bycia katolikiem drugiej kategorii, boli. – Gdyby te osoby miały możliwość przyjmowania komunii, to by ją przyjmowały. Mają w sobie głód Eucharystii i stąd poczucie, że są drugiej kategorii – wyjaśnia ks. Tomasz Westfal z parafii pw. św. Józefa Oblubieńca w Zielonej Górze i podkreśla, że każdy jest ukochanym dzieckiem Boga, niezależnie od tego, jakie ma okoliczności życia.

– Rozmawiałem przy okazji organizowania rekolekcji z parami niesakramentalnymi. Czuły odrzucenie przez Kościół, czuły się niechciane i rozżalone, ale czas pokazuje, że można to przepracować i choć nie mogą przyjąć komunii, mogą przyjść po błogosławieństwo, przeżywać Eucharystię, a ich miejsce jest w Kościele – tłumaczy dalej ksiądz Tomasz.

Historia pani Joanny to przykład właśnie takiego przepracowania bólu. – Na początku to było bardzo bolesne, dopóki sama nie uporałam się ze świadomością grzechu, który mam. W takich związkach to jest kluczowe, kiedy nie potrafimy wziąć na siebie grzechu. Myślimy, że to Kościół jest zły, że księża są źli – argumentuje kobieta. – A tak naprawdę to jest nasza decyzja, kiedy wchodzimy w taki związek. Miałam świadomość, że droga do Pana Jezusa jest zamknięta przez to, że nie mogę przystępować do sakramentów. Dzisiaj wiem, że mogę być w Kościele, i to nie Kościół mnie odtrącił, ale to ja go odtrąciłam.

Pani Asia nie czuła się katolikiem drugiej kategorii, ale miała poczucie, że jest gorsza. Z czasem to się zmieniło. – Miłosierdzie Boże jest ogromne. Nikt tu nie jest ani lepszy, ani gorszy – tłumaczy. – Miłość Boga okrywa nas wszystkich. Wiem, że Go dostaję od samego momentu wejścia ma mszę, w pierwszych czytaniach przychodzi do mnie. Nie mówię, że nie tęsknię za komunią, bo bardzo tęsknię. Ale dzisiaj przeżywam komunię pragnienia. To mnie zbliża do Boga. Dziś mogę powiedzieć, że ten żal jest mniejszy. Mój mąż czasem się dziwi, jak ja to mogę czuć, a ja kiedy jestem sama w ławce, czuję dotyk Boga na plecach. Przychodzi wtedy taki pokój w sercu, który rzadko kiedy można poczuć.

– Osoby, które są wierzące, praktykujące, korzystające z sakramentów, myślę, że nie potrafiłyby się postawić w miejscu tych osób, które chciałyby przyjmować komunię, a nie mogą, nie wiedzą, jak trudny jest to dylemat i jak to jest dla nich bolesne – uważa ks. Tomasz Westfal.

Nie ma obrączki. Można się spakować?

Przybywa nie tylko par żyjących bez ślubu kościelnego, ale i bez cywilnego. Z danych Urzędu Statystycznego w Zielonej Górze wynika, że jeszcze w latach 2015 – 2018, co roku było zawieranych w województwie lubuskim około 5 tysięcy małżeństw. A przez te lata związki wyznaniowe ze skutkami cywilnymi oraz małżeństwa cywilne, dzieliły tę liczbę na pół. Od 2019 roku liczba małżeństw co roku spada, a związki wyznaniowe już nie stanowią połowy, jest ich coraz mniej. W 2021 roku zawartych zostało 4100 małżeństw. To prawie 19 procent mniej niż w 2015 r. Aż 63 procent to związki cywilne. To coraz częściej widać w kościelnej kancelarii.

– Kiedy przychodzą rodzice ochrzcić dziecko, lub w sprawie bycia chrzestnym, to widzimy, jak funkcjonują związki. Zdarza się, że przychodzą rodzice z trzecim dzieckiem do chrztu, pytam, czy państwo są nadal niezdecydowani, żeby ze sobą życie spędzić? Brakuje konkretnych argumentów w odpowiedziach – zdradza ksiądz Tomasz. – Niestety, widzimy, że jest coraz większy problem z braniem odpowiedzialności na siebie wśród młodych ludzi. Jest pierwsze dziecko, drugie, wspólne kredyty, mieszkanie. Może widzą to tak, że kiedy nie ma sakramentu, jest furtka, żeby się spakować.

Pani Joanna pochodzi z katolickiej rodziny, która obchodziła wszystkie święta, chociaż rodzice też żyli w związku niesakramentalnym.

– Byli na innym etapie, ale bardzo pilnowali, abyśmy przystępowali do sakramentów. Chodziłam do kościoła w każdą niedzielę, nawet w tygodniu, a potem zrozumiałam, że jeśli wchodzę w taki związek to coś się zamyka, choć tak naprawdę nic się nie zamknęło, wszystko było otwarte, to bardziej ja się zamknęłam – wyjaśnia.

Małżeństwa o stwierdzonej nieważności

– Małżeństwo, to sakrament przyjęty przez jedną kobietę z jednym mężczyzną, zaczyna się od przysięgi małżeńskiej, a kończy wraz z śmiercią jednego z małżonków. Wdowiec lub wdowa może wstąpić w drugi związek – wyjaśnia zasady ks. Westfal. – Są pary, które mogą zawrzeć związek małżeński, ale tego nie robią, są w Kościele, ale nie mają uporządkowanej sytuacji. Są też takie związki, w których jest przeszkoda w postaci pierwszego związku sakramentalnego.

Coraz częściej słyszy się o orzeczeniu nieważności małżeństw. – Można spróbować zbadać ważność pierwszego związku sakramentalnego. Myślę, że to nie jest trend, to możliwość, którą Kościół daje – wyjaśnia dalej nasz rozmówca. – Mówi się o tym, bo coraz więcej jest osób, które decydują się na rozpoczęcie procesu stwierdzającego nieważność małżeństwa. Na pewno sąd diecezjalny (tylko w niektórych przypadkach sprawa trafia do Roty Rzymskiej) podejmuje decyzję zgodnie z prawem kościelnym, w zgodzie ze swoim sumieniem. Zakładamy, że osoby, które zgłaszają się do sądu kościelnego mówią wszystko zgodnie z prawdą.
Najczęściej okazuje się, że przeszkodą do zawarcia małżeństwa jest niezdolność danej osoby do podjęcia małżeństwa, jej niedojrzałość. Jedną z przeszkód jest podstępne zatajenie niepłodności, jeśli jedna z osób jest niepłodna i zatai to, to też będzie powód, żeby takie stwierdzenie uzyskać.

Pani Joannie bardzo zależało na stwierdzeniu nieważności pierwszego małżeństwa jej męża. – Ale to robiło rozłam w naszym życiu. Bardzo mi zależało, ale odpuściłam. Myślę, że Pan Jezus nam w tym pobłogosławił, bo mój mąż zmienia podejście do tej kwestii. Nie jest już taki stanowczy. Mówi „zobaczymy, pomyślimy”, dla mnie to jest dużym plusem, bo to już nie jest twarde nie – mówi pani Joanna i dodaje: – Cały czas mam nadzieję w sercu, mimo, że jesteśmy razem tyle lat, że przyjdzie czas, że będziemy mogli złożyć przysięgę przed Panem Bogiem.

Dzisiaj Kościół sprawdza przyszłych małżonków, czy mają zdolność do bycia małżonkami, żeby nie stało się tak, że niebawem wszyscy będą mogli taką nieważność uzyskać.

Rekolekcje dla par niesakramentalnych

Dowodem na otwarcie Kościoła wobec par niesakramentalnych są organizowane spotkania, dni skupienia, rekolekcje, które mają pokazać, że dla nich też jest miejsce.

