MKTG SR - pasek na kartach artykułów

U barbarzyńców z gór Atlasu w Maroku (wideo, zdjęcia)

Piotr Jędzura 68 324 88 46 [email protected]
Podwórze berberyjskiego obejścia. Zachwyca bogata roślinność.
Podwórze berberyjskiego obejścia. Zachwyca bogata roślinność. Piotr Jędzura
Chociaż Berberowie swoją nazwę zawdzięczają od łacińskiego słowa berberys czyli barbarzyńca, są jednak gościnni i mili. Żyją niezwykle skromnie w marokańskim paśmie gór Atlasu Średniego i Wysokiego.

Maroko. W berberyjskiej chacie

Autobus wyjechał na prosta drogę z Marrakeszu w kierunku gór. Upalna pogoda powoli zaczynała zmieniać się w tropikalną, ale deszczową. Po mniej więcej godzinie jazdy znalazłem się w deszczowych górach, gdzie o chodzeniu w koszulce z krótkim rękawem można zapomnieć. W Marrakeszu temperatura sięgała 20 stopni, a w górach Atlasu było najwyżej 8 do 9 stopni. Szok.

Zaraz na przestanku dopadli do mnie trzej uśmiechnięci mężczyźni. Obwieszeni świecidełkami namawiali na ich zakup. Przyglądając się spostrzegłem, że to te same łańcuszki, zakrzywione noże czy bransoletki, które można znaleźć na suku w Marrakeszu. Były jednak o połowę tańsze. Nie skusiłem się. Oczywiście kilka razy dowiedziałem się o ich olbrzymiej wartości oraz fakcie, że zostały zrobione ręcznie.

Marsz pod górę zaczął się w niewielkim deszczu. Handlarze wsiedli na motorki i pojechali wyżej. Zupełnie nieprzygotowany na opady dość szybko przemokłem. Dookoła górskiej ścieżki mijałem przepiękne miniwodospady biorące się z maleńkich strumieni. Płynęły między malowniczymi kamieniami żeby spaść kilka metrów w dół. Wszędzie bujne drzewa z intensywnie zielonymi liśćmi. Maroko to kraj, który ma pustynie oraz bardzo bujne lasy w górach pasma Atlasu, gdzie na brak wody nikt nie narzeka.

Idziemy dalej, pod górę. Cisza. Szum wody. Po około kwadransie docieram do zakrętu. Z boku niewielki budynek. Przypomina wielką lepiankę. Zagrodzony czymś jakby glinianym płotem. Wysokim z drewnianą furtą. Właśnie dotarłem do oryginalnego berberyjskiego obejścia. Postanawiam zastukać, wejść do środka.

Od drzwi wita uśmiechnięta kobieta. Uprzejma. Pewnie miała już do czynienia z turystami, których w Maroku przybywa z roku na rok. Coś mówi. Co? Trudno zrozumieć nawet jedno słowo. Marokański czy berberyjski? Pewnie dialekt. Nieważne. Kobieta prowadzi mnie na zadaszone podwórze. Wszędzie śmierdzi zwierzakami. Potem dowiaduję się, że izba w berberyjskiej chacie jest dzielona ze zwierzętami domowymi. Kozy przodują, aby potem trafić na talerze.

Na piętrze, które wygląda jak olbrzymi zadaszony balkon, stoi duży stół oraz fotele i siedziska. Wszystkie jak wielkie poduszki. Stół nakryty gruby obrusem, widać że robionym ręcznie. W dole podwórze z bujną roślinnością i obora. Pod dachem berberyjska rodzina spotyka się ze znajomymi. Jedzą, piją, rozmawiają.

Po chwili starsza kobieta zaprasza na dół. Pokazuje gestami, żeby iść za nią. Zbliża dłoń do ust wskazując na picie. Chętnie przytakuję. Na dole siadam w dość dużej izbie. Zadaszona z zapachem dymu. Niska ława stoi koło prostego stołu. Na niewielkim prostym palenisku młoda kobieta układa placki. Ciasto przypomina to na pierogi. W tym czasie starsza kobieta podchodzi z wielką tacą. Na niej wielki metalowy dzbanek. Dookoła filiżanki. Zaczyna nalewać herbatę. Gorącą sprawnie leje z dużej wysokości do filiżanki. Biorę łyk. Smaczna. Nie wiem jednak z czego. Mocno przyprawiona momentami jest nawet ostra. Herbata to bardzo ważny napój w Maroku.

Najlepsze zaczyna się jednak za chwilę. Na stole pojawia się masło, miód i oliwa. Wtedy moda dziewczyna przynosi potrawę z pieca. To coś jak chleb, ale płaski. Miękki i pyszny. Rwę kawałek, tak jak robią to gospodarze. Nabieram trochę masła, potem wkładam do miodu. Bardzo smaczne. Kawałek zamoczony w oliwie też ma swój smakowy urok, ale to nie to samo co z masłem i miodem.

Berberyjski miód należy do jednych z najsmaczniejszych. Jest zbierany przez wielkie górskie pszczoły. Ma jasny kolor i gęsta konsystencję. Przewodnik w Marrakeszu zapewniał, że ten z Atlasu ma wiele składników odżywczych.
W tym czasie dzieci zdążyły zjeść moje wszystkie gumy do żucia. Jedno z nich właśnie przyszło z mamą z dworu. Maluch grzecznie siedzi w nosidełku na plecach. Nosidełko jest zrobione z wielkiej chusty sprawnie przewiązanej przez ramię. Noszenie dzieci w takich właśnie chustach to jedna z cech wyróżniających berberyjskie kobiety.

Wizyta u Berberów kończy się po ponad godzinie. Wychodzę na drogę. Znowu trafiam na handlarzy, znajomych mi już dobrze. Nie są mną już zainteresowani. Wiedzą, że ze mną interesu nie zrobią. Po chwili wsiadam do autobusu. Jedziemy dalej, do następnego przystanku.

Berberowie to rdzenna ludność Afryki Północnej. Prawdopodobnie jest ich około 7 milionów. Ślady Berberów są znane już ze starożytności. Zajmowali się pasterstwem, łowili, polowali. Słynęli jako twardzi wojownicy. Podbijali ich Kartagińczycy oraz Rzymianie. Nie traktują kobiet tak jak Arabowie. Otaczają je szacunkiem.

Na terenie Maroka istniała berberyjska republika Rif (1921-1926). Z czasem stali się jednak mniejszością traktowaną podrzędnie przez Arabów. Dziś w Maroku żyją skromnie, momentami w nędzy. Żyją z tego co wyhodują.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska