MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tu się nie da żyć

Beata Igielska
W zagrzybiałym pokoju teściów Anna Petertil przechowuje część rzeczy. - Wszystko już śmierdzi pleśnią. I tu mamy mieszkać z dzieckiem? - pyta załamana.
W zagrzybiałym pokoju teściów Anna Petertil przechowuje część rzeczy. - Wszystko już śmierdzi pleśnią. I tu mamy mieszkać z dzieckiem? - pyta załamana. fot. Beata Igielska
Pięć osób ciśnie się teraz w jednym malutkim pokoju.

- Zostaliśmy bez dachu nad głową, a gmina ma to w nosie - mówią młodzi małżonkowie. Urzędnicy rozkładają ręce, bo brakuje mieszkań socjalnych. I radzą, by młodzi mieszkali u rodziców.

Anna i Oktawian Petertilowie są pięć lat po ślubie, mają dwuletnią córkę. Kilka tygodni temu oboje stracili pracę. Wtedy zaczęły się problemy. - Musieliśmy opuścić wynajmowane mieszkanie. Teraz mamy miesięcznie 156 zł. Tyle dostaliśmy z opieki. Na zasiłki dla bezrobotnych się nie załapaliśmy, bo za krótko pracowaliśmy - żali się pani Anna.

Sami mają ciężko

Petertilowie mówią, że nie mają oszczędności, bo razem zarabiali miesięcznie około 1 tys. zł. Na razie zamieszkali kątem u rodziców pana Oktawiana.

- Przyjęliśmy ich, ale sami mamy ciężko. W całym mieszkaniu jest potworna wilgoć - mówi matka mężczyzny. Jako dowód pokazuje pokryte grzybem ściany. Cała rodzina ciśnie się w jednym pokoju. W drugim nie da się mieszkać, bo ściany są aż czarne i śmierdzi stęchlizną.

- Na dodatek wandale wybili nam w tym pokoju i w łazience szyby. Zakleiliśmy je taśmą. Okna są tak zmurszałe, że trzeba je w całości wymienić, ale nie mamy za co. Już się zadłużyliśmy, zakładając plastykowe okna w kuchni i w stołowym, który co roku trzeba malować - żali się starsza kobieta. Dodaje, że jej renta i emerytura męża ledwo starcza na życie i leki. - My jakoś się przemęczymy, ale młodych szkoda. A najbardziej wnusi - mówi ze łzami.

Bo nie ma mieszkań

Pani Anna miała nadzieję na socjalne mieszkanie, bo kilka lat temu złożyła o nie podanie. Z mężem znów była ostatnio w ratuszu. - Najgorsze jest to, że zastępca burmistrza najpierw nam obiecał lokal do remontu, a potem powiedział, że dla nas nic nie ma i nie będzie - żali się młoda kobieta.

Wiceburmistrz Ryszard Szymański twierdzi, że zna problemy rodziny, ale nie umie jej pomóc, bo w gminie nie ma mieszkań zastępczych. Dodaje, że niczego nie obiecał i że Petertilowie źle go zrozumieli. - Mamy dwa lokale do remontu, ale są już przydzielone. Młodzi mogą odnowić pokój u rodziców i na razie tam mieszkać. Są na liście, ale mamy rodziny w gorszej sytuacji - tłumaczy Szymański. I dodaje, że gmina nie ma funduszy na opłacenie remontu.

Petertilowie są załamani. - Jak wywabić wilgoć, która od lat zżera pokój? Niech burmistrz przyjdzie i nam pokaże - mówią. Wciąż mają nadzieję, że znajdą jakąś pracę. - Tylko co z mieszkaniem? - pytają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska