MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W grupie jest fajnie

Anna Rimke
- Dzieci w grupie rówieśników lepiej się rozwijają - mówią specjaliści. Na zdjęciu maluchy z przedszkola nr 2 przy ul. Drzymały: Paweł Łastowiecki, Modest Korczala, Maksymilian Bednarz, Klaudiusz Lekner, Igor Piotrowski, Hubert Szala, Oskar Malec.
- Dzieci w grupie rówieśników lepiej się rozwijają - mówią specjaliści. Na zdjęciu maluchy z przedszkola nr 2 przy ul. Drzymały: Paweł Łastowiecki, Modest Korczala, Maksymilian Bednarz, Klaudiusz Lekner, Igor Piotrowski, Hubert Szala, Oskar Malec. Fot. Kazimierz Ligocki
Kilka lat temu zlikwidowano dwa przedszkola. Teraz co roku brakuje miejsc dla chętnych maluchów i urzędnicy na wszystkie sposoby próbują je znaleźć.

- Rodzice są tak zestresowani tym, że ich dziecko się nie dostanie, że nawet przychodzą zapisywać je rok wcześniej. Na nic się zdają tłumaczenia, że to nic nie pomoże i że o przydziale decyduje punktacja - mówi Anna Mazurek, dyrektorka Przedszkola nr 2 przy ul. Drzymały. Twierdzi, że na miejsca "po znajomości" nie ma co liczyć. - I aż żal patrzeć, kiedy młodsze rodzeństwo naszych absolwentów nigdzie się nie dostaje, bo mieszka już poza obwodem, lub rodzice nie spełniają kryteriów przydziału - przyznaje A. Mazurek.

Dziecko lepiej się rozwija
Największe szanse na miejsce w przedszkolu mają trzylatki, których oboje rodzice pracują, ale jednocześnie nie mają zbyt wysokich dochodów, mieszkają w obwodzie wybranej placówki i na dodatek starsze rodzeństwo już chodzi do tego przedszkola. - I to jest zamknięte koło. Jak mam podjąć pracę, skoro nie mam co zrobić z dzieckiem? Kto wymyślił takie sztywne punktowanie? - denerwowali się rodzice maluchów, którzy miesiąc temu po zakończeniu naboru odchodzili z przedszkoli z kwitkiem.

.

Mimo zapewnień ze strony urzędników, że przygotowanych jest znacznie więcej miejsc niż w roku poprzednim okazało się, że 140 trzylatków nie będzie przyjętych. Rzeczywiście z danych wynika, że coraz więcej rodziców decyduje się oddać maluchy do przedszkola. W ubiegłym roku chętnych była połowa wszystkich dzieci w tym wieku, a w tym już około 70 proc. Więc mimo tego, że zwiększono ilość miejsc, bo przygotowano je dla 64 proc. maluchów, znów okazało się to zbyt mało. Dyrektorzy i pedagodzy tłumaczą, że większe zainteresowanie przedszkolami jest spowodowane nie tylko tym, że bezrobocie bardzo zmalało i w mieście coraz łatwiej jest o pracę. Ale też tym, że coraz więcej rodziców jest świadomych, że dziecko w grupie rówieśników lepiej się rozwija.

- Przedszkole wpływa na rozwój społeczny, poznawczy i emocjonalny - tłumaczy Urszula Onichowska, psycholog z Zespołu Poradni Psychologiczno- Pedagogicznej przy ul. Czereśniowej. Chodzi o to, że maluchy wyuczone cierpliwości, współpracy w grupie, konieczności podporządkowania się i funkcjonowania poza rodziną mają łatwiej w momencie kiedy idą do szkoły. - Siedmiolatek, który trafia do pierwszej klasy ma nie tylko trudny program nauczania, ale też musi odnaleźć się w nowej sytuacji. Dlatego jeśli w przedszkolu nie opanuje pewnych nawyków, ma podwójnie trudno - mówi U. Onichowska.

Miejsc brakuje

Potrzebę wczesnej adaptacji dzieci zauważyła też minister edukacji - chce, żeby pięciolatki obowiązkowo chodziły do przedszkoli. To pozwoli na wyrównanie szans edukacyjnych.

Biorąc to wszystko pod uwagę trudno dziwić się irytacji rodziców, których maluchy nie zostają przyjęte do przedszkola. Tym bardziej, że te trzylatki, za rok będą już czterolatkami i jeszcze trudniej będzie im się dostać do przedszkola, bo rok rocznie tworzone są głównie najmłodsze grupy. - Nowe przedszkole na Górczynie pozwoliłoby nam rozwiązać wszystkie problemy z naborem. Tam przyjmowane byłyby dzieci do wszystkich grup wiekowych - tłumaczy Iwona Sancewicz z wydziału edukacji Urzędu Miasta. Nowa placówka ma być wybudowana już w przyszłym roku nieopodal Lidla. A na razie urzędnicy zdecydowali się na utworzenie dodatkowych grup w trzech funkcjonujących już przedszkolach - nr 27 przy ul. Śląskiej, nr12 przy ul. Sportowej i w nr 10 przy ul. Lelewela.

Zgłosiło się do nich około 100 dzieci, a miejsc jest 70. Więc wychodzi na to, że zabraknie ich jedynie dla około 30 dzieci. - Nie wiemy, czy pozostali zrezygnowali, czy skorzystali z przedszkoli prywatnych - mówi I. Sancewicz z wydziału edukacji Urzędu Miasta. Ale urzędnicy przyznają, że liczba 30 jest ruchoma, bo dodatkowy nabór kończy się 15 maja i dopiero wtedy okaże, ile maluchów nie zostanie przyjętych.

Nawet za 600 zł
Wiadomo jednak, że w każdym z przedszkoli są listy rezerwowe. Jednak trudno liczyć na to, że ktoś zrezygnuje i miejsce się zwolni. - W ostatnich latach nie spotykamy się z tym, żeby dziecko nie zaadaptowało się w grupie i rodzice je wypisali - mówi Dorota Tomanik, dyrektorka Przedszkola nr 19 przy ul. 9 Maja.

Rozwiązaniem mogłyby być prywatne przedszkola. Ale procedury i wymogi sanitarne są na tyle skomplikowane, że mało osób jest zainteresowane ich otwarciem. Nieoficjalnie mówi się też, że urzędnicy nie są przychylni uruchomianiu takich placówek. Rodzice maluchów mają więc do wyboru tylko dwa prywatne przedszkola w mieście. I choć koszty pobytu są znacznie wyższe niż w publicznych ( miesięcznie za miejskie przedszkole trzeba zapłacić ok. 200 zł, a w prywatnym ok. 600 zł), to chętnych nie brakuje. - W tym roku w każdej grupie wiekowej mam 10 dzieci na liście rezerwowej - mówi Marzena Tatarzyńska, właścicielka jednego z prywatnych przedszkoli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska