Do redakcji zadzwoniło kilku zbulwersowanych mieszkańców ul. Pszennej i Jarzębinowej. To właśnie w tam w czwartek około godz. 14 pojawiła się locha z czwórka małych. Ktoś zadzwonił na policję. Chwilę później na rozpoczęło się polowanie na dziki.
- Zwierzęta były spokojne, nawet nie uciekały, a oni chodzi za nimi ze strzelbami i strzelali. Tylko jednemu małemu udało się uciec. Byli jak szwadrony śmierci a wszystkiemu przyglądały się dzieci. - opowiada Iwona Słupska, mieszkanka ul. Pszennej.
Drugi świadek wybijania dzików relacjonuje: - To wyglądało okropnie. Tłum podzielił się na przeciwników i zwolenników zabicia dzików. Wywiązała się gigantyczna kłótnia.
Dziki były oswojone
Do naszej redakcji przyszedł również myśliwy z szesnastoletnim doświadczeniem, który widział część obławy - Mieszkam w pobliżu. W pewnej chwili usłyszałem strzały, kiedy wyszedł zobaczyłem mężczyznę, który ze sztucerem myśliwskim strzela do dzików - opowiada mężczyzna, który nie chciał wypowiadać się pod nazwiskiem - Sam poluje a osobą, która strzelała do dzików był Marek Witowski nadleśniczy Nadleśnictwa Zielona Góra. - tłumaczy.
Łowczy był zbulwersowani przeprowadzoną przez Witowskiego akcją. Jego zdaniem, jeśli zwierzęta były zupełnie niegroźne - Sam nie raz podchodziłem do nich na odległość dwóch metrów. Były zupełnie oswojone. A jeśli wyrządzały szkodę, można było je wyłapać i wywieźć daleko do lasu.
Tak robi się w Warszawie i zwierzęta nie wracają - mówi myśliwy, który uważa również, że nadleśniczy złamał prawo łowieckie, które zakazuje używania broni w obrębie 100 metrów od budynków - Tymczasem oni strzelali w odległości 20 metrów - twierdzi.
30 sztuk idzie do odstrzału
Nadleśniczy Witowski nie chciał komentować czwartkowego "polowania". - Jako koło łowieckie "Leśnik' wykonywaliśmy tylko decyzje prezydenta Kubickiego, który zdecydował o redukcyjnym odstrzale 30 dzików. Nie widzę w tym żadnej sensacji i konieczności komentowania tego z mojej strony - mówi Witowski.
Krzysztof Kaliszuk, wiceprezydent Zielonej Góry: - Po doniesieniach medialnych o tym, że dziki biegają sobie po mieście prezydent wydał decyzje o odstrzale do końca lutego maksymalnie 30 sztuk. Prezydent miał do tego prawo. Wszystko jest uzgodnione z policją i związkiem łowieckim. Każdy, kto zobaczy dzika może zadzwonić na policję, która zabezpieczy teren a myśliwi je odstrzelą.
Część mieszkańców była jednak zbulwersowana odstrzałem i tym, że przyglądały się temu dzieci - zauważamy.
- Odstrzał zawsze jest widokiem, który bulwersuje. Uczulaliśmy, żeby nie doprowadzać do sytuacji, kiedy przerodzi się to w drastyczne widowisko, ale widocznie nie zawsze można - odpowiada Kaliszuk.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?