– Celem każdych rekolekcji jest osobiste nawrócenie i zbliżenie się do Boga. Każdy z nas ma różnego typu grzechy, które jest w stanie zwalczyć. Rekolekcje są po to, aby odkryć sprawy, które odciągają nas od Boga – mówi ks. Tomasz. – Na co dzień robimy rachunek sumienia, ale nie zawsze zastanawiamy się nad swoim życiem całościowo, czy nie pojawił się jakiś bożek, który zajmuje miejsce Boga w moim życiu. Czy wieczorem zamiast się pomodlić, oglądamy kolejny sezon serialu? Rekolekcje to czas, kiedy możemy podjąć refleksję nad swoim życiem. A jeśli mówimy o rekolekcjach dla par niesakramentalnych, to celem jest indywidualne zbliżenie się do Boga, ale na pewno też takie spotkania mogą przynieść uspokojenie, bo pokażą dwie rzeczy, że takich osób w podobnej sytuacji jest więcej, szukają swojego miejsca w Kościele i próbują sobie z tym poradzić. Razem jest raźniej. Wspólnota dodaje sił. Jestem przekonany, że chętnych do takich rekolekcji jest mnóstwo, tylko żeby do nich dotrzeć.

Joanna była już na podobnych rekolekcjach. Nie wszyscy małżonkowie jechali tam z chęcią, niektórzy przymuszeni przez partnerkę, czy partnera. – Wyjeżdżaliśmy napełnieni Bożą miłością, nawet ci którzy przyjechali z negatywnym nastawieniem. Dziękowali za to, co dostali. Działy się przemiany – wspomina. – Było bardzo dużo o przebaczeniu, grzechu, Duchu Świętym i spowiedzi. Wiadomo, że nie dostaniemy rozgrzeszenia, ale nikt nam jej nie zabrania. Sama staram się chodzić systematycznie do spowiedzi. I zawsze jest mi lżej. Oddaję moje grzechy nie tylko kapłanowi, ale Bogu. Uczestnicy rekolekcji poznają prawdziwą miłość Bożą, czują, że Pan Jezus jest dla nas wszystkich. Siadał z grzesznikami, faryzeuszami, nas też nie odtrąca.

Pani Joanna podkreśla, że takie rekolekcje są dobre dla związku. – To okazja, żeby lepiej zrozumieć siebie nawzajem i to, z czym się borykamy. Rozmawiamy o tym, jak postępować z dziećmi. Nasze dzieci idą do komunii, zadają pytania. Sama odsyłałam do taty, aż kapłan, który prowadzi naszą wspólnotę wyjaśnił nam, że zawsze trzeba rozmawiać z dziećmi szczerze. One potrzebują wiedzieć, że mama z tatą bardzo je kochają i kochają Pana Jezusa, nie mogą przystępować do komunii, ale są w Kościele.

Zdaniem pani Joanny, Kościół coraz częściej otwiera się na pary niesakramentalne: – Powinniśmy z tego korzystać, zadawać pytania, na pewno każdy kapłan odpowie, albo skieruje do kogoś, kto to zrobi. Często to panowie są tacy zatwardziali, mówią, że „to ona mnie zdradziła, to nie ja jestem winien, dlaczego ja mam cierpieć”. Przytaczam te słowa z rozmów z naszej wspólnoty. Bardzo dużo dostajemy wyjaśnienia. Kiedy znajomi w podobnych związkach nas pytają o te sprawy, mówimy: „przyjdź i zobacz, że Kościół jest dla każdego”.

Rekolekcje dla par z całej Polski odbędą się od 15 do 21 lipca w Kiczorach w Tatrach, niedaleko Rabki. Można przyjechać z dziećmi w każdym wieku, w trakcie rekolekcji dla rodziców, będzie opieka dla dzieci i spotkania rekolekcyjne dla nich. Szczegóły organizacyjne można poznać w parafii pw. św. Józefa Oblubieńca w Zielonej Górze.

Czytaj też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska