Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomek Tomko z Żagania pracował u Billa Gatesa

Tomasz Hucał 68 377 02 20 [email protected]
Tomasz Tomko ma 29 lat. W wieku 7 lat wyjechał z Polski do Kitchener, gdzie osiedli jego rodzice - Irena i Janusz (trener lekkoatletyczny, w ostatnich latach wychował kilku medalistów mistrzostw Kanady w kategoriach młodzieżowych). Mieszka w Vancouver, gdzie ma zamiar zacząć nową pracę.
Tomasz Tomko ma 29 lat. W wieku 7 lat wyjechał z Polski do Kitchener, gdzie osiedli jego rodzice - Irena i Janusz (trener lekkoatletyczny, w ostatnich latach wychował kilku medalistów mistrzostw Kanady w kategoriach młodzieżowych). Mieszka w Vancouver, gdzie ma zamiar zacząć nową pracę. fot. Archiwum
- W Redmond, gdzie było moje miejsce pracy, firma zatrudniała 30-40 tysięcy osób. Więcej niż Żagań ma mieszkańców - opowiada TOMASZ TOMKO, który pochodzi z Żagania, ale od wielu lat mieszka w Kanadzie, a przez pięć ostatnich pracował w centrali Microsoftu.

- W Redmond, gdzie było moje miejsce pracy, firma zatrudniała 30-40 tysięcy osób. Więcej niż Żagań ma mieszkańców - opowiada Tomasz Tomko, który pochodzi z Żagania, ale od wielu lat mieszka w Kanadzie, a przez pięć ostatnich pracował w centrali Microsoftu.

- Jak trafia się do imperium, które stworzył Bill Gates?
- Microsoft szuka pracowników na wyższych uczelniach. Studiowałem w Kanadzie matematykę, informatykę i biotechnologię z informatyką. Regularnie przez cztery miesiące mieliśmy praktyki. Pracowałem w firmie komputerowej w Kitchener, gdzie mieszkają moi rodzice, byłem też w San Diego, a także na uniwersytecie McGill, gdzie zajmowałem się już biotechnologią. I wtedy przyszła propozycja z Microsoftu. To był taki wywiad telefoniczny. Dopiero po nim zostałem zaproszony do Seattle, w którym mieści się centrala firmy. Miałem jeden dzień rozmów kwalifikacyjnych z sześcioma osobami. Ale nie pytali o moje doświadczenie, papiery itp. To był swoisty test, jak rozwiązywać konkretne problemy. Sprawdzali mój sposób myślenia. No i ostatecznie mnie przyjęli.

- Kiedy zacząłeś pracę w Seattle?
- Umowę z Microsoftem podpisałem już w październiku 2004. Ale musiałem jeszcze skończyć studia, a potem chciałem trochę pozwiedzać. Firma zezwoliła mi na wakacje. Poleciałem do Europy, byłem między innymi w Portugalii i na Cyprze, a pracę w Seattle zacząłem we wrześniu 2005.

- Ile osób zatrudnia centrala największego producenta oprogramowania na świecie?
- W sumie jakieś 90 tysięcy osób. W Redmond, gdzie było moje miejsce pracy, 30-40 tysięcy. Więcej niż Żagań ma mieszkańców.

- To chyba musieliście tłoczyć się w wielkich biurowcach?
- Nie. Microsoft w Redmond to wielki campus. Każdy ma tam swoje biuro. No, może ostatnio jest nieco inaczej, pracuje teraz tylu ludzi, że czasami przypada dwóch na biuro. W campusie jest wszystko - stołówki, boisko piłkarskie, sala treningowa, siłownia... Nasze miejsca pracy są w wielu budynkach. Moje mieściło się w tym z numerem 16, Billa Gatese chyba w 34.

- Udało ci się go kiedyś spotkać?
- Tak żeby uścisnąć rękę - nigdy. Widziałem go gdzieś z odległości pięciu metrów, podczas corocznego spotkania firmowego.

- Spotkanie firmowe? Jak to wygląda w tak wielkim przedsiębiorstwie?
- Wynajmują stadion baseballowy w centrum Seattle, tam mieści się 30 tysięcy ludzi. Na otwarcie występują prezesi, w tym Bill Gates. Trudno to opisać słowami, ale jak podchodził do mównicy, wzbudzał ogromny respekt i szacunek. Klasa człowiek. Tydzień po rozpoczęciu przygody z Microsoftem trafiłem na pierwsze takie spotkanie i od razu dało mi motywację do jeszcze bardziej wytężonego wysiłku.

- Ile godzin dziennie zajmuje robota?
- Mamy nienormowany czas pracy. Musimy zrobić swoje. Ale w biurze raczej jesteśmy dłużej niż krócej.

- Czym dokładnie zajmowałeś się w Microsofcie?
- Przez pięć lat byłem program menedżerem. Pracowałem z moim zespołem nad dwoma projektami.

- Dwoma przez pięć lat?
- Dokładnie tak. Najpierw był to Microsoft Office 2007, a ostatnio najnowszy projekt firmy, czyli Office 2010. Chodzi o Sharepoint. To technologia, która umożliwia tworzenie bezpiecznych witryn w intranecie. Witryny te służą pracy grupowej i są miejscem, w którym ludzie z danej firmy mają szybki dostęp do niezbędnych danych. Gdy zaczynałem, Sharepoint był jednym z najmniej popularnych składników Office’a. Dziś ta popularność idzie ostro w górę. To cieszy.

- Office 2010 niedługo trafi do sklepów. Jakie to uczucie?
- Świetne. Mam świadomość, że efekty mojej pracy będzie podziwiało kilkadziesiąt, może nawet kilkaset milionów ludzi na świecie. Będą korzystali z tego, w co w ostatnich latach włożyłem sporo zdrowia.

- Czerpiesz z tego satysfakcję, więc dlaczego zdecydowałeś się odejść z Microsoftu?
- Chcę spróbować w życiu czegoś nowego, równie ekscytującego. Na razie za wcześnie, by mówić o szczegółach, ale powiem, że chcę pracować bezpośrednio z człowiekiem, robić coś dla jego dobra.

- Skupmy się na chwilę na Amerykanach. W Polsce jawią nam się, jako ludzie z nadwagą, którzy wszędzie jeżdżą autami i jedzą w fast foodach. Tak rzeczywiście jest?
- Zaskoczę cię. W Seattle jest zupełnie inaczej. Redmond, w którym pracowałem, jest nazywane rowerową stolicą tej części kraju. Zamiast samochodu, ludzie wybierają tu rower, dbają o zdrowie i kondycję fizyczną. A Seattle ostatnio zostało wybrane jednym z najzdrowszych miast w Stanach Zjednoczonych. Chodzi o jedzenie. Tam ludzie naprawdę dokładnie dobierają dietę, dowiadują się, co jedzą, czy żywność jest zdrowa.

- Inny stereotyp o Amerykanach: ich otwartość, bezpośredni sposób bycia, uśmiechanie się na ulicy, w metrze...
- Owszem, w wielu miejscach tak jest, ale też nie wszędzie. Nie ma problemu, by zagadać do nieznajomego na ulicy, uśmiechnąć się. Ale są też tacy, których to denerwuje.

- Czas na Polaków. Podobno pełno nas na świecie. Czy w Seattle też? W Microsofcie?
- Osobiście w firmie nie poznałem żadnego Polaka, ale na listach mailowych zauważyłem swojsko brzmiące nazwiska. W Seattle też nie widziałem rodaków, lecz pewnie są, bo jest mały polski sklepik i kościółek. Dużo lepiej pod tym względem jest w Kitchener w Kanadzie, gdzie mieszkają moi rodzice.

- Wyjechałeś z Żagania, gdy miałeś siedem lat. Od tego czasu minęło ponad 20. Jak często tu wracasz i jak dziś odbierasz nasz kraj?
- Z rodzicami staramy się odwiedzać Polskę, w tym Żagań, raz na kilka lat. Ostatnio byłem tu trzy lata temu. Cieszę się, że w kraju widać rozwój technologiczny. Gdy byłem w mieście trzy lata temu, chyba jeszcze nikt nie myślał o hot spocie, a teraz jest na placu Słowiańskim. Internet jest ogólnodostępny, router prawie w każdym domu, mail można odebrać wszędzie. Świetna sprawa. No i Żagań robi się coraz ładniejszy, remontują pałac, powstaje basen. Poza tym, jak ma tu być źle, skoro jestem na wakacjach?!

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska