MKTG SR - pasek na kartach artykułów

To, tamto i jeszcze coś

Andrzej Flűgel 0 68 324 8806 [email protected]
Dalej leniuchuję i ciągle śledzę Tour de France. Jeden z Czytelników sprowadził mnie w zachwytach nieco na ziemię i zaproponował, żebym poczytał, co w wywiadach mówi trzeci zawodnik ubiegłorocznego wyścigu, złapany na dopingu, Bernard Kohl.

Poczytałem. Austriak po wpadce w sumie musiał zakończyć karierę. A skoro tak, to "tnie" teraz niczym peleton likwidujący ucieczkę. Opowiada o tym kto, jak, kiedy i jakimi sposobami się faszerował. Czego tam nie ma? Jakieś wirówki do krwi, oszukiwanie kontroli, branie tego, tamtego i jeszcze czegoś. Twierdzi, że nie tylko on, bo możni tegorocznej ,,Wielkiej Pętli" też.

- Chyba nie kłamie - pisał Czytelnik. - Skoro każą im jechać 200 kilometrów po ogromnych górach, gdzie po pokonaniu tych wzniesień, trzeba dać odpocząć samochodowi i wiadomo, że człowiek bez wspomagania nie da rady, to co oni mają robić? Wspomagają się. I tak wszyscy udają, że o tym nie wiedzą. Organizatorzy, kolarze, sponsorzy, kibice, spece od koksu i ci, którzy ich ścigają. Czasem, tak jak Kohl, ktoś wpadnie niczym mucha w sieć, ale zanim pająk częściowo ją pożre, a resztę zamarynuje na później, pozostali spokojnie dalej biorą. Jadą pokonując premie górskie, uciekają peletonowi i takich jak pan i ja podkręcają. Ale cóż robić? Podkręcajmy się więc dalej. I tak robię...

Skoro mam urlopowy luz, to spokojnie obejrzałem eliminacyjny turniej Drużynowych Mistrzostw Świata w Peterborough. Było fajnie i też się cieszę. Ciągle jednak tkwi mi gdzieś w głowie, że mistrzostwa drużynowe, to taka imitacja Grand Prix, bo w żużlu liczą się sukcesy indywidualne. Owszem, fajnie, że tu odnosimy sukcesy, ale - jak sądzę - większość z kibiców odda medal w drużynówce za tytuł mistrzowski Polaka. Tylko raz nasz rodak stał na najwyższym podium w 1973 roku. To już 36 lat temu...Tak więc ciesząc się i smarując miodem zawodników, jak nasi telewizyjni sprawozdawcy, trenera i cały polski żużel, zastanówmy się czemu w ostatnich 30 latach na najwyższym podium stali Szwedzi, Anglicy, Duńczycy, Nowozelandczycy, a nawet Niemiec. Polak nie.

To jest problem: najlepsza liga świata, największe stadiony, najpełniejsze trybuny i ciągle nic. Dajemy zarobić całej Europie, u nas jeżdżą najlepsi, niemal każdy mecz ekstraligi to gwiazdozbór. Mamy tłum byłych mistrzów świata juniorów, co chwilę pojawia się jakiś utalentowany chłopak. Czemu więc ciągle mistrzami są inni? Dlaczego w polskiej lidze rozbłyskują zagraniczne gwiazdy, a nasze tak szybko gasną jak zaświeciły? Czemu zachodni zawodnik to profesjonalista, który nigdy nie odmówi rozmowy, nawet po porażce. Jest uśmiechnięty, pozytywnie nastawiony i otwarty. Nasz to - poza wyjątkami - zadufany w sobie lokalny gwiazdor otoczony gromadą pochlebców i patrzący na wszystkich z góry. Dlaczego? Nie potrafię tego zrozumieć. I wcale się nie czepiam żużla. Wiem jak on wszystkich u nas kręci. Może warto sobie uświadomić, że wcale nie jest tak dobrze właśnie teraz, kiedy cieszymy się z awansu do finału w Lesznie?

Ale jest też wiele spraw, które nie podobają mi się w futbolu. Nie mówię o naszym, bo tu bałagan jest okrutny. Ale w światowym rządzi kasa i tylko ona. Wiem, że tak musi być i to nieuniknione. Jednak szkoda mi starego Pucharu Europy gdzie zespół z jakiegoś małego kraju mógł się spotkać z wielkim i co ciekawe, nawet go pokonać. Dziś zespoły z najsłabszych krajów zaczynają eliminacje już na początku lipca i jak odpadną, to kończą pucharową przygodę. Czy to sprawiedliwe? Albo co to za Liga Mistrzów skoro grają trzecie, a nawet czwarte zespoły, a mistrzowie ze słabszych krajów muszą się obyć smakiem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska