MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Urbański: Nie lubię jazdy z balastem

Marcin Łada 68 324 88 14 [email protected]
Hubert Urbański ma 44 lata. Żonaty, trzy córki. Aktor, dziennikarz. Największą popularność przyniosła mu rola prezentera w popularnych teleturniejach i programach rozrywkowych w tym m.in. "Milionerach” i "Tańcu z gwiazdami”.
Hubert Urbański ma 44 lata. Żonaty, trzy córki. Aktor, dziennikarz. Największą popularność przyniosła mu rola prezentera w popularnych teleturniejach i programach rozrywkowych w tym m.in. "Milionerach” i "Tańcu z gwiazdami”. fot. Paweł Wańczko
- W żużlu strzały wywoływane przez poszczególne biegi są takie, że skacze adrenalina i ciśnienie - ocenił Hubert Urbański, który potrafi prowadzić nie tylko teleturnieje, ale także motocykle. Ma dwa.

- Skąd wziął się pan na lubuskich derbach?
- Przyleciałem samolotem, a później z Poznania przyjechałem samochodem.

- Chodzi raczej o motywację.
- Doman Nowakowski, który jest z Zielonej Góry, a znamy się jakieś 15, 20 lat z czasów radia ZET, wielokrotnie zapraszał mnie na mecz już w ubiegłym roku. Potem jeszcze prezes Robert Dowhan mnie zapraszał, z którym spotkaliśmy się kilka razy w Warszawie. I to był pierwszy termin, kiedy mogłem przyjechać. Apetyt na żużel narastał mi przez to czekanie i chyba nie mogłem lepiej trafić.

- Czy pierwszy raz był pan na stadionie żużlowym?
- Tak.

- Jak wrażenia?
- Wszystkim powtarzam to samo, że bardzo mi się podobało.

- A co najbardziej?
- To, że chciało mi się zedrzeć gardło i zdarłem. Zobaczyłem coś, czego na pewno nie zobaczyłbym w Warszawie. To, że tylu ludzi przychodzi i są pełne trybuny. Z wyjątkiem łysin, gdzie siedzi się za słupem... Oprawa jest świetna i widać, że kibice żyją tym jak sportową religią. Rewelacja. W Warszawie nie ma takich miejsc. Żużel ma w ogóle dramaturgiczną konstrukcję. W ciągu 60 sekund jest maksymalne sprężenie, później chwila oddechu i wyjeżdżają następni zawodnicy. Ustawiają się na starcie, znów sprężenie i tak 15 razy. Wszystko rozciąga się na dwie godziny. Idealny układ, którego nie ma na przykład w piłce nożnej...

- ... no właśnie. Mówił pan, że w Warszawie nie ma takich miejsc. A Legia? Polonia?
- Jest wiele dobrych klubów, ale brakuje tej dramaturgii. Emocje są wyrównane, linearne. W żużlu strzały wywoływane przez poszczególne biegi są takie, że skacze adrenalina i ciśnienie. A przy tym wszystko dzieje się kompaktowo. Z jednej trybuny, miejsca widzimy od początku do końca pełnię widowiska. Kiedy jadę na zawody MotoGP do Brna i staję za siatką przy jednym z zakrętów, widzę tylko wycinek rywalizacji. Choćby dlatego konstrukcja meczu żużlowego jest absolutnie idealna.

- Wiedział pan, o co chodzi z kolorami kasków, liczbą okrążeń?
- Teraz robi pan sobie ze mnie jaja...

- ...sam pan mówił, że pierwszy raz był na stadionie.
- Może pan nie pamięta, ale w latach 70. w telewizji było bardzo dużo żużla. Jako dzieciak oglądałem transmisje, ale wtedy wydawało mi się to nudne. Dzięki Tomkowi Karolakowi, Tomkowi Lisowi, ale przede wszystkim Domanowi, który mnie pompował tym żużlem od dawna, mam o nim wstępne pojęcie. Plan minimum wykonałem i na pewno oglądałem mecz świadomie. Zresztą, oglądałem... Chyba słychać? Trochę się zdarłem.

- Czy ma pan motocykl?
- Od kilku lat jeżdżę buellem. To marka, której nie ma już w produkcji. Taki dodatkowy motor, który sobie kupiłem, a rok temu okazało się, że zamknęli fabrykę. Smutne, ponieważ robili bardzo wyjątkowe maszyny na bazie harley'a-davidsona. Widlasta, dwucylindrowa fałka. Zupełnie inaczej sprężony, w stylu naked bike'a (motocykl do podróży w ruchu miejskim, obrany z plastikowych owiewek, zwykle z niewielkim, ale dynamicznym silnikiem - dop. red.). Jestem z niego bardzo zadowolony, ale mam też harley'a. Podróżuje nim trochę rzadziej, bo to inny motor. Raczej na dłuższy, spokojniejszy wyjazd... Turlanie się.

- Jest pan fanatykiem jednośladów?
- Jeżdżenie na motorze traktuję bardzo użytkowo. Staram się poświęcać mu każdą chwilę, bo sezon mamy w Polsce bardzo krótki. Nie lubię tego w naszym klimacie, że prawie pół roku motor musi stać. Znam fanatyków, którzy jeżdżą cały rok, ale ja nie lubię moknąć ani marznąć na motorze. Zaczynam w marcu, kwietniu i niestety, kończę w październiku.

- Zabiera pan czasem dzieci na przejażdżki?
- Nie wożę ani swoich, ani cudzych. Nie lubię jazdy z balastem. Moja żona robi właśnie prawo jazdy na motocykl i pewnie będziemy podróżowali razem. Nie lubię wozić kogoś ze sobą i samemu być wożonym. Rola pasażera sprowadza się do worka kartofli. To bardzo niewdzięczne. Ale mam przyjaciela, którego żona - i to jest chyba najlepszy dowód ich wielkiej miłości, a właściwie jej - wszędzie z nim jeździ. Podziwiam ją za to.

- Będąc motocyklistą, chyba łatwiej zrozumieć tych, którzy jeżdżą zawodowo?
- Ja po prostu wiem, jak to jest się bujnąć na krótkim odcinku stówą i później wyhamować albo wejść w zakręt. Broń Boże nie porównuje się z tymi zawodnikami, których oglądałem. Prezentują zupełnie inny poziom wtajemniczenia i techniki. Trochę ich jednak rozumiem. Biorę także poprawkę na to, że oni nie mają hamulca, który ja mam.

- Czy zdecydowałby się pan na rundkę bez hamulców?
- Oooo, tak! Z wielką chęcią. Pasuje mi każda wersja motoru, na którym mógłbym się przejechać. Jeśli mi chłopaki podstawią jeden ze swoich, to dwa razy nie dam się namawiać. Choćby po to, żeby się przewrócić i zobaczyć, jak trudna to sztuka.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska